Rozdział 16

653 27 6
                                    

Lilli

Dlaczego jak zawsze całą brudną robotę zrzucają na mnie? Przecież to Christopher mógł pobiec do schronu, a nie ja! Jest to tak bardzo nie sprawiedliwe, niby życie nigdy nie jest fair i nic z tym nie da się zrobić. W sumie ja nigdy nie mam szczęścia.

Biegnąc przez korytarz, słyszałam odgłosy walk rozgrywających się na zewnątrz. Były one coraz wyraźniejsze. Moje serce dudniło jak oszalałe, a nogi dygotały. Bałam się. Bałam się o siebie, o wszystkich znajomych. Niby świat do odważnych należy, ale co jeśli ja nie jestem odważna? Co, jeśli nie uda mi się dotrzeć do schronu, by wszystkich zawiadomić o nowym wyjściu ucieczki?

Przyspieszyłam kroku, moje nogi z czasem zaczynały pędzić, a ja modliłam się do bogów, o to bym nie natrafiła na żadnego Łowcę. Mogłoby to się skończyć wówczas niezłą klapą. Gdy tylko do moich uszu dotarły dźwięki dudniących ciężkich kroków po drewnianej podłodze, którą było pokryte piętro, zamarłam na kilka sekund. Gdy Łowcy zaczęli wyłaniać się zza ściany, szybko schowałam za potężnym filarem z nadzieją, że mnie nie dostrzegą. Rozmawiali dość niewyraźnie w języku ojców. Udało mi się wyłapać kilka poszczególnych słów takich jak „zwycięstwo", „to prawie koniec" czy „Trzeba ją zniszczyć". Wystarczało mi to by zrozumieć, że mamy znacznie mniej czasu niż przypuszczaliśmy.

Gdy ci dwaj potężni mężczyźni zniknęli z zasięgu mojego wzroku, ostrożnie ruszyłam w stronę wejścia do podziemi zamku, w których uczniowie i główna kadra pedagogiczna się ukrywała. Bez przerwy się rozglądałam i nasłuchiwałam zbliżających się dźwięków.

Gdy tylko dotarłam na półpiętro, odbezpieczyłam przejście dzięki kropli swojej krwi i zatrzasnęłam za sobą ukryte wrota. Tunel był ciemny, a echo moich kroków odbijało się od pustych, kamiennych ścian. Charakterystyczny odór wilgoci sprawił, że co chwilę marszczyłam nos. Podążałam plątaniną korytarzy z nadzieją, że nigdzie nie popełniłam błędu. Gdy zaczęłam wchodzić w kolejny zakręt, poczułam ostre szarpnięcie i zimne ostrze przyłożone do szyi.

– Radzę ci się nie ruszać. To Święte ostrze Łowco. Wystarczy sekunda, a ty padniesz martwy – oznajmi młody mężczyzna, przyciskając ostrze do mojej skóry.

Litości! On tak na poważnie?! Doskonale znałam mojego oprawcę. Wystarczyło, bym cisnęła w jego brzuch swoim zgiętym łokciem, a następnie szybko chwyciła jego rękę, trzymającą otrze tuż przy mojej szyi, odpowiednio szarpnęła i wykręciła. Za dobrze znałam jego słabe strony.

– Pogięło cię leszczu? – syknęłam do młodego chłopaka.

– Navarro? – zapytał zszokowany. – Skąd się tu wzięłaś?

– Ojciec ci nie tłumaczył takich rzeczy? – zapytałam ironicznie. – Chyba nie muszę ci opowiadać tych bajeczek o pszczółkach i...

– Nie o tym mówię! – odparł szybko.

–No co ty.

Wyminęłam go i ruszyłam w stronę schronu. Przy metalowych drzwiach stało kilkoro uzbrojonych strażników i uczniów z ostatniego roku. Ich dłonie były zaciśnięte na rękojeściach ostrzy, ale poza tym podpierali ścianę i szeptali między sobą. Nawet nie zauważyli, gdy przeszłam obok nich wraz z Finnem.

Dopiero w stłumionym świetle wyraźnie dostrzegłam jego zmierzwione, rude włosy, delikatne rysy twarzy i smukłą sylwetkę, Był dwa lata młodszy, ale mimo to często odbywaliśmy wspólnie kary. Niestety obojgu nam wpadają do głowy głupie pomysły.

– Muszę szybko pogadać z Woodland – oznajmiłam, stając pośrodku pomieszczenia.

– Cały czas rozmawia z resztą. Snują nadzieje, że uda i się jakoś wyjść z tej sytuacji. Są ta. – Finn wskazał na lewy róg pomieszczenia gdzie stała większość kadry pedagogicznej oraz kilkoro strażników. Dostrzegłam również Eva'e, która rozmawiała z profesorem Andersonem.

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz