Ruszyłam na początku truchtem, ale na wysokiej koturnie było to naprawdę trudne. Domen zniknął, za zakrętem, a ja kierowana dziwnym instynktem zdjęłam buty i ruszyłam biegiem za nim. Doprawdy musiałam wyglądać przekomicznie, ale nie przejmowałam się tym. Szybko dogoniłam chłopaka, ale postanowiłam trzymać się kawałek za nim. Domen skręcił nagle w jakąś leśną ścieżkę. Zmarszczyłam brwi, ale po cichu ruszyłam za nim. Akurat w skradaniu się i bieganiu byłam mistrzem. Idąc za chłopakiem dotarłam do niedużego jeziorka. Skoczek usiadł na kamieniu i schował twarz w dłonie. Następnie wzniósł oczy ku niebu. Miałam wrażenie, że nie powinno mnie tu być. Moje serce biło szybko. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z zarośli. Chłopak szybko odwrócił głowę w moją stronę. Na jego twarzy zatańczyło zdumienie i zawstydzenie, ale za chwilę ustąpiły miejsca złości. Uniosłam głowę, znałam swoją rolę, wiedziałam kogo mam grać.
-Hej - odezwałam się po Słoweńsku.
-Nie jestem w nastroju do rozdawania autografów- warknął chłopak. Zawrzało we mnie. Ciiii.... Aurelia też przez to przechodziłaś. Spokojnie, spokojnie. Do osoby w takim stanie trzeba podchodzić spokojnie, jak do dzikiego zwierzęcia. Przybrałam więc przyjazny uśmiech.
-Nie chcę twoich autografów.- powiedziałam łagodnie.
-No to czego chcesz? Może szukasz Petera? - zapytał z obrzydzeniem. Wzięłam kolejny uspokajający wdech. Balansowałam na krawędzi urwiska.
-Pogadać...- zabrzmiało to trochę dziwnie
-Doprawdy, jesteś jakąś tajną dziennikarką?
-Nie. Nie jestem dziennikarką.- nie wiedziałam jak mam to rozegrać.
-Więc czego chcesz? Wykpić moje skoki?
-Przestań. Chciałam tylko powiedzieć, że wiem przez co przechodzisz.
-Nie masz pojęcia.
-Owszem mam pojęcie. Mam dużo pojęcia na ten temat.....- chciałam zacząć swój wywód, ale mi przerwał.
-Mam tego dość. Żegnam cię- wstał z kamienia i chciał odejść.
-Masz Tego dość?- zaśmiałam się - Wiesz co będzie później jeśli teraz nic nie zrobisz.- pokręciłam głową ze złością- Póki co jest tylko złość, bo ci nie wychodzi. Wiesz co będzie potem?-zaśmiałam mu się w twarz. Miał wymalowany na niej szok.- No właśnie. Nie wiesz- nakręcałam się- Nie wiem czy taki jesteś czy próbujesz takiego grać, ale nie tylko ty na tym świecie masz problemy! Chcę ci pomóc bo wiem przez co przechodzisz. Wiem też co będzie później jeśli teraz nie zareagujesz, jeśli nie zaczniesz z tym walczyć. Będzie coraz gorzej.- byłam wściekła, już nie przejmowałam się tym co mówię - Więc może nie utrudniałbyś mi sprawy, grając takiego który sobie ze wszystkim poradzi. Mam oczy i widzę, widzę że sobie nie poradzisz. Wcale nie jesteś pod tym względem silniejszy od przeciętnej osoby. Niech ci się nie wydaje, że dasz sobie ze wszystkim radę. Bo nie dasz. Po prostu chcę ci pomóc i chcę cię prosić, abyś nie popełniał tych błędów, które ja popełniłam...- łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. Przełknęłam gulę, która uformowała się w moim gardle- Bo mają nieodwracalne skutki...- dałam jeszcze radę wydukać, przez ściśnięte gardło. Łzy spływały po moich policzkach. Nie powstrzymywałam ich. Zajęłam miejsce na kamieniu, to samo które przed chwilą zwolnił skoczek. Wbiłam wzrok w idealną taflę jeziora. Moje ciało drżało histerycznie. Nagle dostałam wsparcie z najmniej spodziewanej strony. Na moim ramieniu wylądowała dłoń. Spojrzałam w górę i dostrzegłam te brązowe oczy, wpatrujące się we mnie ze zrozumieniem. Przesunęłam się, a chłopak usiadł obok. Chwilę siedzieliśmy w ciszy wpatrując się w wodę, było niezręcznie.
-Co się stało?- przerwał ciszę. Spojrzałam na niego.
-To ja powinnam tobie zadać to pytanie.- uśmiechnął się.
-To może każde z nas opowie swoją historię. Tylko najpierw mi powiedz, skąd tak dobrze znasz Słoweński? Jesteś Polką prawda?- wskazał na flagę na mojej bluzce.
-Jestem Polką w połowie. Moja mama jest Słowenką. Mieszkamy w Polsce, ale na święta czasem wyjeżdżamy do dziadków. Mama zawsze przykładała uwagę do nauki Słoweńskiego.- pokiwał głową.
-W takim razie wracając do tematu. Kto pierwszy?- spytał. Widziałam, że czuł się trochę niezręcznie.
-Mogę zacząć.- postanowiłam, że ja zrobię pierwszy krok. Odetchnęłam i wpatrzyłam się w wodę.- Ludzie uważają mnie za idealną. Mnie... i moją rodzinę. Tak naprawdę nie jesteśmy idealni, wręcz bardzo daleko nam do idealności. Moi rodzice mają mnie gdzieś. Liczy się dla nich tylko to byśmy dobrze wypadli przed kamerami. Myślą, że wystarczy mi tylko to że dają mi pieniądze. Całe ich małżeństwo to jakaś kpina. Jestem dobra z matmy, ale nawet ja nie potrafiłabym naliczyć wszystkich ich zdrad i kochanek, kochanków. Tylko że tak było od zawsze, zdążyłam się przyzwyczaić, ale depresja nie jest obecna w moim życiu od urodzenia. Nie zawsze było tak jak jest teraz. Kiedyś miałam świetnych przyjaciół, którzy byli dla mnie ogromnym wsparciem i miałam...- głos mi zadrżał. Wzięłam kolejny uspokajający wdech i kontynuowałam- Miałam Mirabel. Tutaj dochodzimy do momentu związanego z tobą. Mając 14 lat jeździłam konno, sportowo. Brałam udział w WKKW. Mirabel była moją partnerką, dostałam ją mając lat 9. Razem się wychowywałyśmy, świetnie się dogadywałyśmy, rozumiałyśmy się. W wieku 14 lat moja kariera jeździecka zaczęła iść w naprawdę dobrą stronę. Zabierano mnie na zawody międzynarodowe i nazywano "nadzieją polskiego jeździectwa". Byłam szczęśliwa, Mira też. Zajmowałyśmy czołowe miejsca. Nie przejmowałyśmy się porażkami, tylko szłyśmy dalej nie patrząc za siebie. Byłyśmy bardzo podobne. Wtedy wydawało mi się, że mogę wszystko, że jestem niezniszczalna. Jednak nic nie mogło trwać wiecznie. W końcu i w mojej "karierze" pojawił się kryzys. Spadek formy, to naturalne. Tylko że wszystko zwaliło się na mnie nagle. Moja ukochana babcia zachorowała, w szkole zaczęłam mieć gorsze oceny, a Mira nadciągnęła mięsień. Próbowałam wszystko ogarnąć, wsparcia w rodzicach nie miałam żadnego, za to oparciem była dla mnie moja najlepsza przyjaciółka. Gdy wreszcie Mira zastała wyleczona, wznowiłam treningi. Chciałam jak najszybciej wrócić do wyjazdów na zawody, aby móc się jeszcze liczyć w klasyfikacji generalnej. Postawiłam na trudne, długie i wymagające treningi. Irytowałam się gdy coś nie szło po mojej myśli. Całą frustrację wyładowywałam w stajni. Byłam dla niej okropna, ale ona cały czas....- chlipnęłam- Cały czas patrzyła na mnie z miłością w oczach. Z miłością na którą nie zasługiwałam... Stałam się bardziej nerwowa, przez co jeździło nam się gorzej. W sumie całkiem zmieniłam styl jazdy. Już nie było miejsca na delikatne dawanie znaków, czy współpracę. Teraz była szarpanina z wodzami i kopanie konia. Byłam okropna, zapomniałam całkiem o tym co tak naprawdę kochałam w jeździe konnej. Mira stała się dla mnie wręcz narzędziem. W końcu w miarę odzyskałam formę i pojechałam na pierwsze od dawna zawody. Byłam pewna, że wygram. To była próba terenowa. Moja ulubiona. Na końcówce toru był stromy zjazd. Zawodnicy zawsze tam zwalniali, ale ja byłam tak pewna siebie, tak głupia... Chciałam odrobić punkty, chciałam wygrać. Niewiele myśląc postanowiłam zjechać bardzo szybko. Mirabel była niespokojna, ale mi zaufała, a ja ją zawiodłam.... Jechałyśmy zbyt szybko. Poślizgnęła się straciła równowagę, spadłam z siodła, a ona leciała na mnie. Widziała to więc wierzgnęła by na mnie nie upaść.- Teraz już otwarcie płakałam.- Spadła ze stromego zbocza, od drugiej strony. Wpadła do rowu z wodą. Nigdy nie zapomnę czerwonej od krwi wody. Chciałam pomóc. Podbiegłam i próbowałam ją uspokoić, trzymałam jej głowę nad wodą. Przepraszałam za wszystko. Wezwali weterynarza, ale było już za późno. Umarła w moich ramionach. Umarła bo chciała mnie uratować. Umarła bo ja chciałam wygrać. Umarła przez moją głupotę. To ja ją zabiłam. Potem byłam zrozpaczona. Po jej śmierci nie potrafiłam się podnieść. Wszystkich od siebie odsuwałam, a tak wielu chciało pomóc. Moja przyjaciółka długo próbowała ze mną porozmawiać. W końcu jednak się poddała. Nie dziwię się jej. Też miałabym dosyć ironicznych odpowiedzi i wypowiedzianych w złości obelg. Nie dość, że zabiłam mojego konia, to jeszcze zniszczyłam wieloletnią przyjaźń. Myślałam, że jak schowam się za maską obojętności, że jeśli zacznę udawać zimną sukę.... myślałam że ból minie. Minął, ale na jego miejsc pojawiło się coś gorszego.. pustka. Przeniosłam się do innej szkoły, zerwałam kontakty, zaczęłam nowe życie.... którego nienawidzę.- spojrzałam na jego twarz. Wyrażała współczucie i zrozumienie.- Chciałam ci tylko powiedzieć żebyś nie stawiał wszystkiego na jedną kartę. Lepiej najpierw przemyśleć, jaka będzie cena zwycięstwa. Po prostu czasem lepiej odpuścić. Nie chciałam żebyś popełnił mój błąd.- Spojrzałam na wodę i nagle poczułam delikatnie obejmujące mnie ramiona. Zamknęłam oczy i pierwszy raz od długiego czasu pozwoliłam sobie odpocząć...__________________________________________________________________________
No hejka :D Oto rozdział (kurczę ambitnie zaczynam xD) Ok wiem trochę mnie tu nie było, ale nawał pracy..... No cóż w sobotę zaczynam ferie więc wreszcie będzie mnóstwo czasu żeby sobie odpocząć. (i zrobić projekt gimbazjalny, bo póki co z moją grupką mamy jeden slajd.... tytułowy xD)
Mam nadzieję że się podobało. Ewentualne prośby, groźby, zażalenie w komentarzach proszę ;D
CZYTASZ
W poszukiwaniu szczęścia//Domen Prevc
Fanfiction"Pierwszym co zobaczyłam były jego tęczówki. Nasze twarze były tak blisko siebie. Zastygłam w bezruchu, wpatrując się w oczyDomena. Mój oddech był przyspieszony, jego też. Uśmiechnęłam się, nie kontrolując tego. Nie wiem ile tak staliśmy, po prostu...