Rozdział 11

619 46 5
                                    


Lucy 


     - Nigdy tego nie ogarnę! – krzyknęłam zdenerwowana i jednocześnie zrezygnowana.

     Od ponad godziny Lili tłumaczyła mi jeden i ten sam temat ze starej historii. Na ogół historie Aniołów mogą się wydawać proste, ale gdy wpleciemy w to wojny i stworzenia z różnych wymiarów tworzy się nam wielka kula poplątanych nici, której za nic nie można rozplątać. Może i były to typowo proste tematy, które dzieci poznawały od kołyski dzięki wiedzy przekazywanej przez rodziców oraz dziadkowie tylko w tym wszystkim jest mały szkopuł, ja nie wychowywałam się w Złotym wymiarze, nie znałam jego tradycji, a z historią mam pierwsze kontakty. Do tej pory myślałam, że chemia jest trudna, ale wolałabym ją od poznawania nowych gatunków, teorii walki i samych zajęć z obrony. Każdego dnia wracałam do pokoju zmęczona, próbując poukładać w głowie każdy nowo poznany element.

     - Ogarniesz, tylko się skup – westchnęła.

     Łatwo było jej powiedzieć „SKUP SIĘ", ale jak mam to zrobić, gdy cały czas po mojej głowie krążył Christopher? Dwa dni temu został wysłany z niewielką grupą uczniów na stały ląd. Nie dobijałoby mnie to tak bardzo, gdyby nie było z nimi Eve. Nie rozumiałam tego, co się ze mną dzieje, pierwszy raz tak się czułam. Owszem tęskniłam za wujem, ale te dwie tęsknoty były różne.

     - Dobra, ale zróbmy krótką przerwę.

     Skinęła głową.

     - W porządku, pod warunkiem, że powiesz mi, co zaprząta twoją głowę. - Była ciekawską osobą, której mogłam zaufać. Czułam to podczas naszych długich rozmów.

     - Po prostu zastanawia mnie ta tajna wyprawa. Gdzie pojechali i na jak długo.

     - Interesuje cię ich wyprawa? – zapytała podejrzliwie. – A przypadkiem niewysoki blondyn o boskich, błękitnych oczach?

     - Christopher? Proszę cię. Jest tylko moim opiekunem! – Broniłam się, łżąc przyjaciółce prosto w oczy. – Zastanawiam się tylko ile mam wolnego od docinek Eve. – Dodałam szybko.

     - Fakt nasza królowa lodu również wyruszyła. Coś mi nie pasowało. Ostatnio było za spokojnie – zaśmiała się i wzięła łyk swojego gorącego naparu z porcelanowego, białego kubka, nad którym unosiła się para.

     Ostatnio było coraz chłodniej na zewnątrz, a ocean robił się niespokojny. Chodziłam ogarnięta dziwnymi przeczuciami.

     - O co w ogóle chodzi z tą Eve? Chodzi i rządzi wszystkimi.

     - Jest spokrewniona z królową. Chodzą plotki, że w przyszłości może objąć tron, jeśli Isabella umrze bezdzietnie – odpowiedziała nachylona w moją stronę, jakby to była niezwykle ważny sekret.

     W tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że niewiele osób wie o moim istnieniu. Do tego dochodził fakt o moim pokrewieństwu ze szkolną królową lodu. Dziwiłam się, że dopiero w tamtym momencie dowiedziałam się o tym. Przecież tuż obok mnie żyła najpewniej moja kuzynka. Chodź, istniała możliwość o fałszywości tej informacji. W końcu była plotką, którą mogła roznieść sama Welles.

     - Wszystko w porządku? – zapytała zmartwiona Lili. – Zbladłaś.

     - Tak, po prostu mnie zaskoczyłaś.

     - Nie martw się. Przecież to zwykła plotka, a poza tym niedługo wróci twój książę z bajki. – Puściła do mnie perskie oczko.

     - On nie jest... - Broniłam się.

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz