9. Pozwolić sobie pomóc

418 30 4
                                    

Każdej nocy śniło mi się jego bezwładne ciało, zsuwające się po zeskoku. W każdym śnie widziałam krzyczącego z rozpaczy Petera. Wszystko było tak jak w rzeczywistości... no prawie. W śnie za każdym razem Peter odwracał się do mnie i mówił, że to moja wina, że nie starałam się wystarczająco mocno, że gdyby nie ja to nic by się nie stało. A a za każdym razem odwracałam wzrok, bo wiedziałam, że on ma rację. Mogłam bardziej się starać, mogłam spróbować jeszcze raz, mogłam  mu pomóc... Ale tego nie zrobiłam i teraz on płaci za to cenę.

**********************

Minęło już trochę czasu od wypadku Domena. Media doniosły, że tak naprawdę fizycznie miał wiele szczęścia. Skończyło się na poobijaniu i lekkim wstrząśnieniu mózgu. Niedługo chłopak ma opuścić szpital i powrócić do treningów. Cieszyłam się, że nic mu się nie stało. Przynajmniej tyle dobrego. 
-Aurelia, moglibyśmy dziś spróbować oswoić Oksymorona z wybiegiem?- Marcin wyrwał mnie z rozmyślań. Spojrzałam na niego i przerwałam szczotkowanie Miraża.
-W sumie to całkiem dobry pomysł.- posłałam mu uśmiech. Na szczęście wiadomość o dobrym stanie Domena nie była jedyną pozytywną rzeczą w ostatnim czasie. Drugim co mnie cieszyło były postępy w pracy z Oksymoronem. Koń dawał mi się głaskać i szczotkować. Idealnie podawał kopyta, nie było problemów ze zbliżaniem się do niego, nawet przez inne osoby. 

-Może moglibyśmy zrobić to teraz? Później mama kazała mi powitać jakąś nową sąsiadkę. Wiesz zrobiła ciastka i te sprawy.-Puścił mi oczko. Uśmiechnęłam się.
-To weź kantar i lonżę, dokończę czyścić Miraża i do ciebie dołączę.-powiedziałam i wróciłam do czyszczenia konia. Szybko skończyłam pracę i podeszłam do Marcina. Wzięłam od niego kantar i lonżę. Zbliżyłam się do boksu karego ogiera i przywitałam się ze zwierzęciem. Otworzyłam drzwiczki, weszłam do boksu i delikatnie wsunęłam kantar na głowę Oksymorona. Przypięłam lonżę i wyprowadziłam konia ze stajni. Marcin szedł tuż obok mnie, nie mogąc się nadziwić moimi zdolnościami.
-Ja nie wiem jak ty to robisz. Jeszcze niedawno był prawie całkiem dziki, kilka razy z nim popracowałaś i już jest jak normalny koń-spojrzałam na chłopaka.
-Nie wiemy czy jest jak normalny koń.- chłopak obdarzył mnie zdumionym spojrzeniem.- Wierz mogę go dotykać, toleruje on waszą obecność, ale tak naprawdę prawie niczego z nim nie próbowaliśmy. Nie patrzyliśmy jak reaguje na siodło, na węża, na pomoce jeździeckie. Nie założyliśmy mu uzdy, nawet nie wiemy czy jest zajeżdżony...

-Jest-przerwał mi-Jego były właściciel mówił, że jest.
-No to przynajmniej tyle dobrego. Jednak nadal nie byłabym tak pewna, tego że jest jak normalny koń. Jeszcze go nie poznaliśmy, nie wiemy czy nie ma jakiś narowów. Nie wiemy czy może nie ma jakichś lęków, czy czegoś takiego.-przerwałam, by otworzyć wejście na padok. Wprowadziłam konia, a za nami wszedł Marcin, który zamknął za sobą przejście. Ruszyliśmy, idąc po kole.

-W sumie masz rację, ale jak tak na niego patrzę to... Chce mi się wierzyć, że najgorsze już za nami.- uśmiechnęłam się. Całkowicie rozumiałam jego sposób myślenia. Chciał po prostu... Nagle poczułam szarpnięcie lonży. Z konsternacją odwróciłam się w stronę ogiera. O co chodziło? Zwierze zarżało przeraźliwie i napięło wszystkie mięśnie. Koń wywrócił oczami i szarpnął głową, chwilę później już stał dęba. Lonża wypadła mi z dłoni, Marcin próbował ją chwycić... Zrobiło się zamieszanie. Oksymoron w tym czasie, odwrócił się i zaczął galopować w drugą stronę. Znalazł się na końcu maneżu i zatrzymał ciężko dysząc. Ja wyrównałam oddech i mówiąc uspokajające słowa, zbliżyłam się do niego. Chwyciłam lonżę i popatrzyłam po padoku. Co mogło wywołać w nim taki strach? Jedyne co widziałam to piasek, drzewa, trawa i samotna przeszkoda na drugim końcu ujeżdżalni. Co mogło pójść nie tak? Zaraz. Piasku się nie bał, trawy też, drzewa też nie bo mijaliśmy jedno po wyjściu ze stajni. Czułam się jak Sherlock, gdy skierowałam swój podejrzliwy wzrok na  przeszkodę. A więc ona była winowajcą całego zajścia.
-Marcin, masz jakieś namiary do wcześniejszego właściciela tego konia, co?- chłopak pokiwał twierdząco. Westchnęłam i spojrzałam na konia. Jak widać najgorsze jeszcze przed nami...

*********************************

Skrzywiłam się, czując gorące promienie słoneczne na mojej twarzy. No cóż Aurelia, trzeba wstawać. Wstałam z łóżka i zeszłam do kuchni. Miałam mnóstwo rzeczy do roboty. Musiałam nakarmić zwierzęta, wypuścić krowy, ogarnąć podwórko, posprzątać boksy... Nie dobra, zrobię wszystko, ale.... Najpierw kawa. 

Gdy zdążyłam już się ogarnąć, zawinęłam telefon ze słuchawkami i ruszyłam do pracy. Chciałam się szybko obrobić ze wszystkim, by móc dużo popracować z Oksymoronem. Właśnie wypuszczałam konie na łąkę, gdy pod dom podjechał jakiś czarny samochód. Przyciemniane szyby, błyszczący lakier... To auto musiało kosztować mnóstwo pieniędzy. Błagam, żeby to nie byli moi rodzice. Spojrzałam na rejestrację i ze zdziwieniem przetarłam oczy. To nie była polska rejestracja. Z samochodu wyszedł jakiś nieznany mi mężczyzna i podszedł do mnie.
-Ty nazywasz się Aurelia?- okej musiałam wyglądać naprawdę dziwnie.
-Tak. O co chodzi? Przysłali was moi rodzice, bo jak tak to możesz im przekazać, żeby się piep...- nie dane mi było dokończyć, bo tylne drzwi się otworzyły i wyszedł z nich.... Domen. Ze zdziwienia chyba się oplułam Nie, to musi być sen. To na pewno jest sen. Złapałam skórę na udzie i uszczypnęłam się. Nie, to nie był sen. Nasze oczy się spotkały, a ja zmarszczyłam brwi. Matko Boska Hoferowska, co on tutaj robi?

_____________________________________________________________________

No trochę mnie tu nie było, za co przepraszam. W sumie nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, więc nie będę niczego wymyślać. No to dzisiaj 16:30 MŚ w Lahti, oczywiście będziemy trzymać kciuki za domena :D  Piszcie, jakie jest wasze wymarzone podium. Ja już przygotowuję płuca do dmuchania pod narty xDD

W poszukiwaniu szczęścia//Domen PrevcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz