XLIII

170 23 4
                                    

*Taekwoon*

Ciężko było mi patrzeć na to, jak z Sanghyuka powoli uchodzi cała radość życia. Przestał się uśmiechać i cieszyć ze wszyskiego, co miał w zwyczaju jeszcze cztery miesiące wcześniej. Po tym, jak przez trzy miesiące nie mieliśmy prawie kontaktu ze sobą, bardzo się zmienił. Ciągle był przygnębiony i zmęczony, ale kiedy spotykaliśmy się i zaczynaliśmy dużo rozmawiać, on się otwierał. Choć przez chwilę był taki jak kiedyś, ale to nie trwało długo. Wystarczyło, że wrócił do domu, bądź poszedł do szkoły, a znów stawał się cichy i przygnębiony.

Jako psycholog, czułem się odpowiedzialny za to, by znowu był taki, jak kiedyś. Próbowałem różnych sposobów. Rozmowy przede wszystkim i to niby pomagało, ale jak wcześniej wspominałem, nie na długo. W końcu zdecydowałem się na coś, co miałem mu zaproponować dopiero, gdy będzie pełnoletni, w razie gdyby nic się nie zmieniło. Jednak widziałem, że jeśli będę zwlekał zbyt długo, może to się źle dla niego skończyć. Dlatego też zaproponowałem mu, żeby ze mną zamieszkał. Kiedy się zgodził, miałem ochotę skakać z radości.

~~~

Po kolacji poszliśmy razem do mojej sypialni, gdzie wyjąłem z szafy drugą kołdrę i pościeliłem łóżko. Jak dobrze, że wprowadzając się tutaj, kupiłem takie wielkie łóżko... Przez cały ten czas Sanghyuk próbował namówić mnie, że nie muszę go pilnować, jednak znałem go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nawet jeśli obiecuje, nie zrobi tego, co mówi. Teraz do tego dochodzi to, że ma dużo problemów i byłem przekonany, że nie będzie spał, a i tak wyglądał jak panda... Musiałem dopilnować go, aby w końcu się wyspał... Poza tym, miałem jeszcze inne powody, ale o tym może innym razem...

- Ty się kładź, a ja idę pod prysznic. - odezwałem się i udałem w stronę łazienki. Po kilkunastu minutach wróciłem do pokoju, gdzie Hyuk grzecznie leżał pod kołdrą, przeglądając coś w telefonie. Zgasiłem światło, po czym ułożyłem się po swojej stronie łóżka. - Odłóż telefon i idź spać. - powiedziałem, odwracając się do niego.

- Hyuuung...

- Nie wiesz, że używanie telefonu przed snem utrudnia zasypianie? - przerwałem mu, gdy poraz kolejny chciał wypróbować na mnie swoje aegyo. Chłopak westchnął i po zablokowaniu urządzenia położył je na mojej ręce, którą chwilę wcześniej wyciągnąłem. - Dobranoc maluchu. - powiedziałem, po czym położyłem się na plecach i zacząłem wpatrywać się w sufit.

- Hyung... - usłyszałem po dłuższym czasie. - Nie mogę zasnąć... - odezwał się cicho.

- Właściwie... Chciałem cię o coś zapytać...

- Hm? A o co? - chłopak przekręcił się na bok, przodem do mnie.

- Nigdy nie mówiłeś nic o swojej rodzinie... W sensie o rodzicach. Możesz mi coś o nich powiedzieć? - zapytałem, spoglądając na niego. Niewiele było widać, bo jakby nie patrzeć była noc, a w pokoju dość ciemno. Hyuk poruszył się, kładąc się na plecach.

- A czym tu się chwalić... Ojciec umarł, niedługo po tym jak się urodziłem, nawet nie wiem jak wyglądał... Nie mam żadnych jego zdjęć... A mama? Ona nawet się tak nazywać nie powinna... Jak miałem jakieś dwanaście lat, straciła pracę. Żyliśmy w sumie z tego, co dziadkowie nam pomagali, ale byli bogaci, więc było spoko. Jednak jak skończyłem piętnaście lat, mieli wypadek i zmarli. Oboje... Wtedy w spadku dostaliśmy dużo pieniędzy, ale matce odbiło. Nie minęło półtorej roku, a po spadku nie było śladu. Wtedy Sangmi akurat skończyła studia i zaczęła pracować w firmie, w której pracuje do dzisiaj. Dzięki temu, że jest naprawdę dobra, szybko dostała awans i przez to była w stanie utrzymywać naszą rodzinę. Mama za to wydawała wszystkie pieniądze jakie Sangmi jej dawała na jakieś swoje wycieczki i nie wiadomo co... No i ciągle trwały kłótnie. Non stop o coś się sprzeczały, ale ja nigdy się nie wtrącałem. Nie widziałem sensu. Tak to wyglądało aż do naszej przeprowadzki tutaj. Przed wyjazdem zostawiliśmy jej list i trochę pieniędzy... - opowiedział, po czym zaczął ziewać. Chciałem go jeszcze o coś dopytać, ale on odezwał się pierwszy. - A jacy są twoi rodzice? - zadał pytanie i przekręcił się na bok.

- Szczerze to lepszych rodziców nie mogłem sobie wymarzyć. Chociaż zawsze mieli ze mną dużo problemów, zawsze byli przy mnie, co bardzo mi pomagało. Ale zasadniczo nie ma o czym opowiadać. - zaśmiałem się i ułożyłem wygodniej. - Idź już lepiej spać maluchu. Jutro mamy sporo do zrobienia. - powiedziałem i wyciągnąłem rękę w stronę jego głowy. Uśmiechnąłem się lekko, głaszcząc go po włosach. Po chwili chłopak złapał mnie za dłoń, by zaraz położyć ją na poduszce przy swojej głowie, jednak jej nie puszczał.
Przez dłuższy moment panowała cisza, a ja powoli odpływałem.

- Hyung... - usłyszałem, co lekko wyrwało mnie ze snu. Mruknąłem coś, żeby wiedział, że nie śpię. - Mógłbym... Przytulić się do ciebie? - powiedział tak cicho, że przez chwilę nie byłem pewny, czy na pewno usłyszałem to, co mi się wydawało. Gdy dotarł do mnie sens jego słów, odsunąłem na bok jego kołdrę i wciągnąłem go pod swoją, po czym objąłem. Sanghyuk od razu wtulił się we mnie. Znalazł moją dłoń, którą złapał i splótł nasze palce. Trochę dziwiło mnie jego zachowanie, ale miałem swoje powody, żeby nie protestować... W ten sposób obaj szybko zasnęliśmy.

*Wonsik*

Minęło już dwa tygodnie od naszego wypadu na łyżwy, a Bin wciąż się nie budzi. Jego salę opuszczam dopiero wtedy, gdy pielęgniarki na mnie nawrzeszczą, że muszę iść, a tak ciągle jestem obok niego. Nawet do szkoły nie chodzę... Powtarzam mu, że ma się obudzić, ale nie reaguje... Wygląda jakby po prostu spał. Tak spokojnie... Jakby śniło mu się coś przyjemnego... Obwiniałem się za to... Ale to oczywiste, że to była moja wina...

Był późny, piątkowy wieczór, kiedy już zmęczony oparłem się czołem na ręce, którą położyłem na łóżku. Nim się obejrzałem, usnąłem. Obudził mnie czyjś śmiech. Bardzo dobrze mi znany śmiech. Hongbin! Zerwałem się na równe nogi i spojrzałem na chłopaka, który rozmawiał z pielęgniarką, jak gdyby nigdy nic. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko. Choć starałem się to ukryć, w moich oczach zebrały się łzy szczęścia. Nie mogąc się powstrzymać, przytuliłem go mocno.

- Głupku, martwiłem się, że już się nie obudzisz! - krzyknąłem na niego, kiedy się odsunąłem. - Przepraszam, że na ciebie wpadłem... To wszystko przeze mnie... - dodałem, siadając na krzesełku obok łóżka. - Nie strasz mnie tak więcej, dobra?

- Spróbuję. - zaśmiał się, a ja pokręciłem głową z niedowierzaniem. - Spałeś ty w ogóle? - zapytał i przesunął się bardziej w moja stronę, by po chwili przyłożyć dłoń do mojego policzka, a kciukiem przejechał pod okiem.

- Niezbyt... Wolałem siedzieć przy tobie... - przyznałem i jakby na potwierdzenie moich słów, zachciało mi się ziewać.

- Wróć teraz do domu i wyśpij się, ok? - albo byłem bardzo zmęczony, albo fasolka naprawdę się martwił.

- Ale jutro wrócę... Masz być dalej przytomny, jasne? - starałem się brzmieć poważnie, ale ciężko otrzymać taki efekt, gdy co chwilę się ziewa.

- Dobrze, dobrze. Idź już, bo jeszcze trochę i na stojąco uśniesz. - znów zaczął się śmiać. Po krótkim pożegnaniu, opuściłem szpital. Jak się okazało było po drugiej w nocy. Dziwne, że nie wywalili mnie wcześniej. Musiałem zadzwonić po taksówkę, bo na autobus nie miałem już co liczyć, a nie uśmiechało mi się iść do domu pieszo.

~~~

No... Wyszło takie coś 😂
Ta końcówka.... Wybaczcie za jej beznadziejność 😅😅🙏

Powoli zbliżamy się do końca 👎👎

Ale planuję później pisać drugą część, ale to się jeszcze zobaczy 👌😂

Do kiedyś 👋👋

I Need UOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz