Rozdział 2

265 40 20
                                    

Thomas

Moje życie nie było, ani nie jest łatwe. Jako syn burmistrza ciągle muszę uczestniczyć w jakiś wystawnych kolacjach czy poznawać bogatych ważniaków. I przez cały czas muszę się nienagannie zachowywać. Nie jestem w stanie być sobą, bo wśród obcych jestem zmuszony do zakładania maski idealnego chłopaka. Czasami naprawdę mam tego dość! Chciałbym mieć możliwość życia jak normalny nastolatek. Mieszkać w małym domku na przedmieściach, mieć całą masę znajomych, robić weekendowe wypady za miasto z rodzicami. To tylko ulotne marzenia. Całe szczęście ojciec pozwolił mi chodzić do publicznej szkoły, a nie do prywatnej placówki z bogatymi dzieciakami. I tak wszyscy myślą, że jestem nadętym ważniakiem. To przykre, że ludzie szufladkują nas zanim dobrze dowiedzą się, jacy naprawdę jesteśmy. Nic na to nie poradzimy, tak już działa ten świat.
Mimo tego, że tak narzekam na swoje życie, jestem w stanie dostrzeć pare pozytywów. Przede wszystkim mam rodzinę, którą kocham, z wzajemnością. Działa to dość specyficznie, ale jednak działa. Po drugie, mam możliwość rozwoju swojej pasji, jaką jest muzyka. Kiedy miałem jakieś 6 lat, moja mama odkryła we mnie talent muzyczny. Stukałem we wszystko, co było pod ręką i tworzyłem własną muzykę. Postanowiła zapisać mnie do domu kultury, gdzie zacząłem uczyć się grać na pianinie. Po jakimś czasie, mój tata, dzięki swoim znajomościom, zatrudnił dla mnie wspaniałego nauczyciela, który nauczył mnie porządnie grać. I ta pasja została we mnie do dziś.
W szkole zapisałem się na wiele kreatywnych zajęć, między innymi na dziennikarstwo. Okazało się, że prowadzi je Kenneth, młodszy brat mojej mamy. Znam go odkąd byłem mały i zawsze mieliśmy świetny kontakt. Czasami nawet lepszy niż z ojcem.
Dodatkowo ucieszyłem się z doboru osób do mojej grupy. Nie są mi całkowicie obcy i myślę, że wspólnie stworzymy coś niezłego.
Jest piątek, ponad tydzień temu wybraliśmy temat naszego projektu. Muszę przyznać, że aż mam ciarki, gdy o tym myślę. Za godzinę mamy spotkać u Ellie, bo mieszka w najbardziej dogodnym miejscu - blisko centrum. Jedynym problemem jest mój ojciec. Dziś na kolację ma przyjść jakiś nadziany facet i muszę spróbować się urwać, nie będę przecież siedział z nimi.
Schodzę krętymi schodami na dół i kieruję się w stronę dębowych drzwi, w których ojciec ma gabinet. Pewnie znów pracuje po godzinach. Tylko nad czym?
Pukam i zdecydowanie wchodzę do środka. Siedzi, pochylony nad masywnym biurkiem. Odwraca się w moją stronę.
- Prosiłem o chwilę spokoju - mówi i szybko zamyka teczkę, w której znajdują się jakieś dokumenty.
- Co to? - pytam.
- Nic, co mogłoby cię interesować - jego wzrok nieznacznie ucieka w bok. - Co chciałeś?
- Nie będzie mnie na kolacji - oznajmiam zdecydowanie.
- Dlaczego?
- Pracuję nad projektem z zajęć dziennikarskich.
- Po szkole? Co ten Kenneth wam każe robić? - pyta sucho. Ojciec nigdy nie przepadał za bratem mamy, chyba przez odmienność charakterów.
- Pracujemy nad artykułem o niewyjaśnionych zjawiskach. Wybraliśmy masakrę w Rockport.
- Mhm.
- Może wiesz o tym coś więcej?
- Niestety - odpowiada szybko. - Ja bym został na kolacji, gdybym chciał mieć zapewnioną dobrą przyszłość, bo facet, który przychodzi, ma znajomości w Yale. Zresztą rób jak chcesz, tylko nie żałuj potem swojej decyzji.
- Okej - marszczę czoło. - Cześć.
Wychodzę, trzaskając drzwiami i kieruję się w stronę wyjścia.
- Nie zostajesz na kolacji? - mama schodzi ze schodów. Ubrana jest w elegancką sukienkę, którą pewnie kupiła za jakąś niestworzoną sumę pieniędzy.
- Nie, idę pracować nad projektem. Ojciec się zgodził. Teoretycznie.
- Tylko nie wracaj za późno. I uważaj na siebie. I weź samochód. Daleko jedziesz? - mamie włącza się tryb nadopiekuńczy.
- Mamo, nie mam pięciu lat - przewracam oczami. - Jadę do Jensonów. Samochodem. Od tego go mam. Pa.
Wychodzę, ponownie zatrzaskując drzwi. Biorę głęboki oddech. Wolność.
Wsiadam do swojej Mazdy 3 i wyjeżdżam spod domu. Czas na kilka godzin normalności.


Jessica

Wystarczyło 10 minut jazdy rowerem i znalazłam się pod domem Ellie. Mama była przeciwna i chciała mnie podwieźć, ale tata postawił na swoim i stwierdził, że w zasadzie mogę sama decydować o sobie. Odbyło się bez kłótni. Jesteśy rodziną bezkonfliktową, gdy ktoś ma jakiś problem, idzie pobiegać, albo wykonuje jakiś inny wysiłek fizyczny, żeby wyładować swoje emocje.
Dojeżdżam na miejsce i zostawiam rower na podjeździe. Muszę przyznać, że dom jest naprawdę piękny - biały i dość spory. Dzwonię do drzwi. Otwiera jej mama, bardzo podobna do Ellie, tylko starsza.
- Witaj, wejdź - uśmiecha się ciepło. - Ellie już czeka.
Wchodzę do środka. Wnętrze sprawia wrażenie przytulnego i ciepłego. Idę za jej mamą i wchodzimy do przestronnego salonu. W skórzanym fotelu siedzi mężczyzna w średnim wieku i czyta gazetę. To musi być tata Ellie. Kiwam głową na powitanie.
- Na górę i w prawo, ostatnie drzwi - pani Jenson wskazuje mi ręką schody. Idę zgodnie z jej instrukcją.
- Jess! - Ellie wychodzi z pokoju i uśmiecha się promiennie. - Chodź, śmiało.
Wchodzimy do pokoju. Na ziemi walają sie stosy kartek papieru, a wśród nich siedzą Daniel i Amy. Podnoszą wzrok i uśmiechają się ze znużeniem.
- Co tu się...? - pytam i siadam na podłodze.
- Artykuły o masakrze - wyjaśnia Ellie i siada obok mnie. - Jak przyjedzie Tom, to zaczniemy ustalać wszystkie fakty.
- Pomyślałem, że moglibyśmy to wszystko spisać - odzywa się Daniel - więc kupiłem to.
Wskazuje na wielką białą tablicę stojącą pod ścianą.
- Straciliśmy dobrą godzinę w sklepie, zanim wybrał tą idealną - Amy wzdycha głośno.
- Bo musi być idealnie i profesjonalnie - szczerzy się Daniel. - We wszystkich kryminalnych filmach i serialach takie mają.
Słyszymy dźwięk dzwonka do drzwi. Ellie wychodzi i po chwili wraca, z Tomem. Jest ubrany, jak zwykle, w koszulę i materiałowe spodnie. Ciekawe, czy ma coś innego w szafie, typu dresy czy coś luźnego. Wygląda mi na człowieka, który sztywno trzyma się zasad i jest posłuszny rodzicom. Jest trochę dziwny, moim zdaniem.
- Zaczynamy? - pyta Ellie, gdy Tom siada obok nas.
- Przejrzeliśmy z Danielem praktycznie wszystkie artykuły i każdy jest o tym samym, nie ma innej wersji - wzdycha Amy znużona. - Same suche fakty, które wskazują, że zabójcą jest ten Paul White.
- A może właśnie od tych faktów należy zacząć? I dopiero potem doszukiwać się błędów? - pyta Daniel patrząc na nas po kolei.
- Okej, dobrze - przytakuje Ellie. - Może opowiesz nam dokładnie o całym zdarzeniu?
- Wspaniale - głos Daniela jest pełen ekscytacji i zaczyna mówić, co jakiś czas zerkając na zebrane artykuły. - 15 października 1975 roku, w środę, dwóch policjanów kończy powoli swój patrol. Wjeżdżają na drogę Beauchamp Point i jadą wzdłuż lasu. W pewnym momencie jeden z nich, Joseph Ward, zauważa między drzewami kobietę. Szybko ucieka, więc nie zdążają z nią porozmawiać. Podobno jest wystraszona, ma na sobie zakrwawioną koszulę. Kilka godzin później koszula zostaje znaleziona na wybrzeżu. Kobieta prawdobodobnie z własnej woli chciała się utopić. Ciała nie znaleziono, prawdopodobnie zostało porwane z prądem. Kim ona jest i czy ma jakiś związek z masakrą? Nie wiadomo. Wiemy tylko, że dzięki niej policjanci zauważają zapalone światło w nieużywanym od jakiegoś czasu domku Manuela White'a.
- Wiadomo dlaczego nieużywanym? - pytam nagle.
- Stary White zmarł rok wcześniej, a jego syn podobno nie używał go po jego śmierci - Daniel zerka na artykuł i kontunuuje. - Policjanci Ward i Poole wchodzą do niego i odkrywają ciała, konkretnie 7, trzech kobiet, trzech mężczyzn i noworodka. Wszyscy, oprócz dziecka, z workami na głowie.
- Dlaczego? - pyta Tom.
- Niestety ten artykuł o tym nie mówi. Może jak przejrzymy resztę to się dowiemy.
- Zaraz, najpierw dokończ - przypomina mu Amy.
- Wszczęto śledztwo i wszystkie poszlaki wskazały na syna Mauela White'a, Paula.
- Czemu tak stwierdzono? - pytam.
- Po pierwsze, zamek w drzwiach domku nie był wyłamany, a jedyne klucze posiadał właśnie młody White. Po drugie, znaleźli jakiegoś świadka, który widział, że White często kręci się w tej okolicy. Po trzecie, dwie ofiary miały rany postrzałowe. Znaleziono na miejscu zbrodni pistolet z jego odciskami palców.
- Ale to mógł być czysty zbieg okoliczności - mówi Tom. - A obecności kobiety nikt nie uwzględnia.
- Otóż dlatego postanowimy odkryć prawdę - odpowiada.
- Co się teraz dzieje z White'm? - pyta Amy. Dopiero teraz zauważam, że spisała wszystkie najważniejsze rzeczy na tablicy.
- Dostał dożywocie, siedzi w Rockland.
- Ile może mieć teraz lat?
- W 75' miał 29, teraz...69.
- Okej - odpowiada Amy i zapisuje to szybko. - Ellie, co tak ucichłaś?
Kierujemy na nią wzrok. Siedzi pod ścianą trzymając artykuły. Robi się nienaturalnie blada.
- Chyba znalazłam wzmiankę o tych workach na twarzy. I coś o tej kobiecie.


Elizabeth

Wszyscy patrzą na mnie, robiąc wielkie oczy.
- Czytaj - mówi Tom i siada obok. Po chwili to samo robią pozostali. Przełykam ślinę.
- Kiedy ściągniętno z ich głów te worki, odkryto coś strasznego. Ofiary nie miały oczu, ich języki i oczy zostały odcięte...
- Ohyda - krzywi się Amy i odgarnia blond włosy z twarzy. - Jak można być taki sadystą?
- Czytałam kiedyś, że niektórzy są tak chorzy, że słyszą głosy, które każą im to robić - mówi cicho Jess. - Ciekawe, czy tak było w przypadku White'a...
- Jeśli oczywiście to on ich zabił - wtrąca się Tom i patrzy na nas swoimi ciemnymi oczami.
- Nareszcie ktoś mnie rozumie! - uśmiecha się Daniel. - A co z tą kobietą?
- Już czytam - odpowiadam. - Autor artykułu twierdzi, że kobieta nie była sama, podobno trzymała małe dziecko na rękach...
- Skąd on to niby wie? - pyta Jess sceptycznie.
- Według niego, jeden z policjantów mu to wyjawił.
- To dlaczego w żadnym innym artykule nie ma o tym wzmianki? - Jess drąży temat.
- Najwidoczniej nikt nie był tym zainteresowani - odpowiada zamyślonym głosem Daniel.
- Albo to kłamstwo - sugeruje Amy. - Przecież tajemnicza kobieta to chyba wciąż legenda.
- Nie, historią z kobietą to raczej prawda. Legendą jest to, że co roku zjawia się w okolicach domku - wyjaśnia Tom. - Ale co z tym dzieckiem? I co łączy kobietę z masakrą?
- Może to też prawda? Musimy zacząć działać, proponuję zacząć pytać w miasteczku, może ktoś coś wie... - mówię. - Sugeruję zacząć od tych dwóch policjantów.
- Tak, to dobry pomysł - zgadza się Daniel. - Informacje z pierwszej ręki zawsze są najlepsze.
- Wiemy gdzie mieszkają? - pyta Tom.
- Jeden z nich, Joseph Ward, nadal w Rockport, a Henry Poole przeprowadził się do Hope - odpowiadam. - Gdy wracałam ze szkoły, wpadłam do urzędu miasta i znalazłam miłą panią, która mi powiedziała.
- Świetnie, możemy zacząć już jutro - postanawia Daniel. - Proponuję podzielić się na dwie grupy, szybciej to ogarniemy.
- Jedna z grup musi mieć samochód, do Hope jest jakieś 8 mil - zauważa Amy.
- Jakbyś nie zauważyła siostrzyczko, mamy aż dwa samochody - uśmiecha się szyderczo Daniel - nasz i Toma. Niestety Tom ma sprawniejszy wóz, nasze stare volvo czasami nie wyrabia.
- Mogę jechać do Hope - oznajmia Tom.
- To ja z tobą - deklaruję się.
- Czyli ustalone - zaciera ręce Daniel. - Amy i Jess jadą ze mną do Warda. Zróbmy to jutro. Im szybciej, tym lepiej.

Po dalszych ustaleniach, decydujemy, że na dziś koniec. Jutro pojedziemy pogadać z policjantami, a w niedzielę spotkamy się u Jess, żeby zebrać i podsumować materiały.
Jess wychodzi jako pierwsza, a po chwili bliźnięta.

- Zastanawiałam się, czy mógłbyś spytać taty, czy coś wie o tym więcej?- pytam Toma, gdy schodzimy na dół.
- Próbowałem - przeczesuje ciemne włosy z irytacją.- Nic nie chciał mi powiedzieć. Albo nie wie, albo coś ukrywa.
- Kurczę... Ale spróbuj, jeszcze raz, przy innej okazji.
- To będzie ciężkie - zaciska usta - ale postaram się zrobić co w mojej mocy.
- Świetnie - uśmiecham się i wychodzimy na podjazd. - Fajny samochód.
- Dzięki - wzrusza ramionami i otwiera drzwi od strony kierowcy.
- Czyli jutro o 10? - pytam na pożegnanie.
- Tak, podjadę po ciebie - oznajmia i sprawia wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał. - Słuchaj, po tym,  jak przeczytaliśmy te artykuły, wpadłem na coś.
- Na co? - pytam, szczerze zainteresowana.
- To trochę dziwne, nie uważasz? Tajemnicza kobieta zjawia się nagle w lesie, z dzieckiem, w zakrwawionej koszuli. Czy jej pojawienie się ma jakieś znaczenie? Ten trop pominęliśmy.
- Mów dalej.
- Pojawia się, ucieka i popełnia samobójstwo. Czemu? Czy to ma sens? A ciała nigdy nie znajdują. Coś jest na rzeczy, coś, co pominięto czterdzieści lat temu.
- Co masz na myśli?
- Ellie, co jeśli ta kobieta jednak żyje?

Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz