Rozdział 18

92 12 3
                                    

listopad 1975

Decyzję o przeprowadzce podjęliśmy bardzo szybko. Nie było czasu do zwlekania. Mieszkanie w Rockport byłoby ryzykowne. Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechaliśmy do Hope, gdzie znalazłem dom po okazyjnej cenie. Stajemy na podjeździe. Szyby odbijają promienie słoneczne. Budynek jest trochę zaniedbany, ale widać w nim potencjał. Rozglądam się dookoła. Nad ogrodem też należy popracować. Trawa jest naprawdę wysoka i wszędzie przebijają się chwasty. Damy radę. Będzie dobrze.
Zerkam w bok, spoglądając na dziewczynę stojącą obok mnie. Jej długie, czarne włosy połyskują w słońcu. Jest skupiona na domu, ale czując moje spojrzenie, zwraca się w moją stronę. Uśmiecha się lekko, a w jej ciemnych oczach pojawiają się iskierki. Czuję bijącą od niej wdzięczność. Za wszystko.
Wracam myślami do momentu naszej pierwszej rozmowy. Sprzed miesiąca. W noc odkrycia ciał w lesie. To była ona, to ją spostrzegliśmy, gdy uciekała z dzieckiem. Pamiętam strach w jej oczach. Gdy na miejsce przyjechała ekipa, zrobiłem szybki obchód po lesie. Gdy wyszedłem zza linii drzew, ujrzałem ją stojącą w wodzie po kolana. Pobiegłem szybko w jej stronę. Była załamana i płakała. Wiedziałem, co chce zrobić. Krzyknąłem, żeby tego nie robiła i wskoczyłem do wody mimo przejmującego zimna. Wyciągnąłem ją na brzeg. Kurczowo trzymała swoje dziecko, płacząc, że nie może z nią zostać, że musi mieć lepsze życie. Zaproponowałem inne rozwiązanie, ale ona już zdecydowała, co chce zrobić. Zgodziłem się pomóc. Oczarowała mnie od pierwszych chwil. Postanowiliśmy zainicjować, że zginęła w wodzie. Zostawiła swoją koszulę na brzegu, a ja oddałem jej swoją kurtkę, żeby nie zmarzła. Następnie, podrzuciliśmy dziecko do miasta. Trafiło do naprawdę porządnej rodziny, zadbałem o to.
Pozostała mi jeszcze pomoc samej Alice. Od razu zbliżyliśmy się do siebie. Poczułem, że żyję. Rozświetliła moje monotonne życie. Jednak nie mogliśmy zostać w Rockport. Ktoś od White'ów mógłby ją rozpoznać, a nie skończyłoby się to dla niej dobrze. Od razu rozpoczęliśmy szukanie domu i w końcu przeprowadzkę. Nigdy nie czułem się szczęśliwszy. I starałem się nie myśleć o masakrze. Nie rozmawialiśmy o tym. Cieszyliśmy się chwilą.
Otrząsam się i wracam do rzeczywistości. Mrużę oczy i zerkam na Alice. Jej długą, kwiecistą sukienkę smagają lekkie podmuchy wiatru. Wyczuwa mój wzrok i odwraca się w moją stronę. Łapiemy kontakt wzrokowy i uśmiecha się do mnie.
- Al, będziemy musieli wyrobić ci nowe dokumenty - zaczynam po chwili ciszy. - I zniszczyć poprzednie. Nikt nie może znaleźć twojego powiązania z całym tym paskudztwem.
- Nikt się nie zorientuje? - pyta z niepokojem, unosząc swoje ciemne brwi do góry.
- Spokojnie, wszystko załatwię - zapewniam ją, uśmiechając się lekko. - To będzie oznaczać także zmianę imienia. Trzeba zatrzeć wszystko.
- Może być Judy. Zawsze mi się podobało - wzdycha lekko i spogląda na dom.
- Judy? Ładnie - uśmiecham się szeroko i obejmuję ją ramieniem. Opiera na mnie głowę i jej włosy łaskoczą mnie po szyi. - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
- Dziękuję - szepcze mi do ucha i milknie. Czuję się cudownie. Jak nigdy. W wieku 26 lat odnalazłem prawdziwe szczęście. I mam nadzieję, że nikt go nigdy nie zniszczy.

październik 2015

Daniel

- Musimy wziąć te akta - zaczynam, gdy pierwsze emocje lekko opadają. W głowie nadal mi szumi od tego, czego się dowiedzieliśmy, ale trzeba działać dalej. Zło nie śpi. Tak, to zdecydowanie brzmi, jak kwestia któregoś z bohaterów filmów sci-fi. Muszę przystopować.
- Wziąć? - Ellie patrzy na mnie zaskoczona. - Pani Roberts ledwo nas tutaj wpuściła. Myślisz, że pozwoli nam coś pożyczyć?
- Wcale nie musi o tym wiedzieć - mówi Jess niepewnie. Tak, też o tym myślałem, to wcale nie głupie. Te informacje mogą się nam przydać.
- Tak! Moja dziewcz.... - zaczyna Jake, uśmiechając się szeroko, ale przestaje, gdy Jess spogląda na niego wzrokiem zabójcy. Wycofuje się i chrząka. - To znaczy... dobry pomysł.
- Taaak - Tom przerywa niezręczną ciszę. - Tylko nikt nie może zobaczyć, że akta zniknęły. Ojciec od razu się dowie. I zabije nas wszystkich, zobaczycie.
- Urocza perspektywa - Ellie uśmiecha się lekko. - Ale co dalej? Co robimy?
- Ward - zaczynam. - Musimy go odwiedzić i wydusić z niego informacje. Nie ma opcji, musiał coś wiedzieć.
- Trzeba też dowiedzieć się, kto nas podsłuchiwał u Kennetha - mówi Tom. Wspominał nam o podsłuchu, gdy jechaliśmy do archiwum. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że zabójca jest o krok przed nami. I ucieka coraz szybciej. Dlatego musimy się jak najbardziej skupić. Nic nie może nam teraz umknąć.
- Może to pomogłoby mojemu ojcu. Ktoś, kto podpalił dom Poole'a jest związany z całym gównem - mówi Jess z nadzieją w głosie.
- Jasne. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Nie możesz go odwiedzić? - pytam.
- Sama nie. Musiałabym być pełnoletnia - smutnieje.
- Właśnie myślałem ostatnio, czy nie warto byłoby odwiedzić Paula White'a, ale dowiedziałem się, że właśnie trzeba być pełnoletnim w tej strefie - wzdycham. - Trudno, będziemy musieli sobie radzić inaczej.
- Damy radę - Ellie uśmiecha się i zaciera ręce. - Ruszamy do pracy?
- Chwila - mówię, biorąc do ręki teczkę Poole'a. Wkładam ją do czarnej torby i szybko ją zamykam, wyobrażając sobie życie w więzieniu. - Chodźmy.
Podchodzę do drzwi i otwieram je na oścież, wchodząc do głównego holu. Pani Roberts siedzi przed ekranem komputera. Zauważa nas i odwraca się w naszą stronę.
- Wszystko okej? - uśmiecha się szeroko, zerkając znad okularów.
- Tak, odłożyliśmy wszystko na miejsce - staram się brzmieć wiarygodnie.
- To świetnie - uśmiecha się ciepło, poprawiając swoje włosy. - Jakieś postępy?
- Chyba. Ale wszystko jest ze sobą powiązane - odpowiadam.
- Brzmi skomplikowanie. No dobrze, nie przeszkadzam wam. Mam nadzieję, że uda wam się to rozwiązać. I uważajcie.
- Dziękujemy - odpowiadam i kieruję się w stronę wyjścia. Już kolejna osoba każe nam uważać. Tylko na co? Lub na kogo?

Amy

Kłamstwo przyszło mi dość łatwo. A potem kolejne. I kolejne. Nie, Daniel, nic mi nie jest. Tak, mamo, chyba jestem chora. Czemu to takie proste? No tak, gdy ktoś grozi ci, że skrzywdzi twoich bliskich, to od razu jesteś na jego zawołanie. Chciałabym komuś o tym powiedzieć. Szczerze porozmawiać. Ale nie mogę. Nawet gdybym mogła, nie wiedziałabym z kim. Nigdy nie miałam w szkole bliskiej osoby. Jasne, w moim życiu pojawiały się jakieś koleżanki, ale nie na stałe. Nigdy nie byłam zbyt lubiana i pozostawałam w cieniu brata. Byłam i jestem jego głupszą połówką. Przynajmniej tak mnie postrzegano. Daniel zawsze zapewniał mnie, że tak nie jest, ale nie wiedziałam, komu wierzyć. Kiedyś byliśmy bardzo zżyci, wręcz nierozłączni, ale z roku na rok, było coraz gorzej. Nie oznacza to, że teraz się nie lubimy. Kocham go najmocniej na świecie, mówimy sobie wiele, ale każdy z nas wybrał inną ścieżkę. Mnie przypadła ścieżka samotności. Daniel tego nie zauważa. I dobrze. Jeszcze pchałby mnie gdzieś na siłę. Zresztą nie wiem, jak on to robi. Jest stuprocentowym nerdem, a tyle ludzi go lubi. Naprawdę go podziwiam.
Przecieram oczy i rozglądam się dookoła. Mogłabym posprzątać w pokoju, wszędzie leżą ubrania i inne pierdoły. To do mnie nie podobne, zawsze trzymałam wszystko na miejscu. Zmieniłam się od spotkania w lesie. Teraz żyję w ciągłym strachu, boję się o moją rodzinę. Dowiedziałam się wiele, ale nie mogę pisnąć ani słówka. Napotkana osoba dała mi to do zrozumienia. Nigdy nie byłam tak przerażona. I nie spodziewałam się, że spotkam tę osobę. Osobę, którą znam.
Otrząsam się. Nie mogę się jeszcze bardziej nakręcać. Muszę o tym zapomnieć i będzie dobrze. Tylko kilka kłamstw i wszyscy będą bezpieczni. Chyba. A jeśli ktoś jeszcze zginie? Przez to, że ukrywam tożsamość zabójcy? Nie, Amy, przestań o tym myśleć.
Nagle, ciszę panującą w pokoju przerywa dzwonek mojego telefonu. Niechętnie sięgam w jego stronę i zerkam na ekran. Numer zastrzeżony. Nie. Odrzucam połączenie. Nie daje to nic, bo po chwili telefon zaczyna dzwonić po raz kolejny. Cholera! Sięgam ponownie po telefon i odbieram, przykładając go do ucha.
- Halo? - pytam niepewnie. Po drugiej stronie słyszę przez chwilę tylko trzaski. -Halo?
- Witaj Amy - odzywa się damski, przesłodzony głos. Damski?! To dziwne...
- Kim pani jest? - słyszę perlisty śmiech, gdy zadaję pytanie.
- Nie musisz wiedzieć, kochana - czuję, że się uśmiecha. - Ważne jest to, co cię teraz czeka. Zadanie.
- Zadanie? - powtarzam ze strachem w głosie. Nie brzmi to dobrze.
- Tak. I nawet nie waż się komuś o tym wspominać - syczy. - Nie mów też, gdzie idziesz. Bo inaczej wszyscy zginą. Wszyscy.

Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz