Mama just killed a man
Put a gun against his head
Pulled my trigger, now he's dead.
Mama, life had just begun
But now I've gone and thrown it all away.
Mama, ooh, didn't mean to make you cry,
If I'm not back again this time tomorrow,
Carry on, carry on, as if nothing really matters.
Too late, my time has come
Sends shivers down my spine
Body's aching all the time.
Good bye, everybody, I've got to go
Gotta leave you all behind and face the truth.~ Panic! At The Disco - Bohemian Rhapsody
*
Spałam w objęciach mordercy. Sielanka pozwoliła mi zapomnieć, kim mój mąż był naprawdę. Na sumieniu miał jedenaście osób, możliwe, iż w noc poślubną dopisał parę nazwisk do listy. W tamtym momencie wolałam nie wiedzieć i udawać, że wcale mnie to nie obchodzi. Jakie to miało znaczenie? Musiałam zaakceptować aktualne życie, a najlepiej dostosować się do nowych reguł gry.
To już stawało się tradycją, iż budziłam się sama w łóżku. Draco spał dłużej niż ja tylko w czasach, gdy nie dzielił ze mną materaca. Nie rozumiałam dlaczego. Czy kręciłam się? Zabierałam kołdrę? Kopałam? Zrezygnowana, podniosłam się zamaszyście i nie dość, że zakręciło się mi w głowie, to jeszcze zastał mnie niecodzienny widok.
Uchyliłam usta i przypatrywałam się, jak Malfoy... ćwiczy. Podciągał się na drążku, tymczasowo zamontowanym w drzwiach od łazienki. Spojrzałam na zegarek, wskazówki wyraźnie tkwiły na godzinie siódmej piętnaście. Czy tylko dla mnie to nienormalne, żeby po całej nocy na nogach wstać wraz z kurami i pompować bicepsa? Powróciłam uwagą do niego, a ten bezczelnie wyszczerzył zęby, podciągnął się po raz ostatni i głucho wylądował na ziemi.
– Dzień dobry – zamruczał, siadł na podłodze, po czym rozpoczął serię brzuszków.
Przynajmniej jedna zagadka się rozwiązała. Gdy ja smacznie spałam do dziewiątej, on trenował, zapewne wcześniej rzucając jakieś zaklęcie wygłuszające. Tajemnice świetnej budowy ciała Malfoya już odkryłam. Pozostały tylko mniej istotne, takie jak nieznany mi eliksir warzony od miesiąca, przeznaczenie artefaktu i dziwne zachowanie Harry'ego.
– Hej... – odburknęłam, wciąż nie mogąc pozbierać szczęki z podłogi. – To ja... wezmę prysznic... – stwierdziłam dość elokwentnie, jak na stan, w jakim się znajdowałam: lekkiego szoku i... podniecenia.
Pośpiesznie wyciągnęłam zwiewne ubrania i przeszłam obok Draco, próbując nie spoglądać na jego gołą klatę. Słowo daję, że zrobił to specjalnie... w sensie tak się rozebrał. Zanim zamknęłam drzwi od łazienki, usłyszałam złośliwy śmiech.
Zbyt długo nie miałam faceta, przez co głupoty przychodziły mi do głowy na widok roznegliżowanego arystokraty. Z pewnością to było właśnie to. Nic innego. Jeszcze pocałunek przed ołtarzem... on także rozbudzał wyobraźnię. Dotknęłam ust, z niepokojącą myślą, że chciałabym go powtórzyć.
"Nie. Nie. Nie!" – przecież wcale tego nie chciałam.
Zaprzeczanie okazało się jałowe.
Rozebrana ułożyłam się wygodnie w wannie, kontemplując dalej uczucia, jakimi dążyłam tego nadętego tlenionego barana.
W sumie... minęło trochę czasu... najpierw jego opieka nade mną, gdy Lucjusz wyjechał, a później jeszcze dwa tygodnie mieszkania w jego komnatach. Wciąż jednak go nie lubiłam. Wciąż uważałam go za bogatego buca. Gdy raz się do kogoś zrażałam, z trudnością zmieniałam zdanie.
Zmoczyłam włosy sztywne od lakieru. Gdy wmasowywałam w nie szampon, natknęłam się na zabłąkaną wsuwkę. Uśmiechnęłam się, gdy światło świec zatańczyło na kamieniach układających się we wzór czerwonego kwiatu. Odłożyłam ozdobę w bezpieczne miejsce. Zmyłam resztki makijażu, który nie przetrwał nocy wtulania się w poduszkę oraz Malfoyowych pocałunków. Dokładnie natarłam całe ciało jakimś diabelnie drogim mydłem. Arystokraci na wojnę ciągną ze sobą cały swój luksus.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...