Little Bluebird at my window
Sing a pretty song for me
Don't you know that you can fly away?
Don't you know that you can leave?~ Max Jury – Numb
*
Nie mam pojęcia, jakim cudem, ale upalny lipcowy dzień, który spędziliśmy razem, popchnął naszą znajomość do przodu.
Tak, jak Draco powiedział – powróciłam do pracy przy eliksirach, a tym samym spędzałam z Harrym przeważającą część dni. Nigdy nie byliśmy sami, zawsze w lochach towarzyszyli nam Snape i Nott. Otrzymałam też pozwolenie na spotkania z Ginny. W ciągu tygodnia odwiedziła mnie dwa razy w komnatach Malfoya. Mój narzeczony w tym czasie wcale nie wychodził; zazwyczaj siedział na balkonie lub wylegiwał się w łóżku z książką. Chcąc nie chcąc przysłuchiwał się naszym babskim sprawom. Często przewracał oczami i krzywił się, słysząc głupsze z naszych wypowiedzi. Otrzymałam namiastkę normalności, za co byłam wdzięczna.
Powróciły lekcje oklumencji. Zawsze przed snem, gdy umysł był najbardziej znużony, leżeliśmy naprzeciw siebie, a on wdzierał się do mojego mózgu. Trzymał się jednej zasady, którą wyznaczyłam – nie grzebał w bolesnych wspomnieniach. Błądził po tych najstarszych z okresu dzieciństwa, nierzadko komentując je żartobliwie. Poznawał moją przeszłość, uczył się o mnie wiele, niewiele dając od siebie. Czwartego dnia udało się mi odepchnąć jego napór. Tylko na chwilę. Później znów zaatakował ze zdwojoną siłą. Niemniej, pochwalił mnie za osiągnięcie, na co zareagowałam histerycznym śmiechem; co jak co, ale nie spodziewałam się, że doceni mnie na jakimkolwiek polu.
Rozmawialiśmy o błahych sprawach... pogodzie... pracy... Głównie to ja mówiłam, a on słuchał. Nie mówił, co robił, gdy ja kroiłam ingrediencje z Harrym.
Dni zlewały się ze sobą, przebiegając rutynowo: śniadanie, praca, obiad, praca, kolacja, kąpiel, lekcje oklumencji, a później błogi sen. Posiłki jedliśmy wraz z innymi, w wielkiej sali. Przypominałam sobie czasy szkolne, gdy byliśmy jedną wielką wspólnotą. Któregoś dnia przy stole po lewej Voldemorta zasiadł Longbottom wraz z Luną. Jak gdyby nigdy nic zajadał się z śmierciożercami, ba, nawet z nimi żartował. Moja dawna przyjaciółka spojrzała parokrotnie w moją stronę, żeby szybko spuścić wzrok. Wstydziła się swojego położenia. Wstydziłam się razem z nią. Wyglądała kwitnąco – ciąża jej służyła. Brzuszka nie było jeszcze widać.
Cztery dni przed weselem przyszła suknia ślubna. Moje przymierzanie jej było zbędne, ale i tak to zrobiłam. Pierwsza mierzyła ją Pansy w sklepie. Czysta ironia, gdyż to ona chciałaby być na moim miejscu. To ona chciała tej sukni i zapewne wybrała taką, jaka najbardziej przypadła jej do gustu. Chciała być mną.
Ponoć pan młody nie powinien widzieć swojej wybranki w sukni przed ślubem. Draco przyglądał się, jak obracałam się w niej przed lustrem. Nie komentował. Pozostawał niewzruszony, w przeciwieństwie do Pansy, której oczy w pewnym momencie poczerwieniały. Jak bardzo nie udawałaby, ja wiedziałam, że zbyt mocno kocha Malfoya. On także zauważył jej smutek, wtedy też coś odbiło się w jego twarzy, lecz trwało to zbyt krótko, żebym mogła zawyrokować, czym to uczucie było.
Trzy dni przed weselem, stało się coś, co przesądni uznaliby za karę spowodowaną tym, że Malfoy widział mnie w odświętnym stroju. Nazwijcie to, jak chcecie, ale tamtego dnia, wszystko ułożyło się w zgrabną całość, a ja mogłam przejść przez uchylone drzwi.
***
Para wznosiła się nad kociołkami, gęstymi kłębami wypełniając przestrzeń między sufitem a połową wysokości podziemnego pomieszczenia. Mistrz eliksirów skontrolował każdy z nich, najdłużej zatrzymując się przy tym, wypełnionym nieznaną mi miksturą. To nad nią spędzał najwięcej czasu. Wyglądało na to, iż jej receptura przewyższała skomplikowaniem tą opisującą proces przyrządzania Eliksiru Wielosokowego.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...