Chwilkę później z samochodu wysiadł Goran Janus. Zaczynało się robić baaardzo dziwnie.
-Ykhym- odchrząknęłam- Mogłabym wiedzieć co się dzieje, bo zrobiło się trochę niezręcznie.-przesunęłam wzrokiem po nich wszystkich. Wymienili spojrzenia. Mężczyzna w garniturze, który stał przede mną, zaczął tłumaczyć. Ze stresu zapomniałam, że oni nie mówią po polsku.
-Może chcecie herbaty?- przełknęłam ślinę. Przytaknęli, a ja sztywno zaprowadziłam ich do domu. Posadziłam gości w salonie, a sama weszłam do kuchni. Wstawiłam wodę. Położyłam dłonie na blacie i zamknęłam oczy. Odetchnęłam głęboko, kilka razy.
-Aurelia jedziesz z nami nad staw?!?- usłyszałam krzyk Marcina, który właśnie wszedł do domu. Zaklęłam, miałam nadzieję że załatwię wszystko bez żadnej szopki. Wyjrzałam z kuchni.
-Marcin tutaj!- za późno. Chłopak wszedł do salonu, a po chwili z niego wyszedł.
-Aurelia- syknął- Czy mogłabyś mi łaskawie wytłumaczyć co w naszym salonie robią Domen Prevc, Goran Janus i facet przebrany za Jamesa Bonda?- spojrzałam na niego z krzywym uśmiechem i wzruszeniem ramion.
-Siedzą?- Marcin spojrzał na mnie twardo i wszedł do salonu.
-Drodzy panowie, nie wiem co tu się dzieje, ale...- Wpadłam tam i zakryłam usta Marcinowi. Przykleiłam do twarzy krzywy uśmiech.
-Przepraszam za niego.- powiedziałam do mężczyzn. Nie wiem kto był w większym szoku. My czy oni? Wyprowadziłam Marcina z pokoju i wytłumaczyłam tyle ile wiedziałam. Czyli nic. W końcu jednak udało mi się uprosić go aby zostawił nas samych. Zaparzyłam herbatę i weszłam do salonu. Ustawiłam filiżanki na stole, usiadłam naprzeciw mężczyzn i posłałam im uśmiech.
-Także co się dzieje?-spytałam ich- Z tego co kojarzę to Domen powinien wracać do formy, pan powinien trenować swoją kadrę.- A trzeci pan, grać na planie Jamesa Bonda. Tego nie dodałam, ale na myśl o tym uśmiechnęłam się.-Jesteśmy tu w pewnej, bardzo delikatnej sprawie- zaczął trener Słoweńców, uniosłam brew. Domen nie odezwał się ani razu i cały czas błądził wzrokiem.- Otóż Domen mówił, że proponowała mu pani pomoc. Chcemy się dowiedzieć, czy ta propozycja nadal jest aktualna?- zmarszczyłam brwi.
-Tak... ale ostatnio Domen mówił, że nie potrzebuje mojej pomocy.- Spojrzałam na chłopaka, nasze spojrzenia spotkały się. Na chwilkę, bo później skoczek spuścił wzrok. Nadal niczego nie rozumiałam.-No i tu właśnie pojawia się nasz aktualny problem. Widzi pani, bo Domen...- zamilkł szukając słów.- Boi się skakać.- Wyplułam herbatę z ust. Filiżanka wyleciała mi z dłoni. Wybuchnęłam śmiechem, zaraz... Czemu oni się nie śmieją? Patrzyli się na mnie, jak na chorą psychicznie.
-Żartuje pan prawda?- spytałam. Czułam jak serce, obija moje żebra.- Skoczek bez genu strachu, boi się skakać?-Goran Janus spojrzał na mnie, w pełni poważnie.
-Najwidoczniej ten gen strachu cały czas miał. Szkoda tylko, że aktywował się on dopiero teraz- szkoleniowiec, był wyraźnie zdenerwowany.- Próbowaliśmy wielu rzeczy. Nikt nie potrafił mu pomóc, Domen wspomniał o tobie. Postanowiliśmy spróbować. Oczywiście pieniądze nie będą problemem.- teraz mnie zdenerwował.
-Czy myśli pan, że chciałabym wziąć za to pieniądze? Nie potrzebuję ich. Co do pomocy. Nie wiem, potrzebuję czasu. Muszę to wszystko przemyśleć, skonsultować to z panią Miller.-spojrzałam na nich- Chyba nie oczekujecie, że dam wam odpowiedź, tak od razu?-Goran Janus pokiwał głową.
-Oczywiście rozumiemy pani wątpliwości- wcale nie rozumieli- Damy pani czas do namysłu, chcę tylko aby wiedziała pani, że my sami mamy go niewiele.-skinęłam głową.-Tak, wiem to. Proszę dać mi czas do jutra. Postaram się jak najszybciej dać odpowiedź.
-Oczywiście. Liczymy bardzo na pani pomoc. O to mój numer, proszę dzwonić, jeśli podejmie pani decyzję.- Wręczył mi kartkę, przyjęłam ją, skinęłam głową i odprowadziłam ich do wyjścia. Wsiedli do samochodu i odjechali, a ja... Nadal nie wiedziałam niczego.Wpatrywałam się w zakręt, za którym chwilę temu zniknął samochód.W mojej głowie szalał huragan. Podsuwał mnóstwo scenariuszy. Wyrwane z kontekstu sceny atakowały mój umysł.
-Nic ci nie jest?- spojrzałam ze zdziwieniem na Marcina.
-Nie, nic-pokręciłam głową. Skupiłam się na rozmowie z nim- Przestraszyłeś mnie. O co chodzi?
-Czy mogłabyś mi wytłumaczyć, o co chodziło z tymi ludźmi?- uniósł brew, a ja westchnęłam. W skrócie zdałam mu relację z całej rozmowy.
-No okej. Trochę mnie zdziwiłaś- wnioskując po jego minie, to bardziej niż trochę.-Wiesz, że moi rodzice nie będą mieli niczego przeciwko. Im nas więcej, tym weselej
-Wiem to. Chciałam tylko zarobić trochę czasu. Mam mnóstwo wątpliwości, nie wiem o czym myślałam wręczając mu tę kartkę. Na pewno nie spodziewałam się tego.- pokręciłam głową.
-Jeśli mogę wiedzieć, czemu masz wątpliwości?-Ja...-nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Uśmiechnął się tylko i złapał mnie za rękę.
-Poczekaj. Zróbmy, żeby było jak za starych czasów.- spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Drzewko Wyznań?- spytałam z uśmiechem. Pokiwał twierdzącą głową.- Jeszcze pamiętasz gdzie to jest?- mój uśmiech poszerzył się, gdy chłopak znów przytaknął
-No choć będzie fajnie- złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu. Pokręciłam głową ze śmiechem.-To jak? Wyścigi?
-Oczywiście- posłał mi uśmiech i ruszył biegiem. Zaśmiałam się i chwilę później dogoniłam go. W biegach nie miałam sobie równych.Do drzewa dotarłam pierwsza. Mimo tego, ze ostatni raz byłam tu jakieś... 3 lata temu, to drogę i tak znałam na pamięć. Spojrzałam na ogromny dąb, a w moich oczach pojawiły się łzy. Postawiłam nogę na najniższej gałęzi i podciągnęłam się. Wchodziłam krok po kroku, aż dotarłam na sam szczyt. Wysunęłam głowę znad korony liści. Wiatr pieścił moją twarz, szarpał włosy, a ja czułam czyste szczęście krążące w moich żyłach.
-No, no kochana. Dawno cię tu nie było, co?- Spojrzałam w roześmiane oczy, stojącego za mną Marcina. Zeszliśmy na gałęzie położone niżej i usiedliśmy po przeciwnych stronach drzewa.-Tak tęskniłam za tym miejscem.
-Tak podejrzewałem. No to teraz jak na spowiedzi. Co jest w tej twojej główce?- mój uśmiech momentalnie zniknął. Westchnęłam.
-Bo widzisz ja... Ja już próbowałam, ale nie wyszło. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, ale... no efekt jak widzisz.- spojrzałam się w przestrzeń- No i jest jeszcze jedna rzecz. Jak mam mu pomóc zwalczyć jego lęk, skoro nie potrafię zwalczyć swojego. Choć minęło tyle lat...-czułam się dziwnie.-Nie dam rady mu pomóc, skoro nie potrafię pomóc, nawet sobie...-Aurelia, pomyśl o tym inaczej. Przecież już pomogłaś zwalczyć lęki kilku koni.
-Ale... To były konie, a jakby na to nie patrzeć, Domen jest jednak człowiekiem.-Tak, ale zauważ, że walka ze strachem wygląda tak samo. A czasem po prostu trudniej jest pokonać własne demony. Może uda ci się spojrzeć na jego problem w trochę inny sposób, a może...-przełknął ślinę.- Może zdołasz zobaczyć w nim samą siebie. Może nie tylko ty mu pomożesz, może on też zdołałby pomóc tobie. Wierz mi, tak naprawdę nie masz nic do stracenia, możesz zaryzykować.
To było miłe. Rozmawiać od serca z Marcinem, mówić wszystko wprost. Nasze plecy oddzielał gruby pień dębu. Nagle na mojej luźno zwisającej ręce poczułam uścisk. Odwróciłam się i spojrzałam na uśmiechniętą twarz przyjaciela.
-Dasz radę, ja w ciebie wierzę- powiedział i posłał mi uśmiech. A ja już wiedziałam. Zrobię to, choćby miało się nie udać. Będę próbować. Zawsze.....
____________________________________________________________________________No hejka. Ehhh ja dzisiaj nie w humorze, bo to mój ostatni dzień ferii :( Od jutra znowu harówka w szkole. Przynajmniej odwołali mi jutro geografie i dwie matmy. Przynajmniej tyle dobrego :D Na dodatek po wczorajszym konkursie jest mi meega smutno. Miałam nadzieję, że Polacy będą na podium. Niby było ok 4,5 i 8 miejsce. No Piotrek trochę słabiej, ale na MŚ tak naprawdę liczą się tylko miejsca na podium :( Domen strasznie słabo skoczył, wiedziałam że miał spadek formy, ale liczyłam na miejsce w 2 dziesiątce. Na dodatek jego reakcje po skokach... to po prostu smutne, bo widać, że aktualnie on się tam tylko męczy :( No to tym mało optymistycznym akcentem kończymy. Do następnego!
CZYTASZ
W poszukiwaniu szczęścia//Domen Prevc
Fanfiction"Pierwszym co zobaczyłam były jego tęczówki. Nasze twarze były tak blisko siebie. Zastygłam w bezruchu, wpatrując się w oczyDomena. Mój oddech był przyspieszony, jego też. Uśmiechnęłam się, nie kontrolując tego. Nie wiem ile tak staliśmy, po prostu...