Rozdział 14

90 13 2
                                    

Jake

Biegnę, a raczej staram się biec, omijając tłumy ludzi przechodzących głównym korytarzem szkolnym. Wszyscy rozmawiają z poruszeniem, zatrzymują się, by przekazać informacje znajomym. Nie możecie tego robić gdzie indziej? Albo najlepiej w ogóle tego nie robić, jestem pewien, że pod koniec dnia pojawi się cała masa plotek. Niestety tak już funkcjonuje cała nasza społeczność. Interesuje się tylko życiem innych, plotki są dla nas jak tlen. Dopiero gdy staniemy się ich źródłem, zauważamy, jak bardzo może to zniszczyć drugą osobę.

W końcu docieram pod salę 106. Jess podobno była przy aresztowaniu, więc prawdopodobnie tutaj ją zastanę. Dyrektor Owen powiedział, że nie wychodziła z sali. Zaczepiłem go, gdy wchodził do budynku szkoły po odjeździe wozu szeryfa. Sam fakt wydarzeń sprzed kilku minut nie mieści mi się w głowie. George Fowler zabójcą? Przecież to jeden z porządniejszych ludzi w Rockport. Coś jest nie tak.
Biorę głęboki wdech i naciskając klamkę, wchodzę do środka. Moim oczom od razu ukazuje się siedząca, oparta o ścianę postać w granatowej bluzie.
- Jess? - zaczynam, zamykając drzwi. Podchodzę bliżej i kucam przy niej. Jej puste spojrzenie wpatruje się w okna znajdujące się na przeciwległej ścianie. Nie reaguje na moją obecność.
- Fowler, powiedz coś - kontunuuje, wpatrując się w nią intensywnie. Oddycha płytko, nie patrząc w moją stronę. Chciałbym z nią porozmawiać, dowiedzieć się, jak się czuje, co o tym sądzi. Ale nie mogę, bo zwyczajnie mnie ignoruje. Kręcę głową, zrezygnowany.
- Jessica Fowler! - mówię stanowczo, marszcząc brwi. Łapię ją za ręce i wstając, ciągnę do góry. Nie stawia oporu, ale jej ciało wydaje się pozbawione życia. Zachowuje się jak szmaciana lalka. Gdy ją podnoszę, chwiejnie staje na nogach i momentalnie opiera się o ścianę. Spogląda na mnie spode łba.
- Czego chcesz? - pyta łamiącym się głosem, przewracając oczami. Wyciera nos o rękaw bluzy.
- Chcę, żebyś się ogarnęła - patrzę na nią, starając się brzmieć przekonująco.
- Wiesz, co się przed chwilą stało? - pyta cicho, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
- Tak - odpowiadam krótko.
- No dalej, wykrztuś to z siebie. Musisz być wściekły. Mój ojciec zabił twoją byłą dziewczynę - mruczy, odwracając wzrok.
- Nie - krzyżuję ręce. - Twój ojciec tego nie zrobił. Ktoś go wkręca.
- Tylko kto w takim razie, co? - pyta, ponownie zwracając się do mnie. Widzę, że jest zdezorientowana. - Ja już nie wiem, Jake. Nie wiem, komu ufać.
- Mi możesz - wzruszam ramionami. - A teraz masz się ogarnąć. Jedziemy na posterunek do twojego ojca.
- Pojedziesz ze mną? - pyta, uśmiechając się blado. - To znaczy...taak, czekałam, kiedy to zaproponujesz.
- Cudownie - rzucam i sięgam po czarną torbę sportową Jess, leżącą na podłodze. Zarzucam ją sobie na ramię.  - Gotowa?
Potakuje, biorąc głęboki oddech. Kieruję się w stronę wyjścia, manewrując pomiędzy  ciemnymi, plastikowymi ławkami, czując za sobą obecność Jess. Otwieram drzwi, puszczając ją przodem i wychodzimy na korytarz. Cały czas jest zatłoczony, długa przerwa jeszcze się nie skończyła. Kierujemy swoje kroki w stronę głównego wyjścia. Droga nie jest długa, wystarczy przejść obok rzędów metalowych szafek. Gdzieniegdzie stoją grupy uczniów rozmawiających ze sobą.
- ...ciekawe czy jego córka mu w tym pomogła. W sumie wcale nie byłabym zaskoczona - słyszę nagle dziewczęcy głos z mojej prawej. Odwracam głowę i zauważam trzy dziewczyny stojące przy szafkach. Nie kojarzę ich, muszą być z młodszego rocznika.
- Cicho, Val - szturcha ją druga dziewczyna o blond włosach. Zauważa nas i spogląda w naszą stronę. Momentalnie robi się czerwona od wstydu i pochyla głowę.
- Nie macie nic lepszego do roboty? - pytam wściekle, podchodząc do nich. Cofają się, wystraszone. - Jeśli nie znacie prawdy, to po co rozpowiadacie takie gówno?
- Ja... my... nie chciałyśmy - ciemnowłosa dziewczyna, Val, wychodzi do przodu, wyglądając na zmieszaną. Zerka za mnie, patrząc na Jess. - Przepraszam.
- A potem pewnie nadal będziecie o tym pieprzyć - patrzę na nie, mrużąc oczy.
- Jake, przestań - mówi Jess, kładąc mi rękę na ramieniu. - Przecież przeprosiły. Daj spokój.
- Okej - mruczę wściekle, wycofując się. Omiatam jeszcze wzrokiem cały korytarz, obserwując uczniów, patrzących na całe zdarzenie. - Ktoś ma jeszcze jakiś problem?!
- Idziemy, Jake - Jess ciągnie mnie zdecydowanie w stronę wyjścia. Wzdycham, próbując opanować emocje i pozwalam jej się prowadzić do wyjścia.

Cisza przed burząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz