11. Zrozumieć siebie

439 26 2
                                    

Wstałam rano... No dobra, może nie było tak rano. Zeszłam z łóżka i odsłoniłam zasłonki powiewające w oknie. Słońce padło na moją twarz. Uśmiechnęłam się czując ciepło na skórze. Cóż za cudne uczucie, przymknęłam oczy. Żyć nie umierać... Dawno już nie obudziłam się w takim nastroju. Spojrzałam na łóżko z uśmiechem. I dawno już nie spałam tak dobrze.Zeszłam na dół, nawet nie fatygowałam się by się ubrać. W końcu wszyscy tu są moją rodzinką. Także w białej koszulce i czarnych spodenkach tuż za tyłek zeszłam na dół. Jakie było moje zaskoczeni, gdy pierwszą osobą, którą zobaczyłam był Goran Janus. Przetarłam oczy. Nie, on nadal tam stał.
-Dzień dobry, miał pan być o 12.- zmarszczyłam brwi.
-Dzień dobry. Jest już po 12.- powiedział i pokazał mi godzinę. 12:07. Spałam aż tak długo?! Tego się nie spodziewałam. Moja mina musiała być naprawdę bardzo dziwna i zabawna. Mężczyzna tylko się zaśmiał.

-Przyjechałem omówić szczegóły całej tej pomocy- skinęłam głową i zaprosiłam trenera Słoweńskiej kadry do salonu.

****************************

Ustaliliśmy kilka ważnych szczegółów. Domen ma zostać na tydzień, określić czy coś mu ten pobyt pomógł i ewentualnie zostać na dłużej. Media nie mogły się dowiedzieć o tym gdzie jest i co porabia, także no... Musiałam milczeć. Dogadaliśmy jeszcze kilka innych szczegółów. Janus pojechał, więc po Domena, a ja wreszcie mogłam się ubrać i najeść. Poinformowałam rodziców Marcina, że Domen przyjeżdża już dzisiaj (poprzedniego dnia pytałam ich o zgodę, co do pomysłu z tą pomocą,  tak jak podejrzewałam-zgodzili się). Właśnie robiłam sobie kawę, gdy pod domem pojawił się samochód. Odetchnęłam. Podjęłam się tego. Pomogę mu. Przykleiłam do ust uśmiech i opuściłam mieszkanie.

Domen stał przed samochodem z torbą zarzuconą na ramieniu.
-Hej- pomachałam do niego z uśmiechem. Samochód odjechał z podjazdu. Już wcześniej wszystko dogadaliśmy.
-Cześć.- spojrzał na mnie, ale bez żadnej radości. Bolało mnie to co widziałam w jego oczach. Rezygnacja... Tak samo było ze mną....Rozmowa się po prostu urwała i zrobiło się strasznie niezręcznie. Odchrząknęłam.
-Może pokarzę ci twój pokój?-zaproponowałam.
-Tak to dobry pomysł- Domen wciąż był zamyślony. Spojrzał na mnie, ale nie patrzył na mnie. Patrzył przeze mnie, jakby mnie nie zauważając. Dziwne... Ruszyłam korytarzem, a chłopak podążył za mną. Wróciłam myślami do dnia mojego wypadku. Śmierć Miry, odtrącanie wszystkich, stwierdzenie że nie zasługuję by żyć, płacz i nienawiść... To było nie do zniesienia, ale ja mu mogę pomóc. Mogę mu pomóc, bo wiem co się dzieje w jego głowie.

Otworzyłam drzwi pokoju gościnnego, który sąsiadował z moim.
-Oto twoje mieszkanko, choć będziesz tu spędzał raczej mało czasu- powiedziałam z uśmiechem. Rzuciłam się na łóżko i zatonęłam w mięciutkiej, świeżo wypranej pościeli. Chłopak wszedł do przestronnego, przytulnie urządzonego pomieszczenia i rozejrzał się. Położył torbę tuż przy łóżku i usiadł obok mnie. Nie myśląc zbyt wiele złapałam poduszkę i uderzyłam go w głowę.
-Co ty wyprawiasz?!- spojrzał na mnie ze zdziwieniem i zdezorientowaniem. Zaśmiałam się.
-No jak to co? Zaczynam bitwę na poduszki- powiedziałam puszczając mu oczko i przywaliłam mu kolejny raz.
-Ale...- znowu uderzenie-O nie, ze mną nie będziesz tak pogrywać!-uśmiechnął się, złapał drugą poduszkę i uderzył mnie tak mocno, że spadłam z łóżka. Po pokoju poniósł się mój śmiech. Chłopak nie zamierzał się litować i z wyrazem szczęścia na ustach, zaatakował mnie swoją bronią. Próbowałam zakryć twarz, ale skutecznie uniemożliwiał mi to mój napad śmiechu. Gdy kolejny już raz Domen uderzył mnie, postanowiłam wziąć się w garść. Złapałam za jego poduszkę i gwałtownie pociągnęłam w moją stronę. Uśmiech pełen satysfakcji, wywołany przyciągnięciem poduszki, szybko zniknął z mojej twarzy, gdyż okazało się, że skoczek nie zamierza oddać swej broni. W takim wypadku wraz z poduszką, dostałam Domen w gratisie. Chce się ktoś wymienić?

-Złaź ze mnie głupolu!!!-krzyknęłam śmiejąc się. Chłopak nawet o tym nie myślał i zaczął mnie.... łaskotać. O nie, tylko nie to!!! Wrzeszczałam i wiłam się pod nim wściekle. Wymachiwałam wszystkimi kończynami i próbowałam zrzucić z siebie chłopaka. Boże ci skoczkowie może i wyglądają niepozornie, ale mają mięśnie ze stali!!!
-Domen... Nie mogę oddychać-wydusiłam z siebie, między napadami śmiechu. Tym bardziej zabrakło mi tchu, gdy spojrzał na mnie z tym swoim uśmiechem, który obejmował nawet oczy. Na chwilę wszystko się zatrzymało. Była tylko ta chwila, szczęście w czystej postaci. Nie chciałam tego przerywać.  W moim sercu coś urosło i wiedziałam, że zrobiłam coś cudownego. To był krok w dobrą stronę. Wiedziałam, że przed nami jeszcze wiele pracy, ale jakoś to będzie. Odrzuciłam tę myśl, teraz liczył się tylko ten moment.  Nie zwracałam uwagi na unoszące się w powietrzu pierzę, nie patrzyłam na zmiętą na łóżku kołdrę i nie dostrzegałam stojącego w wejściu Marcina, był tylko Domen i jego uśmiech. Do czasu.... Marcin niestety postanowił dosadnie dać znak swojej obecności.

-Ja wiem, że wy się pewnie bardzo lubicie, ale nie musicie się od razu rzucać na siebie i zachowywać się jak dzikie kuny w agreście.-Dobrze, że mówił to po Polsku. Domen spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. Ufff...
-Marcin ja cię zajebię!!!! Przyrzekam- warknęłam i rzuciłam w niego pierwszym przedmiotem,który wpadł mi w rękę. Na szczęście chłopak zdołał uniknąć bliższego spotkania z lampką. Śmiejąc się wyszedł i krzyknął.
-Mama wołała was, żebyście zeszli na obiad. Więc przystopujcie z tym.... co tam robiliście!!!- jak on mnie czasem irytuje.
-Czego chciał?-spytał Domen marszcząc brwi i schodząc ze mnie. Podał mi rękę i pomógł mi się podnieść.
-Mówił, żebyśmy zeszli na obiad i....-kurcze co tu powiedzieć, żeby zabrzmiało wiarygodnie?- yyyyy...eeee... go zjedli?- posłałam mu uśmiech mówiący "No proszę uwierz mi". Chłopak uśmiechnął się tylko, w taki sposób, że odniosłam niejasne wrażenie, iż coś jednak zrozumiał, ze słów Marcina.

********************************

Zapoznanie wszystkich przebiegło jak najbardziej pomyślnie. Domen polubił rodziców Marcina, z wzajemnością zresztą. Z Marcinem zamienił też kilka słów po Angielsku. No i była jeszcze Hela. Na szczęście nie zachowywała się jak typowa hotka, choć widziałam, że miała na to ochotę. Wiadomo w towarzystwie idola, łatwiej piszczeć, niż prowadzić cywilizowaną rozmowę, jakby nigdy nic. Skończyliśmy jeść, Domen poszedł się rozpakować i trochę ogarnąć pokój. Ależ ja byłam wredna, nabałaganiłam mu, a teraz kazałam mu posprzątać. Z uśmiechem złoczyńcy weszłam do stajni. Powiodłam wzrokiem po wszystkich koniach. Najpierw Anastazja. Podeszłam do najspokojniejszej klaczy. Kiedyś pracowała w szkółce jeździeckiej, ale gdy wyszło na jaw, że jest chora, a koszt wyleczenia jej będzie dość spory... Wydali na nią wyrok. Nie jest już potrzebna-rzeź. Wykupiliśmy ją z Marcinem. To był pierwszy koń, którego uratowaliśmy przed śmiercią. Nie mogłam wyobrazić sobie, jak okropne rzeczy musiałaby przeżywać ta klacz w transporcie śmierci. A ona jest taka cudowna, zawsze potrafi poprawić humor, sprawia że ludzie czują się lepiej. Uśmiechnęłam się i pogładziłam jej sierść. Podeszłam do Miraża. Kolejny koń, którego los był przesądzony. Był agresywny, nieposłuszny, a przy tym nie był zbytnio utalentowany. Szkoda było tracić na niego czasu, łatwiej było się go pozbyć. Nikogo nie obchodziło to, że był agresywny, bo się bał. Poprzedni właściciel bił go.... Uśmiechnęłam się do konia. Dostał jednak drugą szansę. Kolejnym punktem był Oksymoron. Nadal mogłam go głaskać, ale był w stosunku do mnie trochę bardziej nieufny. Westchnęłam. Przed nami jeszcze długa droga.
-Czego ty się boisz koniku?- wyszeptałam.

Fajnie byłoby wiedzieć...

___________________________________________________________

No hej! Jest kolejny rozdział. Trochę mnie tu nie było, za co przepraszam, ale miałam nawał pracy :( Niestety najbliższe półtora tygodnia zapowiada się podobnie, więc nie wiem jak to będzie z tymi rozdziałami. Na szczęście już niedługo rekolekcje. Hoferowi dzięki!!! Ogółem mam sporo roboty bo 20.03 prezentacje projektów gimbazjalnych, a my... Mamy 14 stron word'a czcionką 14 do rozdzielenia i nauki na pamięć. Najlepsze, że jeszcze prezentacji sorce nie wysłałyśmy xD 
No ale są też pozytywy nadchodzącego tygodnia:
1.Moje urodzinki.
2.Urodzinki Cene

3.Raw Air

Ja mega czekam na to ostatnie (no na to pierwsze też, wreszcie legal). Jestem meeega podekscytowana, skoki 10 dni pod rząd :O A wy co sądzicie o Raw Air?

W poszukiwaniu szczęścia//Domen PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz