Arthur
- Mhm, tak. Kontynuuj - mówię znudzonym głosem do telefonu. Od kilku minut pracownik banku truje mi o jakiś pierdołach. Staram się go nie słuchać, więc wstaję i zaczynam krążyć po domowym gabinecie. Po gnieździć się w takiej małej klitce w ratuszu, gdy mogę przebywać w takich luksusach? Co prawda, muszę spędzać tam kilka godzin dziennie, ale po południu zawsze wracam do domu. Pracować oczywiście. Nie ma czasu na relaks, jeśli chcę nadal pozostać burmistrzem. Ostatnio jednak sprawy się pokomplikowały. Śmierć tej dziewczyny, no i te dzieciaki, które wtykają nos w nie swoje sprawy. Thomas patrzy na mnie z coraz większą nieufnością. Ale co mam zrobić? Tajemnica to tajemnica. Ba, żeby tylko taka zwykła. Lepiej, żeby nikt jej nie odkrył, tak będzie bezpieczniej dla wszystkich.
Staję przy oknie i odsłaniam rolety. Zrobiło się już ciemno. Pojedyncze lampy na zewnątrz oświetlają ogród i ścieżkę. Na trawie dostrzegam lekki szron. Musi być paskudnie zimno.
- No i to by było na tyle, panie MacCallister - mówi pracownik banku. Cholera, zupełnie o nim zapomniałem.
- Tak, tak, dzięki Goodwin - mruczę.
- Wszystko jeszcze panu prześlę - odpowiada dziarsko. Boże, skąd w tym człowieku tyle radości, jak ma taką spierdoloną pracę? - Miłego wieczoru!
- Mhm. Nawzajem - odpowiadam i się rozłączam. Nareszcie. Przeciągam się i ziewam. Nagle ciszę przerywa ponowny dźwięk telefonu. Jeśli to znowu Goodwin, to go zamorduję, przysięgam.
Patrzę na ekran. Mitchell. Po jaką cholerę dzwoni o tej porze?
- Czego chcesz? - rzucam.
- Szeryf kazał mi zadzwonić - odpowiada niechętnie. Słyszę z jego strony syrenę policyjną.
- Szeryf?
- Tak. Był u mnie się napić i...
- Od kiedy przyjaźnisz się z szeryfem? - pytam gniewnie. - Mieliśmy się trzymać od niego z daleka!
- Nic mu nie powiedziałem, daj mi skończyć - odpowiada spokojnie. - Zadzwoniła do niego nasza policja.
- I? - pytam niecierpliwie.
- Ktoś zabił tego gliniarza, Harwella. I podrzucił na imprezę dzieciaków.
- Co?! Kiedy?
- Jakieś piętnaście minut temu - wzdycha. - Nie żeby coś, ale twój syn tam jest. To on zadzwonił po policję.
- Co, kurwa?! - krzyczę do słuchawki. Przecież nie może nigdzie wychodzić, zabroniłem mu. - Gdzie ta impreza?
- Ulica Union, przy centrum sportowym - odpowiada spokojnie.
- Jedziesz tam z szeryfem?
- Tak. I jeszcze ktoś od nas.
- Zaraz do was przyjadę - odkładam telefon i zaczynam ponownie krążyć po gabinecie. Cholerny Thomas! Cholerny martwy glina! A najgorsze jest to, że wiem, kto za tym stoi. Znowu trzeba będzie odstawić szopkę przed tym pieprzonym szeryfem. Sięgam po czarny garnitur zawieszony na skórzanym krześle. Zakładam go i podchodzę do okna. Wyglądam raz jeszcze i zasłaniam szybko rolety. Trzeba odciąć się od tej ciemności. I ludzi w niej żyjących.
Thomas- Zaraz przyjadą - podbiegam do Daniela, Mike'a i Jake'a stojących nad ciałem policjanta. Mam teraz czas, żeby przyjrzeć się mu dokładniej, na tyle, ile pozwala mi mrok. Nie widzę jego twarzy, bo leży na brzuchu, ale zauważam krew w jego siwych, krótkich włosach. Reszta ciała wydaje się nienaruszona, wygląda, jakby spał. - Wiadomo, kto to jest?
- Zaraz się przekonamy - mówi cicho Mike i ponownie przy nim kuca. Łapie go za ramię i popycha, próbując obrócić policjanta na plecy.
- O kurwa! - krzyczy Mitchell, gdy zauważamy twarz mężczyzny. Mike wstaje i odbiega na bok. Słyszę, jak wstrząsają nim wymioty.
Spoglądam na policjanta i czuję, jak na chwilę staje mi serce. To ten starszy policjant, który przesłuchiwał mnie i Ellie. Nie ma oczu, a w okolicach uszu i ust jest bardzo dużo krwi. Cholera jasna! Cofam się.
- Kolejna ofiara naszego tajemniczego zabójcy - mówi cicho Daniel, patrząc ze strachem, ale i obrzydzeniem.
- To wszystko staje się coraz bardziej popieprzone - kręci głową Mitchell. Czy ja widzę strach w jego oczach? Zawsze musi być ten pierwszy raz.
- Wiecie co... - wraca do nas Mike, ocierając usta. - Rodzice mnie za to zamordują. A policja będzie nas wszystkich wypytywać.
- Bez rodziców teoretycznie nie mogą - odpowiam, myśląc o mojej ostatniej wizycie na komendzie.
- No tak, ty już miałeś taką przygodę - zauważa ironicznie Mike. Pieprzony osiłek Jake'a.
- Tak - mówię bez emocji i odwracam wzrok.
Zauważam, że z domu ktoś wychodzi i biegnie w naszą stronę. To ten Chris od drinków, których nie dostałem. Przynajmniej mogę trzeźwo myśleć, czego nie można powiedzieć przykładowo o Jake'u i Mike'u.
- Ludzie się stresują. Co robić? - staje przy nas. Dopiero po chwili jego wzrok wędruje na dół i zauważa obrażenia policjanta. Cofa się. - Kurwa!
- Gliny zaraz tu będą - informuje go Mitchell. - Możesz im to powiedzieć.
- Strasznie się schlałeś - patrzy na Mitchella, marszcząc brwi.
- Kurwa, wiem! - traci cierpliwość.
- Na twoim miejscu... I Mike'a - zaczyna Daniel, który chyba już ochłonął po makabrycznym widoku. - Poszedłbym do środka i jakoś się ogarnął. Dwóch pijanych gości przy zwłokach policjanta będzie bardzo podejrzanych dla jego kumpli.
- Masz rację - zauważa Mike, starając się zachować powagę. I równowagę. Wcześniej zachowywali się lepiej, ale widocznie tak działa na nich widok martwego ciała. Interesujące zjawisko.
W oddali słyszę ryk policyjnej syreny. Czyli nie zdążą się ogarnąć. Świetnie.
Po chwili na kamienisty podjazd wjeżdża policyjny samochód i ambulans. Wysiada dwóch policjantów i ratowników i biegną w naszą stronę. Macham do nich.
- To ty dzwoniłeś? - podchodzi do mnie jeden z nich, a drugi ogląda ciało wraz z ratownikami medycznymi. Patrzę na policjanta i go rozpoznaję, to ten młodszy gliniarz, który do nas celował.
- Tak - odpowiadam krótko.
- To ty? MacCallister? - patrzy na mnie przenikliwie. Też mnie rozpoznał.
- Tak.
- Zaraz przyjedzie szeryf i będziemy mogli ustalać fakty. Dużo jest tam osób? - pyta, wskazując na oświetlony dom.
- Nie mam pojęcia - wzruszam ramionami.
- A kto organizował tę imprezę? - policjant krzyżuje ręce.
- Organizator jest obecnie niedysponowany - mruczę i modlę się w duchu, żeby Mike i Jake byli już w środku.
- Zaraz go znajdziemy - mówi z irytacją gliniarz. Odwracam się i nigdzie ich nie widzę. Oddycham z ulgą.
Nagle zauważam dwa nadjeżdżające samochody. Oba wyglądają znajomo. Jeden należy do szeryfa, a drugi do... ojca. Cholera jasna! Już na pewno wie, że tu jestem, mimo zakazu wychodzenia. Z samochodu szeryfa wychodzi jeszcze ojciec Mitchella. Po co to całe zbiorowisko?
- Thomas! - słyszę donośny głos ojca. Kroczy wściekle przez trawnik, zerkając tylko po drodze na ratowników pakujących ciało policjanta do czarnego worka. - Co ty tutaj robisz, do cholery?!
- To nie tak jak myślisz - patrzę na niego, starając się wyglądać pewnie. - Nie przyszedłem tu na imprezę. Chciałem coś oddać Mike'owi.
- Tak, tak, i akurat musiałeś to zrobić w dniu tej imprezy. Nie ze mną takie numery - zaciska zęby i marszy czoło. - I tak wyszedłeś, a kazałem ci siedzieć w domu!
- Tato...
- Cicho! Jedziemy do domu, zrozumiano? - jest coraz bardziej wściekły.
- Ale policjant chciał z nami rozmawiać i... tam są moi znajomi - mówię szybko. Nie chcę z nim jechać.
- No i co z tego? - ciągnie mnie za ramię w stronę samochodu. - Jesteś przecież niewinny.
Przystaje na chwile, żeby skinąć na pożegnanie ojcu Mitchella i wpycha mnie do samochodu na tylne siedzenie, a sam siada za kierownicą i rusza.
Spoglądam raz jeszcze na Roberta Mitchella, który patrzy uważnie na nasz odjeżdżający samochód. On i ojciec wiedzą. Wiedzą, kto zabił Olivię i gliniarza.Jake
Budzi mnie jakiś dźwięk. To chyba budzik. Otwieram oczy, co nie przychodzi mi łatwo. W pokoju jest jasno, zapomniałem zasłonić okien. Sięgam po telefon i wyłączam wkurzającą melodię. Która godzina? Dziewiąta. Jęczę. Spałem dosłownie kilka godzin, a dodatkowo strasznie boli mnie głowa od kaca. Mogłem tyle nie pić. Nie pamiętam wielu szczegółów z poprzedniego wieczoru i nocy. Kiedy przyjechali gliniarze, popytali nas trochę, czy coś lub kogoś widzieliśmy. Spisali też wszystkich, gdyby wpadli na jakiś trop. Ta, na pewno szybko to rozwiążą, już to widzę. Całe szczęście nie widzieli ogromnej ilości alkoholu, jaki mieliśmy, bo podobno Howardowie, Chris, Fowler i Ellie wszystko schowali. Byłby dodatkowy przypał, gdyby to odkryli.
Pamiętam też, że ojciec tam był i potem pojechaliśmy razem do domu. Był trochę wkurzony, ale zauważyłem też, że czymś się martwi. Czyżby się czegoś bał? Albo kogoś?
Leżę jeszcze chwilę w miękkiej pościeli, a po jakimś czasie wstaję, czując, jak z bólu pulsuje mi głowa. Howard wymyślił w nocy, zanim się rozeszliśmy, że musimy się spotkać, bo wpadł na coś nowego. Mógł zaplanować to trochę później, ale dobrze, przynajmniej nie będę musiał spędzić całej soboty w domu z wkurzonym ojcem.
Biorę szybki prysznic i ubieram się w czyste ciuchy. Schodzę na dół, ale nie zastaję nigdzie ojca. Pewnie znowu gdzieś pojechał.
Cholera! Mój samochód został u Mike'a! I jak ja się teraz dostanę do domu Howardów? Jasna cholera!
Krążę wściekły po kuchni, myśląc, co mógłbym teraz zrobić i po chwili wpadam na pomysł. Przecież mogą przyjechać tutaj! Wyciągam telefon i piszę im wiadomość. Ojcu też. Lepiej, żeby narazie nie przyjeżdżał.
Kieruję się do salonu i rzucam na kanapę. Przymykam oczy. Jeszcze pół godziny relaksu, zaraz pęknie mi głowa.- Okej, mam nadzieję, że wszyscy czują się dobrze po wczorajszym - zaczyna Howard, gdy po kilkudziesięciu minutach siadamy wszyscy w przestronnym salonie. Mam wrażenie, że są onieśmieleni wnętrzem, no, może oprócz MacCallistera, który jest do tego przyzwyczajony.
- Czemu znowu spotykamy się tak wcześnie? - pytam z irytacją.
- Wcześnie? Jest przed jedenastą. Nie tak źle. Poza tym, Jess nie mogłaby później, ma trening - odpowiada spokojnie, chociaż wiem, że w środku się gotuje.
- Mhm - spoglądam na Fowler, która siedzi po turecku oparta o kanapę i patrzy wyzywająco w moją stronę. Złość piękności szkodzi, kochanieńka.
- Możemy już przejść do głównego tematu? - Fowler odwraca wzrok i pyta zniecierpliwiona.
- Tak, tak - odpowiada Howard. - Zacznijmy od tego, że policjant miał obrażenia, jak Olivia. I ofiary masakry. Czyli mamy potwierdzenie, że jest to powiązane.
- Ale nadal nie wiadomo, kto za tym stoi - wtrąca Ellie, siedząca obok Fowler. - Mamy dwie opcje. Albo zabójca jest już stary i to ta sama osoba, co czterdzieści lat temu, albo ktoś, kto ma coś wspólnego z tamtą masakrą. To dziecko.
- To samo pomyślałem - przytakuje Howard.
- Ale doszliśmy do wniosku, że tym dzieckiem może być ktokolwiek, tak? - zauważa MacCallister. Wygląda na wkurzonego, pewnie znów pokłócił się ze swoim tatuśkiem.
- Tak, ale ta osoba musi być związana z tym miejscem, prawda? - pyta Amy i spogląda na nas. - To zawęża nasze poszukiwania.
- Okej, i...? - pytam bez przekonania.
- Jest jeszcze jedno - zaczyna Howard, uśmiechając się półgębkiem. To ten jego charakterystyczny uśmiech zwycięztwa. Zaraz powali nas czymś na kolana. - Masakra była w 1975, a dziecko, według tamtych policjantów było małe, bardzo małe. Oznacza to, że urodziło się własnie w tamtym roku.
- Co w związku z tym? - pyta Jess, nie bardzo rozumiejąc.
- Okej, weźmy te dwa fakty: osoby urodzone w roku 1975 i powiązane z Rockport, może nawet tu mieszkające - uśmiecha się ponownie Howard. - Nie zauważyliście, jak dużo osób próbuje coś ukryć? A co, jeśli wam powiem, że mają one ze sobią wiele wspólnego?
- Okej, zaczyna mi się podobać - MacCallister pochyla się do przodu.
- Na stronie naszej szkoły zrobili ostatnio archiwum z nazwiskami osób z dwunastych klas z poszczególnych lat. W roku 1993 do ostatniej klasy chodził rocznik 75. Amy znalazła to dziś rano - Howard wyciąga z torby kartkę i kładzie ją na małym stoliku stojącym obok kanapy. - Zobaczcie.
Spoglądam na wydrukowane nazwiska na liście. Jest ich sporo, ale Howard lub jego siostra wyróżnili kilka zakreślaczem.
- O cholera - odzywa się Ellie. - Oni wszyscy chodzili do jednej szkoły. Tutaj. Nie miałam pojęcia. Czy to nie jest zbyt podejrzane? Burmistrz, ojciec Jake'a, szeryf, tata Jess, rodzice bliźniąt i moja mama. Coś mi tu śmierdzi. Musimy tylko odkryć, co.
CZYTASZ
Cisza przed burzą
Mystery / ThrillerJakie tajemnice kryją mieszkańcy spokojnego miasteczka? okładka zrobiona przez @Marlena1999