Robert
Samochód lekko sunie po gładkiej drodze otoczonej z dwóch stron drzewami. Kilka lat temu jazda nie należała do przyjemnych, szosa była cała podziurawiona. Całe szczęście mieli mnie. I moje pieniądze. Tylko głupiec stwierdzi, że kasa nie daje szczęścia. Dzięki niej całe życie staje się łatwiejsze.
Zauważam na przedniej szybie kilka kropel, które momentalnie zmieniają się w potężną ulewę. Cholerna pogoda. Włączam wycieraczki i jadę dalej. Godzinę temu dostałem telefon od MacCallistera, że chciałby pogadać. Zgodziłem się, bo chętnie dowiedziałbym się wreszcie czegoś konkretnego o jego synalku, który włamał się do mojego klubu. Ostatnie próby rozmowy na ten temat okazały się bezskuteczne, spławił mnie od razu. Fakt, nie chciałem robić z tego wielkiego szumu, jeszcze szeryf by się mną zainteresował, co byłoby bardzo niekorzystne. Sam fakt jego pobytu w Rockport działa mi na nerwy. Nie trzeba nam kogoś, kto rozdrapie stare rany. Wzdycham i wracam myślami do wydarzeń z minionej nocy. Kolejne morderstwo, tym razem gliniarza. Kolejne ślady do zatarcia. I masa dzieciaków na miejscu zbrodni, wśród nich mój syn. Chyba nieźle się trzyma, biorąc pod uwagę to, co działo się w ciągu ostatnich tygodni. Przynajmniej tak mi się wydaje, nie rozmawiamy zbyt wiele. Od śmierci matki przestał zwracać uwagę na swoje otoczenie, skupił się na sobie. Laura zawsze trzymała w kupie naszą rodzinę, ale kiedy przegrała walkę z rakiem, wszystko się posypało. Staliśmy się sobie obcy. Jake uciekł do sportu, a ja do interesów i dziwek. Czy żałuję? Nie wiem. Nie wiem, jak wyglądałoby nasze życie, gdyby Laura wciąż była z nami. Może nie mielibyśmy tyle problemów, co teraz? Może wszystko byłoby inne?
Otrząsam się z myśli i z powrotem koncentruję się na drodze. Po kilku minutach dojeżdżam na miejsce. Żelazna brama stoi otworem. Szybko skręcam i przejeżdżam przez nią, parkując na obszernym, brukowanym podjeździe. Błyskawicznie wyskakuję z BMW i biegnę do drzwi wejściowych, próbując uniknąć zmoknięcia. Drzwi natychmiastowo się otwierają.
- Dzień dobry, Miriam - witam się z żoną MacCallistera, która wpuszcza mnie do środka. - Paskudna pogoda.
- Niestety, takie uroki jesieni - uśmiecha się blado i nerwów odgarnia ciemne włosy z twarzy. Jest jak zwykle elegancko ubrana. No, widzę, że MacCallister nie skąpi jej kasy na garderobę. - Arthur czeka na ciebie w gabinecie.
- Wszystko w porządku? - pytam, zwracając uwagę na jej dziwne zachowanie.
- Tom gdzieś zniknął, a ma zakaz wychodzenia. Zauważyłam to kilka chwil temu - odpowiada cicho.
- Nie ma się co przejmować i ograniczać dzieciaka. W takim wieku to normalne. Ja i Arthur też się tak zachowywaliśmy, mając po siedemnaście lat - mówię, próbując ją pocieszyć.
- Mhm - odblokowuje telefon trzymany w dłoni. - Zadzwonię do niego jeszcze raz, a ty idź do Arhura, zacznie się niecierpliwić.
Zostawiam Miriam samą w korytarzu i kieruję się w stronę masywnych drewnianych drzwi. Wchodzę do środka bez pukania. Zastaję MacCallistera siedzącego przy biurku, skupionego na czytaniu czegoś na laptopie z okularami na nosie. Nie wiedziałem, że ma wadę wzroku. Na dźwięk otwieranych drzwi podnosi wzrok i od razu marszczy brwi.
- Nareszcie - mówi z niesmakiem. Zdejmuje okulary i odkłada je na biurko. - Dłużej się nie dało?
- Nie jestem na twoje zawołanie - wzdycham i opadam na skórzany fotel stojący po drugiej stronie stołu. - Miałem do załatwienia sprawy w mieście, nie mogłem ich ot tak przerwać, tylko dlatego, że miałeś taki grymas.
- Kolejna dziwka? - pyta z przekąsem.
- Nie - cedzę przez zęby.
- Bo wiesz, na twoim miejscu bym uważał, jeszcze się do którejś przywiążesz.
- Mówisz, jakby to było złe.
- Zależy, jak na to patrzysz. Albo na kogo trafisz. Miriam naprawdę spadła mi z nieba.
- Wspominała mi, że Thomas zniknął. Nie umiesz upilnować własnego syna? - pytam, świdrując go spojrzeniem. Widzę jego irytację, od razu zaczyna przeczesywać włosy, a na jego czole pojawiają się zmarszczki.
- Mam ważniejsze rzeczy na głowie. A gówniarz jak wróci, to dostanie, na co zasłużył.
- Pewnie i tak spotkał się z Jake'iem i resztą cholernej bandy. Muszę mu powiedzieć, żeby zadawał się z lepszym towarzystwem - zaczynam kręcić młynki palcami. - Skoro już tu jestem i rozmawiamy o twoim synalku, to może wreszcie wytłumaczysz mi jego zachowanie i włamanie do mojego klubu?
- Nie będę ci niczego tłumaczył, już ci mówiłem - odpowiada niechętnie. - Mały wypadek i niedopatrzenie. Chciał podobno odwiedzić twojego syna. I nie tylko on jest w to zamieszany. Nie zapominaj o córce Jensenów.
- Rozmawiałem już z Jensenem, stwierdził, że jest mu przykro - śmieję się. - Głupie dzieciaki. Ale muszę przyznać, że smarkula jest charakterna, jak jej matka w jej wieku.
- Czyżbyś zrobił się sentymentalny i chciał powspominać stare czasy? - szydzi MacCallister.
- Nie pierdol głupot i nie rozdrapuj ran. A poza tym, odbiegasz od tematu.
- Rany już dawno zostały rozdrapane - zauważa MacCallister i wstaje. Podchodzi do barku, wyjmuje dwie szklanki i do połowy opróżnioną butelkę brandy. Stawia szklanki na biurku i nalewa do nich ciemnozłotego płynu. - Ten temat jest już skończony, Mitchell. Nie mów, że szkoda ci kasy na wstawienie nowej szyby.
- Kasy mi nie brakuje - sięgam po szklankę i biorę łyk brandy. Przyjemnie szczypie mnie w gardło. - Ale nie pomyślałeś, że nas wtedy podsłuchiwali? Kurwa, z sejfu zniknęło parę dokumentów.
- Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?! Myślałem, że sejf został nienaruszony! - MacCallister wstaje i zaczyna krążyć po pokoju.
- Bo podczas prób nawiązania kontaktu ciągle mnie spławiałeś - staram się brzmieć spokojnie.
- Czy były to te ważne pliki? - siada ponownie na fotelu i patrzy gniewnie w moją stronę.
- Nie te najważniejsze. Raczej nic nie ogarną.
- To dobrze, dobrze - pociera czoło dłonią i dolewa sobie więcej brandy. - Kurwa, ale to sprytne dzieciaki.
- Mówię ci, tego akurat nie ogarną - wzdycham i opróżniam szklankę. MacCallister dolewa mi więcej. - Ale fakt, ostatnio wtykają nosy w nie swoje sprawy.
- I to jak... - MacCallister chrząka. - Kennteh niby rozwiązał ich grupę, ale nadal węszą, nie podoba mi się to.
- Potraktował ich za miękko i dlatego sprawiają teraz tyle kłopotów - poprawiam się w fotelu. - No dobra, odpuszczam tę sprawę z włamaniem, ale tylko ze względu na własne bezpieczeństwo. Nie myśl sobie, że na twoim mi zależy. Cholera, aż tak to jeszcze nie oszalałem. Tylko trzeba przypilnować trochę dzieciaki, żeby nie posunęły się za daleko. Nie wiadomo, jak mogłoby się to skończyć.
-Zgadzam się - mruczy i podnosi szklankę na znak toastu. - Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Możemy wreszcie dojść do sedna sprawy? Cholernie nie lubię przeciągać.
![](https://img.wattpad.com/cover/90430699-288-k220223.jpg)
CZYTASZ
Cisza przed burzą
Mystery / ThrillerJakie tajemnice kryją mieszkańcy spokojnego miasteczka? okładka zrobiona przez @Marlena1999