When I was a child I'd sit for hours,
Staring into open flames.
Something in it had a power,
Could barely tear my eyes away.All you have is your fire,
And the place you need to reach.
Don't you ever, tame your demons,
Always keep them on a leash.~ Hozier - Arsonist's Lullabye
*
Szara łuna nad lasem zwiastowała nadejście kolejnego dnia. Słońce wspinało się po nieboskłonie, budząc do życia zaspanych mieszkańców zamku. Ja nie spałam od dawna, śmiało można rzec, iż nie zmrużyłam w nocy oka, o czym przypominały zaczerwienione białka otaczające orzechowe tęczówki, gorliwie wpatrujące się w widok za oknem.
Od dłuższego czasu opierałam się o szklane drzwi, starając się znaleźć odrobinę spokoju w tym wypełnionym chaosem świecie. Skubałam niedawno założony bandaż, odrywając nitkę po nitce.
Noc owocowała we wrażenia, które skutecznie rozbudziły umysł. Kiedy Draco, zmęczony drugim stosunkiem, po opatrzeniu reszty moich ran, zasnął jak dziecko, ja leżałam na wznak, głaskając aksamitne włosy arystokraty. Spokojne ruchy palców przeplatających kosmyki działały kojąco. Próbowałam zasnąć. Zamknęłam oczy. Moje ciało było wykończone, lecz mózg pracował na najwyższych obrotach. Po dwóch godzinach bezskutecznych prób znalazłam się przy oknie i od tego czasu stałam nieruchomo, wodząc po najbliższej okolicy.
Wszystko uległo zmianie. Zwłaszcza ja. Ale czyż nie na tym polega życie? Los nieustannie zmienia kierunek, stawiając przed nami nowe zakręty, a za nimi świeże perspektywy, konsekwencje, wzloty i upadki. Nic nigdy nie jest pewnym.
Drgnęłam. Przestraszyłam się, gdy niespodziewanie gorące ciało przylgnęło do moich pleców, idealnie wpasowując się w każdą krzywiznę. Miałam na sobie tylko podkoszulek, ledwo zakrywający pośladki, to też doskonale czułam każdy szorstki włosek na Malfoyowych udach. Powyżej lędźwi osiadł poranny wzwód, tudzież efekt podniecenia; jedno z dwóch. Nagi Draco ułożył dłonie pod moją miednicą na biodrach.
Nie słyszałam go wcześniej. Musiał zajść mnie bezszelestnie. Cichutko jak polujący kot. Już kiedyś porównywałam go do tych zwierząt. Oparł brodę na mojej skroni, po czym złożył krótki pocałunek z boku czoła, drapiąc zarostem.
– Znudziło ci się ciepłe łóżko? – mruknął.
Przeniósł dłonie wyżej. Jedną wsunął między uda a drugą wsadził pod materiał koszulki, ujmując pierś obrzmiewającą w podnieceniu. Obrazy z wczorajszej nocy natychmiast stanęły mi przed oczami, a przyjemność wynikła z wyobraźni zapulsowała w kroczu.
– Nie mogłam spać... – powiedziałam, skupiając się na palcach, ślizgających się po wilgotniejącym sromie.
Przymknęłam oczy, odchylając głowę, żeby oprzeć ją na ramieniu za sobą. Tak bardzo nie chciałam, żeby przestawał.
– Dobrze, że wstałaś – szepnął, kontynuując zabawę, jednocześnie słowo za słowem przemawiając do mnie. Każdy wyraz wypowiadał w akompaniamencie dotyku. Tworzył tło za pomocą swoich palców. – Mamy dziś trochę roboty... – Zatopił paliczek w moim wnętrzu. – Powinniśmy się tym zająć wczoraj... – Byłam coraz bliżej, wypchnęłam pośladki, aby poczuć go bardziej; każdy jego mięsień tworzący ramę dla kobiecej sylwetki. – ...ale sprawnie odciągnęłaś mnie od spraw ważnych... – Ścisnął pierś, koncentrując się na sterczącym sutku. – Musimy... – Nadszedł kres. – Wymyślić dla ciebie alibi...
Wygięłam się w łuk, wypuszczając z jękiem powietrze. Zatopił usta w mych wargach, całując namiętnie, żeby następnie odsunąć się nieznacznie i przejechać językiem po napuchniętej wardze. Po raz ostatni musnął palcem łechtaczkę, sprawiając, że zmiękły mi kolana. Cofnął się, a chłód uderzył w jeszcze przed chwilą rozgrzane miejsce.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...