Rozdział 15

917 62 17
                                        


Lucy


     Pędziliśmy między gęsto zasadzonymi drzewami. Co rusz zerkałam za ramię. Wrażenie, że ktoś nas obserwuje, nie opuszczało mnie od momentu wydobycia się z podziemnego korytarza. Gardło bolało mnie od zimnego, nocnego powietrza, serce dudniło wystarczająco, by ktoś je usłyszał, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Miałam tak wielką ochotę zatrzymać się i odpocząć, ale to wszystko było marzeniem wydającym się tak bardzo odległym, zwłaszcza że życie tak wielu osób zależało od nas!

     Idąc przy murze szkoły, zaciskałam dłoń na owiniętej skórą rękojeści sztyletu. Dawało mi to swojego rodzaju poczucie bezpieczeństwa, którego w tamtym momencie tak bardzo mi brakowało. Kiedyś narzekałam na wuja przez jego nadopiekuńczość, ale brakowało mi tego. Chciałam, by otulił mnie swoim silnym ramieniem, chcąc obronić przed całym światem.

     Zatrzymaliśmy się przy jednych z bocznych drzwi prowadzących do Akademii, gdy Christopher uniósł dłoń, dając nam znak, byśmy stanęły. Chłopak sam wsunął się do środka budynku, by po chwili do nas wrócić. Był skupiony i wyglądał, jakby kontrolował całą sytuację, ale doskonale wiedziałam, że tak nie jest. Założył maskę, która miała jedynie pokazać, jak bardzo jest pewien swoich czynów, a prawda była taka, iż bał się tak jak my wszyscy.

     – Jest czysto. Możemy iść dalej – poinformował, otwierając szerzej drzwi.

     – Jesteś tego pewien? – zapytała Lilii.

     Chłopak westchnął zirytowany.

     – Mam zajebiste oczy więc chyba dobrze działają – odparł ironicznie.

     – Jesteś strasznie irytujący – mruknęłam, przechodząc obok chłopaka, uderzając swoim ramieniem o jego.

     Zaśmiał się i odparł z nadmierną pewnością siebie.

     – Zapomniałaś dodać, że też niezwykle pociągający. – Puścił w moim kierunku oczko.

     Znałam Christophera od tygodnia, ale to wystarczyło bym, zauważyła, że jego teksty mało kiedy pasują do zaistniałej sytuacji. Potrafił irytować, ale również rozluźnić panującą atmosferę. Sprawiał, że przez sekundę zapominało się o trudnościach losu. Lubiłam to w nim, ale czasami miałam ochotę dać mu porządnego kopniaka z nadzieją, że w końcu zamilknie.

     – Mówiłeś coś o dobrze działających oczach? – zapytała Lilii – Jestem ciekawa, jakim cudem go przeoczyłeś. – Wskazała na północnego stojącego kilka metrów od nas.

     Wydawało mi się, że pojawił się tam dosłownie znikąd. Stał pośrodku pustego korytarza, którego jedyną ozdobą były obrazy i kotary wiszące na ścianach. Miał bladą skórę pokrytą czerwonymi pręgami i świeżymi cięciami. Jego wzrost i muskulatura sprawiała, że miałam ochotę się skulić i nie podnosić wzroku mimo widocznego wyczerpania mężczyzny.

     Nim się spostrzegłam Lilii biegła w stronę olbrzyma, a sekundę później wskakiwała na jego ramiona, by wykonać kilka szybkich chwytów i powalić go na marmurową posadzkę.

     – Christopher! – krzyknęła, przytrzymując północnego.

     Słysząc wołanie Lilii, chłopak ruszył pędem w stronę szatynki, by następnie zrobić tuż nad nią salto, w którego połowie wyciągnął sprawnie rękę i wbił Święte Ostrze w pierś Łowcy. Mężczyzna wydał z siebie okrzyk bólu, po którym życie z niego uciekło. Kałuża czarnej krwi tworzyła się przy jego klatce piersiowej i powiększała z sekundy na sekundę. Christopher zrobił krok w stronę ofiary, chwycił za szklaną rękojeść broni i sprawnym ruchem wyjął ją z bezwładnego ciała wroga. Gdy znalazłam się tuż przy nim, dostrzegłam, że ostrze było całe w lepkiej substancji, która została wytarta o czerwoną kotarę wiszącą na ścianie obok.

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz