3.Zrozumieć

624 33 1
                                    

PROSZĘ PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM



Owszem wreszcie się wyspałam. Wstałam rano. Moją twarz oświetliły promienie wschodzącego słońca. Otworzyłam drzwi prowadzące na taras. Wyszłam w koszuli nocnej na dwór. Było rześko. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Przede mną rozciągał się piękny krajobraz. Westchnęłam... Nie widziałam tu żadnych znaków cywilizacji. Tylko góry i lasy.No i połyskująca tafla jeziora w oddali. Nagle zawiał  wiatr. Na moich ustach pojawił się uśmiech. Przymknęłam oczy i odchyliłam się do tyłu. Czułam się jak ptak. Wolna... Wreszcie.

-Jak się spało księżniczko?- usłyszałam krzyk z dołu. Spojrzałam przez barierkę, na ziemi stał Marcin i szczerzył się do mnie. Zza niego wybiegła Hela, próbująca na szybko ogarnąć blond włosy.
-Marcin spóźnimy się na samolot.- Spojrzałam na parę z uśmiechem. Marcin cmoknął dziewczynę w policzek.
-Spokojnie kochanie mamy 5 godzin.- zaśmiał się. Widzę, że Helena wzięła do serca moje słowa, o pożegnaniu z Marcinem. Byłam szczęśliwa widząc tego chłopaka szczęśliwego. W końcu był dla mnie jak brat. Wychowywaliśmy się razem. Jednak patrząc na ich szczęście, czułam też zazdrość.Zawsze marzyłam o miłości, o tym żeby spotkać kogoś kto będzie mnie akceptował taką jaką jestem. Kogoś kto pomoże mi w walce z depresją. Kiedyś wierzyłam, że po prostu w końcu spotkam takiego kogoś, jednak z biegiem czasu zaczynałam w to wątpić. To nie tak, że nie bywałam zauroczona. Podobali mi się chłopcy. Często bywałam w związkach. Jednak nigdy nie byłam z żadnym z nich tak na serio. Nikomu nie pokazałam prawdziwej siebie. Nikt nie wiedział o moich problemach. Nikt nie mógł się dowiedzieć. Ilość chłopaków wpłynęła również na plotki chodzące o mnie po szkole. Nigdy nie zaprzeczałam tego że sypiałam z chłopakami, że się puszczałam. Nigdy też nie potwierdziłam żadnej z tych informacji. Tak naprawdę byłam dziewicą, ale w szkole uchodziłam za puszczalską sukę. No cóż... takie życie.
-Halo Aurelia!!! Nic ci nie jest.- spojrzałam na Marcina z konsternacją.
-Sorki trochę odpłynęłam- posłałam mu uśmiech.
-Zauważyłem. Jedziemy motocyklami do Wisły?- uśmiechnęłam się.
-Jasne!!!-cóż taniec szczęścia w moim wykonaniu, wyglądał trochę śmiesznie, ale zawsze byłam niezwykle ekspresyjną osobą. Marcin zaśmiał się i wsiadł do samochodu, by odwieźć Helenę. Ja postanowiłam się ubrać. Następnie wyszłam na dwór. Weszłam do obory i spojrzałam na krowy.
-No cześć kochane. Dawno was nie widziałam.-każdą pogłaskałam i przytuliłam. Uwielbiałam te zwierzaki. Wypuściłam je na pole i skierowałam się w stronę stajni. Wizytę zaczęłam od podejścia do Oksymorona. Wzięłam ze sobą marchew, ale nie zdołałam nią przekupić zwierzęcia. Cały czas był spięty i niespokojny. Musiał wiele przejść, zanim tu trafił. Konie nie rodzą się niespokojne. Widziałam w jego oczach lęk. Cofał się w tył boksu. Był całkiem dziki, bał się ludzi. Smutno było mi patrzeć, na tak zranione zwierzę. Położyłam marchewkę na drzwiach boksu. Zobaczymy czy się skusi. Postanowiłam już go nie stresować i ruszyłam do Miraża, po drodze głaszcząc Anastazję. 
-Cześć Miraż. Przepraszam, że wczoraj nie wyszło, ale dziś zabiorę cię na przebieżkę. Co ty na to kochanie?- wzięłam przybory i zaczęłam czyścić zwierzaka. Gdy skończyłam założyłam mu ogłowie bez wędzidła i wyprowadziłam ze stajni. Wsiadłam na niego i ruszyłam stępem. Potem przeszłam w kłus, a na koniec w galop. Pojechałam w stronę lasu. Miraż pędził leśnymi drogami, a ja czułam się wolna. Jazda na oklep miała w sobie coś niezwykłego Także pędziłam na Mirażu bez żadnych ograniczeń. Nikt niczego mi nie zakazywał, nie kazał mi nic zrobić i co najważniejsze, nikt nie mógł mnie zatrzymać.... Moje włosy powiewały za mną. Tętent kopyt siwka i śpiew ptaków, były jedynymi dźwiękami. Nagle wypadliśmy na wielką polanę. Powietrze owiewało moją twarz. Uśmiechnęłam się. Wolność... Chwilę potem znowu byliśmy w lesie, gnając na złamanie karku. Nie zwracałam uwagi na nic. Po prostu cieszyłam się prędkością. Cieszyłam się tym co właśnie robię. Nagle w polu widzenia pojawiło się jezioro. Wbiegliśmy do niego. Woda chlapała mi w twarz. Zaśmiałam się dziko. Miraż stanął dęba, a ja złożyłam się łapiąc jego szyi. Byłam po prostu szczęśliwa i wolna. Tak niewiele było mi potrzeba, bym znowu odżyła. Już nie byłam tamtą dziewczyną, biegającą do nieprzytomności. Teraz byłam kimś szczęśliwym. Właśnie wtedy zrozumiałam, że to tu jest moje miejsce. Przytuliłam Miraża i zaczęłam płakać... ale tym razem ze szczęścia. Odnalazłam tu siebie i nie zamierzam stąd odchodzić....

**********************

Po godzinie spędzonej nad jeziorem, postanowiłam wrócić. Miraż był zmęczony, więc odstawiłam go na łąkę. Trochę już ochłonęłam, choć nadal byłam pozytywnie nastawiona do życia. Postanowiłam wieczorem pojechać, na przejażdżkę w góry. Zaproponowałam to Pani Miller. Stwierdziła, że najlepiej by było gdybyśmy pojechali wszyscy razem.  Niestety moi rodzice zawsze potrafią zepsuć mi nawet najlepszy humor. Gdy zadzwonił telefon, mechanicznie odebrałam.
-Halo?-powiedziałam nawet tego nie kontrolując.
-Czy ty sobie jaja robisz!!!!- usłyszałam krzyk matki.-Gdzie ty jesteś??!! Mamy umówiony wywiad na dzisiaj. Miałaś w nim uczestniczyć!!!!
-Dobrze wiesz gdzie jestem!!!- krzyknęłam.
-Wiedziałam, że ta Miller była złym pomysłem. Co my teraz powiemy mediom??!!!- nadal wkurzona krzyczała do słuchawki.
-Coś wymyślisz. Masz w tym talent. Wmówiłaś przecież całemu światu to jak świetną rodziną jesteśmy.-odparłam oschle.- A teraz cię żegnam. Zakładam, że masz wiele do roboty. Kochankowie sami się nie poruchają- warknęłam, włączając funkcje suki.
-Ty małpo!! Co ty sobie....- nie miałam ochoty tego słuchać, więc rozłączyłam się. Już będąc w o wiele gorszym nastroju poszłam oporządzać konie. Uśmiechnęłam się gdy zauważyłam, że marchewka zniknęła z drzwi od boksu Oksymorona.

**********************************************

Wieczorna przejażdżka udała nam się, więc znowu poszłam spać szczęśliwa. I znowu się wyspałam. Następnego dnia byłam uśmiechnięta i szybko zabrałam się do pracy. Obrobiłam się szybko z codziennymi obowiązkami w gospodarstwie. Millerowie cenili sobie moją pomoc, a ja byłam szczęśliwa mogąc im się jakoś odwdzięczyć. Marcin stwierdził, że w sumie, możemy wyjechać dzisiaj wieczorem i spokojnie zdążyć na kwalifikacje. Postanowiłam przed wyjazdem popracować jeszcze trochę z Oksymoronem, jednak ogier nadal nie dawał mi się do siebie zbliżyć. Widział, że innym koniom nie przeszkadzam, jednak nadal w ogóle mi nie ufał. Rozumiałam, jego zachowanie. Zwierzęta nigdy nie były nieufne, czy agresywne bez powodu. Tego konia musiało spotkać w życiu wiele nieprzyjemności. Każdego dnia stawałam trochę bliżej boksu i zawsze przynosiłam mu smaczne przekąski, ale miałam wrażenie, że to nic nie daje. Gdy pracowałam z Mirażem, szybko dostrzegłam postęp. Jednak wtedy sytuacja była łatwiejsza. Wiedziałam co zrobiono Mirażowi i jakich zachowań się bał. O Oksymoronie nie wiedziałam niczego. Musiałam więc wykorzystywać metodę prób i błędów i modlić się, że w końcu nastąpi przełom. Taka praca była trudna, szanse na powodzenie były marne, ale lepsze to niż nic. Z westchnieniem opuściłam stajnię, wcześniej żegnając się z Mirażem. Ten zwierzak potrzebował dużo czułości.
-Hej Aurelia!- krzyknął Marcin, wymijając mnie w drzwiach.
-No hej. To o której jedziemy?- spytałam unosząc brew.
-Za trzy godziny. Zrobiłabyś coś do jedzenia? Umieram z głodu, a muszę jeszcze konie wyprowadzić.
-Nie ma sprawy.- posłał mi uśmiech pełen wdzięczności. Ach ci mężczyźni... tylko jedzenie im do szczęścia potrzebne.

************************************

Wreszcie nastał ten upragniony moment. Wsiedliśmy na motocykle wraz z Markiem i ruszyliśmy do Wisły. Podróż odbyła się bez zbędnych dodatków. Sprawnie dotarliśmy do hotelu i zarejestrowaliśmy się. Spaliśmy w jednym pokoju, ale na szczęście mieliśmy osobne łóżka. Nie to że nigdy nie spałam z Marcinem na jednym, ale zaufanie Heli jest dość kruche i świeże nie chcę niszczyć tej nici porozumienia między nami. Długo na nią pracowałam....

______________________________________________________________________-
Witam i o zdrowie pytam :D Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze. Ogółem chcę Wam powiedzieć, że długo takiego tępa (w sensie codziennie rozdział) ni utrzymam, ale spoko damy radę xD Ogółem chciałam się pochwalić bo dzisiaj pierwszy raz w życiu napiłam się bawarki xD Co najlepsze zasmakowała mi heh
Ogółem to ten rozdział jest wyjątkowy. Nie, nie dlatego że pisałam go pijąc herbatę z mlekiem xD To jest ostatni rozdział w którym nie występują skoczkowie. Także jutro postaram się wstawić next. Zapraszam wszystkich :D
O no i jeszcze jedno. Ostatnio tak rozkminiam sobie że zbliża się 14 lutego. Mój ulubiony dzień w roku, czyli święto chorych na padaczkę xDD Nie no żartowałam, najlepszy jest Dzień Łapania Za Biust.
No dobra, ale zakładając, że 14 są Walentynki to pytam się Was jak zamierzacie je spędzić. Świętujecie czy czekacie na Dzień Singla? (dla mnie opcja druga :D nadal nikt mnie nie zechciał xD) No a może ktoś pisze coś do Domena? xD Ja  bym napisała, ale mój angielski pozostawia wiele do życzenia, więc no cóż... Także opowiadajcie o swoich planach ^^

W poszukiwaniu szczęścia//Domen PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz