Rozdział 16

90 13 5
                                    

Randy

Wzdycham głęboko i pocieram czoło. Pod palcami czuję krople potu. To najwyraźniej ze zdenerwowania. I gorąca.
Staję przy moim wozie i obracam się na pięcie. Strażacy zwijają węże i inne akcesoria. Wyglądają na zmęczonych, ale nie dziwię im się, ugaszenie tego pożaru wymagało sporo wysiłku. Odwracam wzrok od trzech wozów strażackich i spoglądam na zniszczony dom. Byłem już tu wcześniej, z Henrym utrzymywałem przyjazne stosunki, w końcu kilkanaście lat temu był moim mentorem. Dom, niegdyś biały i zadbany, wygląda strasznie. Cały jest czarny, a dach podczas próby gaszenia, zawalił się. Zamykam na chwilę oczy na myśl o tej chwili. Przyjechałem od razu, gdy dostałem wezwanie. Na miejscu była już straż, a sytuacja nie wyglądała ciekawie. Wszędzie był ogień i dym.
Dopiero gdy opanowali w miarę sytuację, mogli się zająć domownikami. Albo raczej tym, co z nich zostało. Czuję gulę w gardle. To byli niewinni ludzie, kto mógł ich tak skrzywdzić? Na początku myślałem, że mógł to być wypadek, dopóki nie znalazłem źrodła pożaru. Kilkanaście metrów od budynku, w krzakach, leżał pusty kanister. Musiał leżeć tam od niedawna, bo krople benzyny wciąż spływały na ziemię.
Marszczę czoło. Ten, kto to zrobił, zapłaci za to. Złe rzeczy się dzieją w Rockport, nie pozwolę na więcej. Złapię tych, którzy to zrobili.

Skręcam na główną drogę, kierując się w stronę Rockport. Rockland to moja główna siedziba, ale w związku z ostatnimi wydarzeniami, przeniosłem się na pewien czas tutaj. Jestem przez to rzadziej w domu, ale ludzie mnie potrzebują. Valerie, mojej żonie, na początku się to nie spodobało, ale ostatecznie to zaakceptowała. Przynajmniej raz z czymś się zgodziliśmy od dłuższego czasu. Ostatnio coś nam się nie układa, ciągle się kłócimy. To chyba wszystko przez Rose...
Wzdycham głęboko i przejeżdżam dłonią po kilkudniowym zaroście. Nie teraz. Kocham moją córkę, ale nie mogę sobie zaprzątać nią myśli. Nie.
Kieruję wzrok na drogę i staram się zająć głowę czymś innym. George Fowler. Przynajmniej jedna sprawa załatwiona. I wiem, że podpalenie nie było powiązane z morderstwami.
Fowler przyznał się dziś rano. Do wszystkiego. Spadł mi kamień z serca, bo nie musiałem więcej szukać. I ludzie od razu stali się jakby spokojniejsi. Jedna rzecz mnie tylko zastanawia. Dlaczego. Wszystkie tropy i ślady wskazują na niego, to fakt. Ale jaki miał motyw? Zresztą, nie wiadomo, co siedzi w głowie takim psycholom. Będzie miał czas wszystko przemyśleć w więzieniu. Przyjechali po niego jeszcze przed południem. Nie zazdroszczę, z tego, co słyszałem, trafi do najbardziej restrykcyjnej strefy dla najgorszych skurwieli. Marszczę brwi. Ciekawe, kiedy poprzestawiało mu się w głowie. W liceum był normalnym chłopakiem, typem sportowca. Gadało się z nim świetnie, a jego żarty były najlepsze. Kręcę głową. Zbyt dużo dzisiaj myślę i wspominam. Dość.

Ciszę w samochodzie przerywa dźwięk mojej komórki. Sięgam ręką na siedzenie pasażera i podnoszę kapelusz, wyjmując spod niego telefon. Zerkam na ekran. Numer zastrzeżony, dziwne. Mimo to przesuwam palcem po ekranie i przykładam komórkę do prawego ucha.
- Ford - rzucam krótko. Przez chwilę nic nie słyszę, ale kilka chwil później mój rozmówca się odzywa.
- Przemiły dzień, prawda? - dobiega do mnie zniekształcony męski głos. Nie rozpoznaję go, coś go zakłóca.
- Kto mówi? - pytam, marszcząc czoło. Mijam znak informujący wjazd do Rockport.
- Trochę gorący. Nawet bardzo - mówi szyderczo. Czy ma na myśli pożar? Może to on jest sprawcą?
- Kim jesteś, skurwielu? - pytam jadowicie. Nie jestem w stanie utrzymać nerwów na wodzy.
- Nie bądź taki wściekły, chciałem ci zaproponować współpracę.
- Współpracę? - coś jest nie tak, czuję to.
- Cóż, nie wiem, czy do końca o to chodzi. Mam na myśli przestrogę. A jeśli nie będziesz współpracował, to nie będzie fajnie.
- Okej? - staram się brzmieć stanowczo.
- Masz się trzymać z daleka od Rockport, jasne? I nie wgłębiać się w żadne sprawy.
- I co mi niby zrobisz, co?
- Masz uroczą żonę. Gotuje chyba kolację, cudownie pachnie. Otworzyła okno i wszystko czuję. Aż mnie kusi, żeby wejść.
- Kurwa mać! - klnę i staję na środku drogi. Serce zaczyna mi szybciej bić. -Nawet się nie waż...
- Jej tknąć? - słyszę jego śmiech. - Już to gdzieś słyszałem. Słuchaj, zrób, co mówię, to nie będzie problemu. Chociaż wiesz, twoja żona jest naprawdę kusząca...
- Odpierdol się, jasne? - krzyczę i zawracam, kierując się do Rockland. - I tak, zostawiam Rockport, kurwa.

Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz