Rozdział 2

1.2K 104 77
                                    

Christopher


     Krążenie po mieście w poszukiwaniu podopiecznego nie jest takie proste. W tym roku rada poszalała. Nie dość, że wysłali mnie praktycznie na drugi koniec kraju, to dostałem znikome informacje o chronionej. Miałem nadzieję, że szybko się uwinę ze wszystkim i zdążę na rekrutację pierwszaków.

     Gdy po długiej podróży dotarłem na właściwą ulicę, od razu moją uwagę przyciągnął duży, nowoczesny dom, który był w nieciekawym stanie. Na pierwszy rzut oka można było pomyśleć, że właściciele go odnawiali, ale gdy się do niego zbliżałem byłem zupełnie innego zdania. Drzwi wyrwane z framug leżały na krzewie obok, płot był zdewastowany, a w niektórych oknach szyby zostały powybijane.

     Szybko zatrzymałem się pod posiadłością i wysiadłem z samochodu, jednocześnie wyjmując jedno z ostrzy schowanych w skórzanej kurtce, którą miałem narzuconą na ramiona. Ostrożnie podążyłem w stronę budynku, pozostając czujnym i wytężając wszystkie zmysły. Z każdym krokiem, upewniałem się w myśli, że za całą sytuacją stali Łowcy. Długie i głębokie zadrapania na ścianach wykonane ostrzami, które pozostały w murze były znakiem szczególnym jednej z grup wojowników. Łowców północy. Rzadko napotykaliśmy ich w tym wymiarze, ale gdy już stawali na drodze, byli mocnym przeciwnikiem.

     Słysząc szmery z sąsiedniego pomieszczenia, zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści ostrza i przywarłem do ściany tuż przy drzwiach do pokoju. Zacząłem błądzić oczami po wszystkim w zasięgu wzroku, ale nie dostrzegłem, niczego co mogłoby mi pomóc. Zamknąłem oczy, zwolniłem oddech i zacząłem wsłuchiwać się w coraz głośniejsze uderzenia stóp o drewnianą podłogę. Gdy byłem pewien, że przeciwnik jest na wyciągnięcie ręki, zrobiłem półobrót w stronę przejścia i stanąłem oko w oko z wrogiem. Od razu uniosłem prawe kolano i z całej siły kopnąłem mężczyznę; który poleciał na drugi koniec pokoju, uderzając plecami o ścianę. Zsunął się na podłogę. Wybił się na rękach i stanął na lekko ugiętych nogach. Był barczystym mężczyzną o długich włosach zebranych w kucyk. Jego twarz pokrywały liczne blizny od cięcia i oparzeń. Widać było, że przeżył nie jedną zaciętą bitwę. Wyszczerzył zęby w dziwny uśmiech i zarechotał pod nosem.

     – Chłopcze myślisz, że mnie pokonasz? – Jego głęboki głos rozbrzmiał w pomieszczeniu.

     – Nie.

     Rzuciłem się biegiem w stronę Łowcy, atakując go sztyletem trzymającym w prawej dłoni. Niestety ten szybko chwycił moje przedramię w żelaznym uścisku i wykręcił do tyłu, wytrącając mi ostrze, jednocześnie podcinając moje nogi. Uderzyłem z impetem kolanami o drewnianą podłogę.

     – Miałeś rację. Nie wygrasz ze mną – warknął mi do ucha. – Jestem niepokonany! – Mocniej wykręcił moją ręką, na co syknąłem z bólu, klęcząc przed nim. – Myślisz, że skąd mam te blizny? – zapytał, charcząc, na co się poruszyłem i poczułem nieprzyjemne uwieranie w lewym bucie. Zacisnąłem szczękę i wygiąłem się do tyłu, gdy mężczyzna, mną szarpnął. – Wygrałem więcej bitew, niż jesteś w stanie zliczyć.

     Wykorzystując niewygodną pozycję, sięgnąłem do buta i wyjąłem sztylet opuszkami palców, który przeważnie w nim nosiłem. Sprawnym ruchem wbiłem ostrze w nogę przeciwnika, przeciągnąłem w dół, tworząc długą, głęboką ranę i równie szybko je wyjąłem. Łowca zawył z bólu. Wykorzystując obecną postawę mężczyzny, wyrwałem się z jego szponów i obróciłem przodem do rywala. Zadałem kolejny cios i kopnąłem z całej siły. Znów uderzył o ścianę, tym razem tworząc w niej liczne pęknięcia. Gdy padł na podłogę, podszedłem do ciała i przyłożyłem podeszwę buta, do jego gardła, lekko naciskając na ofiarę. Wyraźnie było widać, że Łowca był oszołomiony, co oznaczało, iż moje lata nauki technik walk nie poszły na marne.

     – Gdzie jest dziewczyna?! – zapytałem cierpkim głosem, naciskając na mężczyznę, przez co odciąłem mu dostęp do powietrza.

     Uderzenie w odpowiednim miejscu i odcięcie dostępu do tlenu północnemu jest niczym czerwona płachta dla byka zaraz po tym, jak powróci do pełni sił. Niestety można ich zabić jedynie ostrzem wypalonym przez Szklane Siostry w świętych ogniach bądź poprzez spalenie; niestety teraz nie mogłem podłożyć ognia. Rada by mnie zabiła. Uważali, że te środki są przeznaczone na wyjątkowe, sytuacje bądź takie, w których nie będzie żadnych świadków pożaru.

     Mężczyzna się wyszczerzył, co sprawiło, iż miałem ochotę wręcz go zabić. Widząc siniejącą twarz człowieka, obróciłem sztylet między palcami, zdjąłem stopę z szyi przeciwnika i kucnąłem tuż przy ciele. Rana szatyna zabliźniała się powoli, a kolory na jego twarzy w ślimaczym tempie powracały. Zacząłem jeździć ostrzem tuż przy jego gardle, lekko naciskając na skórę.

     – To jak, dogadamy się?

     – Przecież mnie nie zabijesz tym nędznym kawałkiem żelastwa. – Zaśmiał się. Westchnąłem teatralnie i naciąłem skórę Łowcy, przez co jego oczy powiększyły się, a szkarłatna ciecz zaczęła powoli uchodzić z jego ciała.

     – To jak będzie?

     – Możesz mi skoczyć. – Splunął. – Ona jest nasza. –Wyszczerzył wypiłowane ostro zęby.

     – A miałem taką nadzieję, że do czegoś mi się przydasz. – Wbiłem ostrze w jego gardło. –Święcony kawałek żelastwa jednak coś zrobił. – Wstałem i podniosłem ostrze leżące nieopodal kanapy.

     Rozejrzałem się po zdemolowanym pomieszczeniu. Z łatwością dostrzegłem mężczyznę leżącego w kałuży krwi tuż za kanapą. Podszedłem do niego. Wyglądał wręcz okropnie. Łowcy nieźle go pokiereszowali. Był pobijany, popuchnięty i poraniony, ale jednak martwy. Wielka rana na czole po strzale we wszystkim mnie upewniła, lecz mimo wszystko mężczyzna strasznie mi kogoś przypominał. Kwadratowa szczęka z ostrymi liniami i przystrzyżona ciemna czupryna, a do wszystkiego dochodziła wyćwiczona szczupła sylwetka.

     Ostatni raz spojrzałem na Północnego i wyszedłem z domu. Stojąc przy samochodzie, dobiegły do mnie krzyki z drugiego końca ulicy. Bez namysłu wsiadłem do pojazdu i ruszyłem z piskiem opon w stronę potyczki. Będąc kilka metrów przed szarpaniną, dostrzegłem znajomego Północnego. Za często się na niego natrafiałem, by go nie rozpoznać z takiej odległości. Ostatnim razem walczyliśmy przeciwko sobie kilka dni temu i nie skończyło się to herbatką i ciasteczkami.

     Ostro zahamowałem tuż przed nim i dopiero gdy wysiadłem, dostrzegłem dziewczynę, którą atakował. Bez namysłu wykorzystując fakt, iż jest zajęty i nie zwracał uwagi na nic prócz swej ofiary, wycelowałem sztyletem, który zgarnąłem z podłogi w tym nieszczęsnym domu i trafiłem między kręgi szyjne Łowcy. Przynajmniej miałem taką nadzieję. Gdy dziewczyna wyrwała się z jego uścisku i odwróciła przodem do mnie, dopiero mogłem się jej lepiej przyjrzeć. Długie kasztanowe loki okalały delikatne rysy bladej twarzy, a duże zielone oczy były przesycone strachem. Raz spoglądała na mnie, a raz na nieprzytomnego mężczyznę leżącego u jej stóp.

     – Wsiadaj do samochodu!

     – Wsiadaj do samochodu!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


I jak wam się podoba rozdział? Akcja cięgle wrze. ;D

Nowy rozdział pojawi się dopiero po nowym roku. Do stycznie.

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz