It's our moment in the sun
And it's only just begun
It's time to have a little fun
We're inviting you to come and see why you should be
On easy street
Yeah, we got a front row seat
Oh, to a life that can't be beat
Right here on easy street~ The Collapsable Hearts Club – Easy Street
*
Więzienna część Ministerstwa Magii budziła się do życia. O godzinie siódmej głośny jazgot zegara poderwał z pryczy nawet najzagorzalszych fanów spania do południa.
W odpowiedzi na męczący uszy dźwięk, szatynka warknęła i jęknęła w poduszkę. Zacisnęła też palce, wbijając paznokcie w pierzaste wnętrze pościeli. Od pewnego czasu nienawidziła wstawać na komendę. Usłyszała kroki i rytmiczne walenie w żeliwne drzwi celi. Metal przyjmował uderzenie i głośno przekazywał je dalej.
Łup.
Podniosła głowę, kiedy w sąsiadującym pomieszczeniu rozlało się metaliczne łupnięcie.
– Ani się waż, szmato! – zakrzyknęła.
Wiedziała, że klawisz zatrzymał dłoń centymetry od powierzchni. Wiedziała, iż na jego twarzy kwitnie wredny uśmiech. Wiedziała, że złośliwie wziął większy zamach i...
Łup.
– Zabiję... – stęknęła bardziej do siebie niż osoby oddzielonej od niej drzwiami.
Łup. Łup.
Łup.
Łup.
Strażnik zagrał na jej nerwach, po czym ruszył dalej. Zazgrzytała zębami, podciągając się do pozycji siedzącej. Rozciągnęła kark okrężnym ruchem, wyciągnęła ręce w górę, a kręgosłup chrupnął.
"Cholerne twarde materace" – zawyrokowała, zeskakując z pryczy, aby zrobić parę skłonów, przysiadów i brzuszków.
Siódma piętnaście.
Przez prostokątną szparę z klapką wsunięto głęboki talerz.
Na śniadania zawsze dostawała jedno z trzech dań: owsiankę, jajecznicę (nieznającą soli i pieprzu), bądź suche dwie kromki z szynką, serem lub dżemem. Uważała, że wszystko bez wyjątku smakowało jak rozmiękła tektura lub sucha tektura. Równie dobrze mogli podawać tekturę, nie zrobiłoby to różnicy.
Ty razem dostała owsiankę. Westchnęła. Wzdychała dużo. Gdy nie spała i nie uczestniczyła w przesłuchaniu, wzdychała średnio trzy razy na godzinę. Ot, taka rozrywka na długie bezczynne dni.
Zdjęła z okienka śniadanie, zaniosła na kwadratowy stolik i usiadła na jednej z dwóch pryczy. Nie miała współlokatorki. Moor na to nie pozwalał. Zacisnęła palce na drewnianej łyżce. Miękkie drewno w teorii nie powinno stanowić zagrożenia dla jej — i odwiedzających ludzi — życia. W teorii. Hermiona jako inteligentna osoba wiedziała, że nie potrzeba broni, aby stać się niebezpiecznym. Od czego ma się zęby? Gdyby też chciała pozbawić się życia, na pewno nie użyłaby w tym celu łyżki. Od czego ma się zęby? Odgryzłaby sobie język i po problemie. Nie zdążyliby zareagować. Jednak nie tego chciała. Zamierzała dokończyć historię i z godnością poddać się karze. Przecież na nią zasługiwała.
Skrzywiła się, memłając między zębami a językiem kluskowatą, rozmiękłą, papkowatą owsiankę. Robiła przerwy, co by nie zwrócić wszystkiego na talerz. W swoim korycie nie powinno się paskudzić. Jakby jadła napęczniały papier.
CZYTASZ
Esencja cierpienia [Dramione][+18]
FanfictionMówią, że jestem obłąkana. Mówią, że jestem cieniem. Mówią, że zginęłam na polu bitwy. Nie postradałam zmysłów - ja tylko zobaczyłam prawdę, ukrytą w mroku. Poznałam wszystkie odcienie czerni. Trwa wojna. Jeden z odłamów Zakonu Feniksa został pojman...