Rozdział 9

763 40 8
                                    

Lucy

     Duży budynek stał w głębi lądu otoczony wysokimi drzewami i gęstymi krzewami, pośród których rosły piękne kwiaty. Do amtej pory miałam okazję oglądać je tylko w podręcznikach od biologii. Ceglane ściany pokrywał gęsty bluszcz, dodając niepowtarzalnego uroku całemu obrazowi. Bardziej przyjrzałam się domowi i dostrzegłam, że to jedynie mała część większej całości. Mogłam jedynie snuć domysły o wcześniejszym przeznaczeniu tego miejsca.

      – Gdzie jesteśmy? – Spojrzałam zaciekawiona na Christophera.

      – Stał tu kiedyś potężny pałac, a – wskazał na ruiny przed nami. – to jego pozostałości. Obecnie jest prywatnym apartamentem członków rodziny królewskiej, chodź od prawie dwudziestu lat nikt go nie zamieszkiwał.

     Mówił, bacznie przyglądając się ścianie porośniętej gęstym pnączem. Co jakiś czas zrywał je lub odgarniał. Szłam za nim wolnym krokiem, uważnie przypatrując się jego poczynaniom.

      – A dlaczego tu jesteśmy?

      – Zobaczysz, tylko muszę znaleźć te przeklęte drzwi – powiedział zdenerwowany, zrywając kolejne pnącze.

      – Może ci pomóc?

      – Nie! – krzyknął zirytowany. – One gdzieś tu powinny być.

    Jego ruchy były pełne gracji i pewne. Jego idealną twarz zdobiła płytka zmarszczka między brwiami, która pokazywała się, gdy je marszczył, intensywnie myśląc, a napięte ramiona uwydatniały wyrzeźbione mięśnie widoczne spod krótkiego rękawka bluzki.

     Podeszłam bliżej Christophera, widząc, jak robi kilka kroków w tył i pogrążony w myślach przeczesał palcami swoją blond czuprynę. Przyglądał się ścianie od jej początku, aż po koniec. Wrócił wzrokiem do punktu po jego prawej stronie i przez krótki moment intensywniej mu się przyglądał. Zrobił kilka dużych kroków przed siebie i gwałtownym ruchem chwycił pnącze bluszczy, by je przesunąć, a część zerwać odsłaniając potężne drzwi zdobione wykutymi w ogniu, wprawionymi rękoma zawijasami.

      – Mówiłem, że gdzieś tu są. – Wyszczerzył zęby w szeroki uśmiech. Był widocznie zadowolony z siebie.

     Stanęłam przed drzwiami i powoli przeciągnęłam dłonią po metalowych zawijasach zwężających się ku końcowi. Miałam wrażenie, że już wcześniej je widziałam. Były dziwnie znajome. Niepewnie chwyciłam klamkę, by je otworzyć, ale nie drgnęły.

      –Zamknięte – stwierdziłam zawiedziona.

     Christopher pokiwał głową z głupim uśmieszkiem.

      – Dlatego mam to. – Wyjął z tylnej kieszeni spodni duży, stary klucz. Już otwierałam buzię, by się odezwać, ale chłopak mnie wyprzedził. – Podwędziłem go z gabinetu Woodland, więc musimy się pospieszyć.

     Byłam zaskoczona jego słowami, chociaż mogłam się tego domyśleć. Przecież na marne, by nie szukał tego miejsca i nie ciągnął mnie tutaj. Zastanawiałam się, co takiegokryje to miejsce, że Christopher tak zaciekle szukał tych drzwi. Musiało to być coś ważnego jednakże stojąc przed tym budynkiem, przeszywało mnie dziwne uczucie deja vu. Miałam wrażenie, że dawno temu byłam już w tym miejscu.

     Zrobiłam miejsce Christopherowi, przesuwając się odrobinę w lewo. Chłopak szubko przekręcił klucz, a głośny dźwięk przesuwających się zębatek uderzył moje uszy. Zamek ustąpił i mogliśmy wkroczyć do tego tajemniczego miejsca.

     Ciemny korytarz jedynie oświetlało dzienne światło dobiegające z szarych okien częściowo przysłoniętych długim bluszczem i grubymi zasłonami. Warstwa kurzu piętrzyła się na białych prześcieradłach chroniących zapewne zabytkowe meble, a wzorzyste tapety lekko zżółkły, a w niektórych miejscach dopadła je wilgoć, którą wyczuwało się po przekroczeniu progu tego budynku. Nierówne uderzenia butów o posadzkę niosło za sobą echo, a stojąc w przestronnym salonie, zmarszczyłam nos, czując nieprzyjemny zapach jeszcze większego skupiska wilgoci i grzyba widniejącego w rogu sufitu. Rozejrzałam się wokół i zatrzymałam na przyglądającym mi się chłopakowi.

Rubinowe serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz