Rozdział 22

484 24 8
                                    

Lucy

Zapach stęchlizny i wilgoci wręcz zdominował moje zmysły i sprawiał, że niemal się dusiłam. Kamienne, wilgotne ściany otaczały mnie z każdej strony i sprawiały, że z każdą sekundą trzęsłam się coraz bardziej z zimna. Pewnie w tym pomieszczeniu temperatura była kilka stopni niższa od tej na dworze. Jedynie dziki niewielkiemu oknu zakrytemu przez grube, stalowe kraty znajdującemu się na szczycie ściany mogłam odróżnić dzień od nocy. Byłam więziona od kilku dni.

Nie wiedziałam, gdzie się znajduje i jak długo miałam siedzieć w zamknięciu. Ocknęłam się związana, leżąc na zimnym kamieniu. Szarpałam się najpewniej przez kilka godzin, by wyswobodzić swoje ręce od szorstkiego sznura. Gdy już miałam się poddać, przypomniałam sobie jedną z lekcji, które udzielał mi Christopher. Rozluźniłam się i wykonałam kilka ruchów. Udało mi się po dłuższej chwili.

Dopiero po dwóch dniach od mojego uwięzienia przyszedł do mnie Łowca. Był wysoki, barczysty, a jego ciało w większości pokrywał tusz zwłaszcza pozbawioną włosów głowę. Udało mi się to dostrzec dzięki promieniom słońca wpadającym wówczas do mojej klatki.

– Wstawaj! – krzyk odbił się od ścian celi. Nie zareagowałam jakoś specjalnie, jedynie odwróciłam głowę w jego kierunku. – Powiedziałem, wstawaj!

Podszedł do mnie bliżej, chwycił za moją bluzkę i podniósł jednym mocnym szarpnięciem do góry. Ból przeszył moje ciało, gdy mocno rzucił mną o ścianę. Nie udało mi się utrzymać na nogach. Wręcz krzyknęłam z bólu, gdy ciężar ciała przeszedł na prawą nogę i upadłam na kolana.

– Nie pogrywaj sobie ze mną dziewucho – zawarczał przez zaciśnięte zęby.

– A co mi zrobisz?! – spytałam złośliwie, próbując się podnieść.

Stanął niebezpiecznie blisko mnie. Czułam jego odór nadzwyczaj wyraźnie. Próbowałam powstrzymać odruch wymiotny i trzymać swoje nerwy na wodzy. Ścisnął swoją dłonią mocno moją twarz i spojrzał mi w oczy z wyraźnym ostrzeżeniem.

– Jeśli nie chcesz trafić do piekła, to radzę ci robić, to co mówię, zwłaszcza że jestem miły.

Puścił moją twarz, a swój żelazny uścisk przeniósł na ramię. Czułam, jak pod jego palcami na mojej skórze zaczęły tworzyć się małe wylewy.

– Już w nim jestem, więc bez różnicy co mi zrobisz. Jestem pewna, że miałoby to miejsce tak czy inaczej.

Kuśtykając, podążałam za nim. Miałam ochotę się rozpłakać z bólu, jakim promieniowała moja noga, ale zaciskałam zęby i szłam dalej, modląc się, by wszystko dobrze się skończyło.

Korytarze były ciemne i obskurne. Śmierdziało w nich niemiłosiernie. Gdzieniegdzie udawało mi się dostrzec innych Łowców przyglądających mi się ze zbytnim zainteresowaniem czy kilka trupów się rozkładających. Wówczas zrozumiałam, skąd dobiegały te odory. To miejsce cuchnęło krwią i padliną. W swoich koszmarach nigdy nie spotkałam tak przerażających widoków.

– Właź i nie próbuj nawet pisnąć nieproszona – zagroził łowca, wpychając mnie zza ciężkie drewniane drzwi, które zdobiły metalowe zdobienia wykonane z niezwykłą precyzją.

Pomieszczenie było ciemne, echo moich kroków odbijało się od pustych ścian. Na środku stał siwiejący mężczyzna w średnim wieku pokryty wieloma bliznami i tatuażami. Jego beznamiętny wyraz twarzy i chęć mordu bijąca z lodowatych oczu sprawiały, że przerażał mnie znacznie bardziej od innych Łowców. Był niebywale niebezpieczny i nie krył się z tym.

Łysy pchnął mnie na metalowe siedzenie stojące na środku pomieszczenia. Tuż obok niego stał drewniany stół, na którego blacie leżały różnego rodzaju sztylety oraz chwytaki. Przełknęłam głośno ślinę. Starałam się wyglądać na niewzruszoną, spoglądając na jednego, a następnie drugiego mężczyznę, ale prawda była taka, że w środku cała krzyczałam ze strachu. Byłam wręcz przerażona perspektywą spędzenia kilku następnych chwil w ich towarzystwie. Wyjdę stamtąd żywa, a może właśnie tak miał się skończyć mój żywot w tym życiu?

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz