CZĘŚĆ PIERWSZA - Rozdział 1

1.6K 122 87
                                    

Lucy

Drzwi frontowe wyrwane z framugi przygniatały krzew rosnący obok wejścia do domu, a odłamki szyb zdobiły równo przycięty trawnik. Ten wstrząsający widok właśnie zastałam zaraz po powrocie do domu. Rano jeszcze tak ciepłe miejsce teraz ukazywało swoją ciemną stronę. Z bólem patrzyłam na ten szokujący obraz, tworząc tysiące teorii zdarzeń, jakie mogły mieć miejsce.

Przy akompaniamencie pierwszych grzmotów ruszyłam w stronę białego budynku. Moje nogi lekko się trzęsły, dłonie dygotały, a serce waliło niczym opętane. Z każdym krokiem coraz bardziej się denerwowałam. Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Korytarz oraz salon wyglądały niczym miejsce walki. Wszędzie leżały odłamki szkła czy mebli. Stolik kawowy leżał połamany, a biała kanapa podziurawiona nie wspominając o ozdobach ściennych, których niewiele przetrwało.

Idąc między przeszkodami, starałam się stąpać, jak najdelikatniej i uważnie. Nie chciałam zawiadamiać nikogo o mojej obecności. Nie wiedziałam, czy sprawca tej całej tragedii wciąż był obecny w domu, ale nie mogłam czekać, wiedząc, że wuj ten dzień miał wolny od pracy i już rano stwierdził, że nie ma w planach nic lepszego niż przespać cały dzień i naładować baterie.

Dostrzegając wystające stopy zza kanapy oprawione w doskonale znane mi buty, popędziłam w stronę wuja i padłam przy nim na kolana. Był zakrwawiony i pobijany. Na śnieżnobiałej koszuli tworzyła się coraz większa plama krwi. Dolna warga mężczyzny była spuchnięta i zraniona, nos najprawdopodobniej złamany, a prawe oko podbite. Ten widok sprawiał mi ogromny ból. Modliłam się w duchu, by przeżył.

- Wuju? - Lekko nim potrząsnęłam z nadzieją na jakąkolwiek reakcję z jego strony. Niestety tak się nie stało.

Nie wiedziałam, co robić. W szkole miałam lekcje o udzielaniu pierwszej pomocy, ale to wszystko wyparowało. Byłam pełna strachu i paniki. Rozglądając się dookoła, szukałam czegokolwiek, co mogło mi w jakikolwiek sposób pomóc. Zatrzymałam się na torbie, którą miałam przewieszoną przez ramię, natychmiast zaczęłam szukać w niej swojego telefonu. Gdy trzęsącymi się rękoma wybierałam numer ratunkowy, mój lewy nadgarstek został chwycony i szarpnięty, a komórka wyślizgnęła się między palcami. Pisnęłam na niespodziewany ruch wuja. Cały czas myślałam, że jest nieprzytomny. Jego klatka piersiowa bez przerwy poruszała się delikatnie, niemal ledwo dostrzegalnie, a na twarzy widniał grymas bólu.

Spojrzałam prosto w oczy mężczyzny. Ku mojemu zaskoczeniu były lekko otwarte. Mimo tego pocieszającego uśmiechu, jaki zawitał na jego twarzy, to właśnie w oczach dostrzegałam cierpienie. To były te same oczy, które zawsze przepełniały radosne chochliki. Krajało mi się serce, gdy na to patrzyłam. W ciągu tylu lat nigdy nie widziałam, by te radosne iskierki w nim zanikły, aż dotąd.

- Nie! - krzyknął szeptem. Spojrzałam na niego, nie rozumiejąc, o co chodziło, przecież potrzebna była mu pomoc! - Lucy, i tak mi już nie pomogą - wychapał ciężko. Wyraźnie można było usłyszeć, z jakim trudem wypowiadał każde słowo.

- Proszę cię, nie opowiadaj głupot, już nic nie mów...

- Dziecko mi już nic nie pomoże. Twoje życie jest o wiele cenniejsze od mojego. - Jego słowa sprawiły, iż receptory w moim mózgu zaczęły pracować na najwyższych obrotach. Co powodowało, że z jego ust wychodziły takie słowa? - Miałem cię chronić, przyrzekłem to twoim rodzicom, ale nie udało mi się. - Swoją drugą rękę w ostatku sił przeniósł na moją dłoń. Delikatnie otworzył swoją pięść, z której wypadł naszyjnik. Miałam wrażenie, że już go widziałam (piękny rubin w kształcie serca umieszczony na delikatnym, srebrnym łańcuszku). - Należał do twojej matki. Jest kluczem do wszystkich twych pytań. - Jego głos stawał się coraz słabszy. Na moich oczach życie z tego mężczyzny uchodziło, a ja nie umiałam mu pomóc. Czułam, jak po moich policzkach zaczynały płynąć słone łzy. - Zrób coś dla mnie Lucy. - Pokiwałam głową. Wiedziałam, że zrobiłabym wszystko, o co by mnie poprosił. Był moją jedyną rodziną, osobą, która tak wiele ze mną przeżyła, a mimo wszystkiego bezgranicznie kochała.

- Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko zostań ze mną - odparłam pociągając nosem, a słone krople pojedynczo zaczęły spływać po moich policzkach. - Nie możesz mnie zostawić.

- Zawsze będę z tobą - wyszeptał. - Miej go przy sobie. - Spojrzał na naszyjnik - I uciekaj. Nie mogą cię... - urwał, gdy z drugiego końca domu dobiegły nas ciężkie kroki dudniące po całym budynku nierównym rytmem i odgłosy rozmowy, z której nic nie rozumiałam. Spojrzałam spanikowana w tamtą stronę. Dźwięki się nasilały. Jon chwycił mnie za przedramię, przez co moje serce zaczęło bić jak nigdy. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy z piersi. - Uciekaj. Już!

Nie wiedziałam, co mam robić i z kim do czynienia, ale bezgranicznie ufałam Jonowi. Nie był tylko moim wujkiem czy opiekunem prawnym, był przyjacielem, z którym mogłam się dzielić wszystkimi troskami.

Automatycznie chwyciłam torbę, do której wrzuciłam naszyjnik oraz telefon leżący na moich udach i popędziłam w stronę wyjścia. Niestety potknęłam się o złamaną, metalową nogę ławy, która poturlała się na drugi koniec salonu, tworząc niepotrzebny hałas.

- Słyszałeś to?! - Zza ściany dobiegł głęboki męski głos, a ja zastygłym. Miałam wrażenie, że to ostatnie chwile mojego życia. - Sprawdzę co to.

Kiedy gość zaczął wyłaniać się zza drzwi od kuchni, w lustrze mogłam ujrzeć jego odbicie. Był barczystym, muskularnym mężczyzną o oliwkowej karnacji i krótko przyciętych włosach. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Wyglądał groźnie i to bardzo. Sam jego głos mnie przerażał, ale gdy go zobaczyłam, od razu wiedziałam, że śmierć z jego rąk będzie bolesna. Gdy wyszedł z kuchni, jego spojrzenie padło na mnie z zaciśniętą szczęką, na co głośno przełknęłam ślinę.

Minęła chwila, zanim naprawdę dotarło do mnie, że zaraz mogę zginąć. W mojej głowie rozbrzmiał głos Jona, który kazał mi uciekać. Zebrałam się w sobie i postanowiłam zaryzykować. Puściłam się pędem przed siebie z nadzieją, iż go zgubię.

- Zatrzymaj się! - Usłyszałam za plecami. Doskonale wiedziałam, że któryś z nieznajomych będzie mnie ścigał. - I tak cię dopadnę!

Starałam się najszybciej, jak tylko było to możliwe przebierać nogami. Biegłam między znajomymi domkami. W większości ogródków znajdujących się na mojej ulicy bawiłam, się jako małe dziecko. John często prosił nasze sąsiadki, by się mną zajęły przez kilka godzin czy dni, gdy opiekunka nie mogła przyjść, a pilnie musiał wyjechać w delegacje czy po prostu wyjść do pracy. Większość z tych kobiet to starsze babcie, które z chęcią oferowały wujowi swoją pomoc.

Wybiegając z ulicy, na której mieszkałam, do moich uszu dotarł dźwięk strzału dochodzący najprawdopodobniej z mojego domu. Ten dźwięk sprawił, że miałam najczarniejsze myśli oraz wystarczył, abym się zatrzymała.

Za plecami usłyszałam złośliwy śmiech. Powoli odwróciłam się na pięcie i stanęłam oko w oko z mężczyzną, którego dostrzegłam w domu. Głośno przełknęłam ślinę, nie wiedząc, co może się wydarzyć. Sądziłam, że jedynym co mi pozostało była modlitwa o cud.


I jak wam się podobał pierwszy rozdział? Co wam się w nim podobało, a co nie? Co waszym zdaniem teraz stanie się z Lucy?

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

I jak wam się podobał pierwszy rozdział? Co wam się w nim podobało, a co nie? Co waszym zdaniem teraz stanie się z Lucy?

Postaram się dodawać rozdziały minimum raz w miesiącu, ale pewnie nie zawsze mi się uda. Mam co do tej książki ogromne plany i chcę, by była idealna. ;D

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz