Elizabeth
Wzdycham głęboko, stojąc na schodach. Dasz radę, powtarzam w myślach. Może nie domyśli się, że znowu węszymy. Biorę ostatni głęboki wdech, schodzę na dół i wchodzę do salonu. Jedynym źrodłem światła w przyciemnionym pomieszczeniu jest stojąca, czarna lampa. Obok niej siedzi zgarbiony tata, czytając jakąś grubą książkę. W takiej pozycji wygląda na porządnie zmęczonego, wręcz wyczerpanego.
- Tato? - zaczynam cicho, podchodząc bliżej. Spogląda na mnie i odkłada książkę na kolana, prostując się lekko.
- Co jest? - pyta, ziewając lekko.- Mam szybkie pytanie - uśmiecham się lekko. - Znasz może Alexandra Poole'a?
- Alexa? Jasne, czasami się z nim widuję na korytarzu w szpitalu. Czemu pytasz? - marszczy brwi i przygląda mi się podejrzliwie. Cholera.
- No.... chciałam się do niego umówić na wizytę - z ust wypływa mi pierwsze lepsze kłamstwo. Dopiero po chwili uświadamiam sobie, że to mógł być błąd. Przecież nie wiem, czym się zajmuje.
- Umówić do niego? Tak, jasne... może... - tata nagle czerwienieje z niewiadomego powodu. O co chodzi?
- Umówić do kogo? - słyszę głos mamy za plecami i odwracam się. Wchodzi do salonu, uśmiechając się ciepło.
- Och, dobrze, że jesteś! - tata wypuszcza powietrze. - Ellie chce iść do... no... no wiesz do kogo...
- Och, Mike, nie bądź taki tajemniczy - mama przewraca oczami. - Do kogo?
- Do ginekologa - odpowiada tata mocnym głosem i znowu czerwienieje. Cholera, tego się nie spodziewałam. Tłumię w sobie chęć wybuchnięcia śmiechem.
- Nie można było tak od razu? - mama rzuca mu wściekłe spojrzenie i przenosi wzrok na mnie. - Mogę cię umówić do mojego.
- Um... nie, dzięki. Dam sobie radę - patrzę się w podłogę.
- Mogę ci załatwić wizytę - odzywa się tata, po chwilowym milczeniu. Nadal jest czerwony i wygląda na bardzo zmieszanego.
- Byłoby fajnie, dzięki - uśmiecham się sztucznie i odwracam się na pięcie, kierując się w stronę kuchni. Atmosfera w salonie zrobiła się zbyt niezręczna, muszę się od niej uwolnić. Dochodzę do białej, wiszącej szafki i sięgam po szklankę. Nagle, ciszę przerywa dźwięk telefonu. Dostrzegam na blacie komórkę mamy.
- Mamo, telefon! - krzyczę głośno, żeby usłyszała mnie z salonu. Już na pewno zaczęli z tatą snuć domysły, czemu ich córeczka zapragnęła iść do ginekologa. Boże, w co ja się wplątalam...
- Kto dzwoni? - odkrzykuje mama i słyszę, jak zmierza w kierunku kuchni. Biorę telefon do ręki i spoglądam na ekran. Numer nieznany.
- Nie wiem - odpowiadam, kiedy wchodzi do kuchni. Przekazuję jej komórkę, a ona odbiera.
- Halo? - zaczyna i milknie, czekając na odpowiedź. Wychodzi z kuchni na korytarz i odzywa się przyciszonym, zaskoczonym głosem. - Robert?
JessicaWysiadam z samochodu Dana na obszerny, brukowany parking przed szpitalem w Rockland. Chmury ciężko wiszą nad nami, chyba zanosi się na deszcz. Odwracam się i patrzę, jak Ellie zatrzaskuje za sobą tylne drzwi, a Daniel zamyka samochód. Jeśli można go tak nazwać. W dolnych partiach widać już ślady rdzy, a zanim uda się go zapalić, mija cała wieczność. Jestem szczerze zaskoczona, że udało nam się dojechać aż do Rockland.
Czekam, aż zrównają się ze mną i kierujemy się w stronę wejścia głównego. Budynek sam w sobie jest naprawdę spory. A raczej szeroki, rozciągnięty na dużej powierzchni. Zbudowany jest z cegły, co wygląda naprawdę ładnie. Byłam tu raz, gdy złamałam nogę, ale było to dość dawno, więc wiele nie pamiętam. Spoglądam na swoich towarzyszy, którzy także bacznie przyglądają się budynkowi.
- Dan? - zwracam się do blondyna. - Co u Amy?
- Chyba lepiej - uśmiecha się lekko. - Wczoraj pojechała na noc do jakiejś koleżanki z Camden. Beth. Nigdy jej nie lubiłem, straszna z niej suka, ale cóż, Amy chyba uważa inaczej.
- To świetnie - reaguje z uśmiechem Ellie. Dla niej ta informacja to też nowość. - Może niedługo do nas dołączy.
- Taką mam nadzieję - odpowiada Dan optymistycznie. Dochodzimy do szklanych, obrotowych drzwi i wślizgujemy się do środka.
Wnętrze jest bardzo typowe, zwyczajny szpitalny korytarz. Na środku jest recepcja, wokół której kręcą się lekarze i pacjenci. Pod ścianami stoją czarne krzesła, zajęte przez sporą ilość osób. Ellie wysuwa się na przód i dochodzi do recepcji, wyłamując palce ze zdenerwowania.
- Dzień dobry, jestem umówiona do doktora Poole'a - zaczyna z niepewnością w głosie. Młoda recepcjonistka z azjatyckimi rysami twarzy spogląda na ekran komputera.
- Nazwisko? - pyta.
- Jenson.
- Elizabeth? Córka Michaela Jensona, tak? - przenosi na nią wzrok i uśmiecha się ciepło.
- Dokładnie - kiwa głową.
- Sala 116, pierwsze piętro, na końcu korytarza - informuje ją, nie patrząc na nas.
- Dziękuję - uśmiecha się lekko i obraca w naszą stronę. - W drogę.
Kierujemy nasze kroki w stronę windy po naszej prawej stronie. Dan wciska guzik i drzwi się rozsuwają. Wchodzimy do obszernej przestrzeni.
- Nie uważacie, że to dziwne? - zaczynam od razu, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, dręczące mnie od samego rana. - Facet stracił niedawno rodziców, a już pracuje...
- Fakt, też o tym myślałem, może taki ma sposób na odreagowanie? - sugeruje Daniel i marszczy brwi. Drzwi rozsuwają się i wychodzimy na korytarz pierwszego piętra, identyczny, jak poniżej.
- Gabinet ma być na końcu, chodźcie - Ellie wskazuje głową w lewo.
- Czy zastanawiałaś się w ogóle, jak zamierzasz rozwiązać to małe... zamieszanie? - Dan zrównuje się z Ellie, zostawiając mnie w tyle.
- Chyba powiem prawdę - wzrusza ramionami. - Powiemy. Bo wchodzicie ze mną.
- Innej opcji nie było - klepię Ellie po plecach.
- A poza tym, zawsze fascynowało mnie, jak wyglądają te wszystkie sprzęty - dodaje Dan, śmiejąc się.
- Gdybyś miał dziewczynę, mógłbyś się z nią wybrać na wizytę - podchodzę do niego bliżej.
- Mówiłem już, nie bawię się w dziewczyny - lekko smutnieje, ale po chwili znów wraca do swojego normalnego wyrazu twarzy. O co chodzi Dan?
Nie mam czasu na dalsze myślenie, bo dochodzimy do końca długiego korytarza. W tym samym momencie otwierają się drzwi sali 116 i staje w nich mężczyzna koło trzydziestki. Wygląda na zmęczonego. Czarne włosy ma rozczochrane, a pod oczami zauważam ciemne wory, prawdopodobnie spowodowane brakiem snu.
- Dzień dobry - wita się bez żadnych emocji w głosie i patrzy na nas pustym wzrokiem.
- Jestem umówiona - Ellie wychodzi do przodu i uśmiecha się niezręcznie.
- A oni? - pyta, spoglądając na mnie i Daniela.
- Dodają mi odwagi. Mam nadzieję, że to nie będzie problem, jeśli ze mną wejdą?
- Mhm - mruczy pod nosem, co chyba miało oznaczać, że nie ma problemu i odsuwa się, robiąc nam przejście.
Wchodzimy do przestronnego gabinetu rozdzielonego zieloną zasłoną na dwie części. W jednej znajduje się biurko z komputerem i dwoma krzesłami naprzeciwko, a z drugiej fotel z różnymi dziwnymi przyrządami dookoła. Spoglądam szybko na Dana, który rozgląda się po gabinecie z dziwnym wyrazem na twarzy.
- Alexander Poole - lekarz podchodzi do nas i podaje rękę Ellie. - W czym mogę pomóc?
- Elizabeth Jenson.
- Od Michaela?
- Tak. A to Jessica i Daniel- przytakuje i wskazuje na nas. - Tak naprawdę przyszliśmy tu w innej sprawie.
- Jakiej? - pyta, siadając przy biurku i wzdychając.
- Tylko nie może pan powiedzieć nikomu o naszej rozmowie. Nikomu - mówi Daniel. Najwidoczniej przeżył pierwszy szok i zdobył się na rozmowę.
- A czego niby ona dotyczy? I co z tego będę miał? - krzywi się, marszcząc brwi.
- To dotyczy pańskich rodziców... - zaczynam ostrożnie.
- I macie o nich czelność ze mną rozmawiać? - zauważam oburzenie w jego oczach. - Powinniście pokazać trochę szacunku!
- Jakoś pan nadal pracuje - odpowiadam z przekąsem i natychmiast tego żałuję.
- Staram się zapomnieć - Poole smutnieje i na chwilę zagłębia się w swoich myślach. - Skąd w ogóle znacie moich rodziców? I o czym chcecie rozmawiać?
- To długa historia, proszę się przygotować - wzdycha Daniel i zaczyna.
CZYTASZ
Cisza przed burzą
Mystery / ThrillerJakie tajemnice kryją mieszkańcy spokojnego miasteczka? okładka zrobiona przez @Marlena1999