Życie nie zawsze jest usłane różami.
Nastoletnia Lucy zawsze wiedziała, że wuj ukrywa przed nią prawdę, prawdę o niej. Wraz z dniem jej siedemnastych urodzin na światło dzienne wychodzą wszystkie sekrety, a dziewczyna wkracza do zupełnie innego świa...
Biegłam tak długo, jak tylko byłam w stanie. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale zrobiło się dość chłodno, a słońce zaczęło zachodzić, ukazując czerwono pomarańczowe barwy na niebie.
Co pewien czas potykałam się o wystające korzenie drzew lub własne nogi. Nigdy nie zapuszczałam się w te lasy, aż tak daleko, przez co zapewne straciłam orientacje w terenie. Nie trudno było się zgubić, a zwłaszcza o tej porze dnia, ale mimo to szłam dalej z nadzieją, że ten chłopak mnie znajdzie. Przecież to obiecał, a w tamtym momencie zaufałam mu, więc nie mogło być inaczej. Wierzyłam w to.
Spontanicznie zaglądałam za siebie, by upewnić się, czy ktoś nie podążał za mną. Nie miałam pojęcia, co wówczas bym zrobiła. Już wystarczająco się bałam i cały czas modliłam, by wszystko skończyło się dobrze.
Każde pęknięcie gałęzi czy szelest liści sprawiał, że podskakiwałam ze strachu. Nigdy nie byłam odważną osobą. Sam widok malutkiego pająka powodował, iż miałam ochotę uciekać z krzykiem. Odkąd pamiętałam, cierpiałam na arachnofobię. Często uprzykrzało mi to życie, nie raz próbowałam z tym walczyć, lecz z marnym skutkiem.
Widząc miejsce gęściej zarośnięte krzewami, bez zastanowienia skierowałam się ku niemu. Nogi już dawno zaczęły mnie boleć, a płuca niemal piec. Cały czas bez wytchnienia biegłam bądź szybko szłam. Opadłam niemal całkowicie z sił.
Usiadłam na lekko wilgotnej i zimnej ściółce, opierając się o korę drzewa. Mimo twardego siedziska i oparcia czułam, jak moje mięśnie się relaksują. Ta chwila odpoczynku była mi potrzebna, a błogie uczucie wytchnienia ogarnęło moje ciało. Odchyliłam głowę i przymknęłam oczy.
Ostatni raz tak się czułam, gdy wraz z Evą w wieku ośmiu lat po raz pierwszy składałyśmy samodzielnie namiot. Korzystając z okazji, że lato było ciepłe i się kończyło, postanowiłyśmy zrobić biwak w jej ogródku. Byłyśmy tak uparte, że nie zajrzałyśmy do instrukcji oraz krzyczałyśmy na każdego chcącego nam pomoc. Pręty stelażu walały się wszędzie wokół, a my piekliłyśmy się ze złości. Nic nie mogłyśmy ze sobą połączyć. W końcu poddałyśmy się i pobiegłyśmy do środka domu Evy. Teraz tak myśląc, nie popisałyśmy się wytrwałością, ale mimo to miłą niespodzianką był złożony namiot i rozpalone ognisko, które zastałyśmy po powrocie na dwór. Do tej pory nie wiedziałyśmy, kto zrobił nam taką przysługę, lecz dzięki temu było to niezapomniane lato.
Słysząc trzask, automatycznie się wyprostowałam i skierowałam spojrzenie w kierunku, z którego dobiegł dźwięk. Przez gałęzie obrośnięte zielonymi liśćmi dostrzegłam czarne ciężkie buty i równie ciemne spodnie. Nie wiedziałam, kim jest intruz, ale moje tętno od razu przyspieszyło. Jego ruchy wyglądały na pewne i dobrze przemyślane.
A jeśli to jeden z tych morderców?! Nie poradziłabym sobie. To będzie mój koniec, przecież moje życie nie może się tak skończyć.
Mój oddech stawał się nieregularny. Brałam co rusz to coraz głębsze wdechy. Zaczynałam panikować i jednocześnie modlić się, by mnie nie zauważył, aby przeszedł obok mnie i nie zorientował się, iż ktoś jest tak blisko niego.
Zrobił kolejne kroki w moją stronę, na co zacisnęłam mocno oczy i ugryzłam moją opuchniętą dłoń, by nie krzyknąć, a jeśli nawet, by stłumić ten odgłos.
Nagle ktoś szarpnął rękę, którą zagryzałam, przez co ją puściłam i gwałtownie otworzyłam oczy. Nim zdążyłam zareagować krzykiem, który zapewne zbudziłby zmarłego, obca dłoń mocno przyległa do moich ust, powstrzymując ten odruch obrony. Była ciepła i duża od razu wiedziałam, że należy do mężczyzny. Mimo wszystko próbowałam krzyczeć i się wyszarpać z objęć napastnika, ale te działania poszły na marne, był za silny. Moje szanse pogrzebały się zapewne w momencie, gdy oplótł rękę dokoła mojego pasa, skutecznie osłabiając moją pozycję.
– Przymknij się –syknął znajomy głos, na którego dźwięk odczułam ulgę. – Chyba nie chcesz, by nas zauważył? – Jedynie pokręciłam głową w odpowiedzi. Jego dłoń nadal była przyciśnięta do moich ust. – To dobrze – powiedział cicho i przeciągając słowa.
Odsunął rękę od moich warg i po cichu, niewiarygodnie uważnie przysunął się trochę głębiej w zarośla. Podczas tych kilku ruchów nie wydał się żaden dźwięk. Brak szelestu liści, złamanej gałęzi czy dźwięku ocieranych ubrań.
Obserwowałam go uważnie. Jego lewa ręka powędrowała do buta i powoli, wyjął z niego ostrze, na którego widok zamarłam. Przełożył srebrny sztylet do prawej dłoni i delikatnie włożył obie ręce między gałęzie krzewu. Parę mocnych ruchów i gardłowy, głośny krzyk.
Zamrugałam kilka razy, nie wiedząc czego dokładnie, byłam świadkiem. To był krzyk tego blondyna czy mordercy, który kręcił się tu, jakby czegoś pilnował? Może wiedział, gdzie się kryłam?
Spojrzałam na chłopaka, nie mogąc wydusić żadnego słowa. Znów to samo. Nie mogłam pojąć, co właściwie się wydarzyło.
Blondyn wstał ze sztyletem w dłoni, z którego ściekała krew, którą wytarł o liście krzewu i odwrócił się przodem do mnie. Jego wyraz twarzy był nie wzruszony, jakby nie ruszył go fakt, że najprawdopodobniej zabił człowieka. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na miejsce, w którym zapewne leżały zwłoki.
– Nie żyje? – spytałam drżącym głosem.
Chłopak westchnął i przewrócił oczami.
– Rusz się, mamy co najmniej dwadzieścia minut...
– Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! – Szybko się podniosłam i migiem stanęłam naprzeciw niego. Nie miałam pojęcia, skąd tak nagle zebrało się we mnie tyle odwagi.
Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i chwycił moją dłoń. Pociągnął mnie mocno za sobą, gdy ruszył szybkim krokiem przed siebie. Zaczęłam się szarpać, próbując wyswobodzić rękę z jego żelaznego uścisku. W pewien sposób czułam się jak więzień. Cieszyłam się, że jest, przy mnie, mimo iż do tej pory nie poznałam jego imienia. Przynajmniej nie byłam w tym wszystkim sama oraz z nim miałam szanse na przeżycie. Nie miałam pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło, lecz chciałam wiedzieć. To było znacznie silniejsze ode mnie. Była to tajemnica, którą musiałam odkryć.
– Możesz z łaski swojej przestać się stawiać i mi zaufasz? Wiem co robię! – Wzdrygnęłam się na dźwięk jego krzyku. Może przesadziłam?
– Nadal nie odpowiedziałeś – odparłam bezsilnie, patrząc mu prosto w oczy. Widniała w nich złość i coś jeszcze, coś, czego nie mogłam zidentyfikować. Było kolejną tajemnicą do odkrycia.
– Odpowiem na wszystkie pytania, ale nie teraz. Nie ma na to czasu. – Wziął głęboki wdech, który najprawdopodobniej miał go w jakiś sposób uspokoić. – Nie wiem jak ty, ale życie jest mi miłe i chętnie będę z niego korzystał jeszcze przez wiele lat!
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Mam nadzieję, że ten długo wyczekiwany rozdział wam się spodoba. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy. Jestem tylko człowiekiem, więc mogłam przeoczyć kilka rzeczy. ;)
Pierwszy raz napisałam rozdział z taką ilością opisu, ale mam nadzieję, że wa to nie przeraziło.