Zarzuciłam siodło na Miraża, podpięłam popręg, opuściłam strzemiona. Do siodła przymocowałam torby z jedzeniem i namiotem. Dla Domena przyszykowałam już Anastazję. Dobroduszne postanowiłam pozwolić chłopakowi pospać. Wyprowadziłam konie i rozkoszowałam się cieplutkim słoneczkiem. Pogoda dopisywała-to dobrze. Z domu wybiegł Marcin i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
-O kochana życzę ci miłej podróży. Tylko nie zajdź w ciążę-puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami i uderzyłam go w ramię. Odwzajemniłam jednak uścisk.
-O ciążę nie musisz się martwić- odsunęłam się od niego i wpadłam w uścisk państwa Miller.
-Tylko bądź ostrożna
-I dbaj o konie
-I dbaj o siebie
-I o tego chłopaka też możesz, wydaje mi się że wyrośnie z niego ktoś dobry-zaśmiałam się.
-Spokojnie przecież to nie będzie moja pierwsza wyprawa. Zadbam o wszytko-westchnęłam i jeszcze raz się do nich przytuliłam. Marcin zaczął się obrażać, że zawsze go wykluczamy i również dołączył do uścisku, krzycząc TULIMY. I wtedy tuląc się do nich, poczułam to. Miałam prawdziwą rodzinę, oni byli dla mnie rodziną. Byłam po prostu szczęśliwa mogąc wysłuchać tego jak się o mnie martwią i mogąc ich uspokoić. Cieszyło mnie, że ktoś o mnie dbał, że komuś na mnie zależało. Może właśnie tego potrzebowałam cały czas? Miłości. Dopiero teraz zauważyłam jak wielkie mam szczęście, jak bardzo jestem kochana. Wyplątałam się z ich uścisku ze śmiechem.
-Musimy już jechać, nie martwcie się wszystkiego dopilnuję.-spojrzałam na werandę. Stał tam Domen, patrzył na mnie z zazdrością i tęsknotą. Postanowiłam na razie to zignorować, będziemy mieli mnóstwo czasu by porozmawiać. Pomachałam do niego, a on podszedł do nas. Od razu uścisnęła go pani Miller. Chłopak zesztywniał zdziwiony. Kobieta powiedziała mu coś na ucho, a on się uśmiechnął i pokiwał głową. Pan Miller poklepał Domena po ramieniu, posłał mu pokrzepiający uśmiech i powiedział, że wierzy w to ze da radę pokonać lęk. A Marcin? Marcin zarzucił rękę na ramię Domena i powiedział:
-Słuchaj zdążyłem cię polubić. Serio. Ale tkniesz ją palcem, a rzucę cię na pożarcie wilkom. Aurelia może grać sobie odważną sukę, ale myślę że oboje dobrze wiemy iż tak naprawdę jest bardzo wrażliwą osobą-zamyślił się-I że jest dziewicą.-dodał teatralnym szeptem. Domen się zaśmiał, a ja poczerwieniałam.
-Marcin-warknęłam, a on tylko puścił mi oczko.
-Nie ma czego się wstydzić...-stwierdził Domen ze śmiechem, a ja poczerwieniałam jeszcze bardziej.
-Widzę, że się dogadamy kolego-powiedział Marcin i przybili z Domenem piątkę.-A ty się tak nie czerwień słonko.
-Przysięgam na Waltera Hofera, że cię zabiję.-warknęłam w stronę Marcina.
-Hohoho bez takich obietnic-zaśmiał się Domen.
-I ty przeciw mnie?-oburzyłam się, a on wzruszył ramionami.
-Braci się nie traci
-Dokładnie-dodał Marcin. Kiedy oni zdążyli złapać taki dobry kontakt?
-Dobra skończmy już-westchnęłam wiedząc, że nie wygram z nimi-Musimy już jechać Domen.-powiedziałam i wsiadłam na Miraża. Domen dosiadł Anastazji i ruszyliśmy machając na pożegnanie.Początek drogi minął nam w ciszy.
-Zazdroszczę ci-powiedział nagle Domen.
-Czego?-spytałam spoglądając na niego.
-Rodziny. W sensie państwa Miller. Bardzo się o ciebie martwią.-uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.
-Domen?-spytałam cicho.
-Hmmm?
-Myślę, że powinniśmy się lepiej poznać.-spojrzałam na niego, a on uniósł brew.
-W jakim sensie?-spytał z uśmieszkiem, a ja przewróciłam oczami.
-Raczej nie w takim, o jakim myślisz-zaśmiałam się-Opowiedz coś o swojej rodzinie-szczerze ciekawił mnie ten temat. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
-W sumie jesteśmy jak zwykła rodzina. -zamyślił się-Mama co niedzielę gotuje obiad i zawsze nadmiernie się martwi naszymi podróżami. Tata ciągle dopytuje się o skoki, albo zabiera nas na spacery po górach. Wydaje mi się, że są typowymi rodzicami. Czasem mnie denerwują, ale w gruncie rzeczy naprawdę ich kocham-uśmiechnął się.
-A rodzeństwo?-dopytywałam.
-Rodzeństwo bywa denerwujące. Cene wiecznie siedzi z nosem w książkach, a Peter... Z Peterem mam słaby kontakt-skrzywił się-ciągle się sprzeczamy, chyba wynika to z różnicy charakterów. No i często wkrada się między nas rywalizacja. Do tego warto dodać dużą różnicę wieku i to, że Peter całe dnie spędza z Miną, która za mną nie przepada, delikatnie mówiąc. W sumie ma powód.-zaśmiał się
-Boję się spytać, ale dlaczego ona za tobą nie przepada?-Domen wyszczerzył się.
-Och to jest świetna historia. Otóż kiedyś przed sylwestrem spała u nas w domu. Któregoś wieczoru wypiła moje Piccolo, a ja w nocy w ramach zemsty zgoliłem jej brwi.-zaśmiał się-Rano gdy zaczęła panikować, stwierdziłem że i tak nikt nie zauważy różnicy. Jej mina wtedy była bezcenna.-roześmiałam się.
-Nie wierzę że to zrobiłeś.-pokręciłam ze śmiechem głową.
-To lepiej uwierz-posłał mi pewny siebie uśmiech.
-A siostry?-spytałam naprawdę ciekawa. Uśmiechnął się mimowolnie.
-Moje kochane maleństwa. Dziewczyny są najlepsze. Uwielbiam spędzać z nimi czas, miewam wrażenie że z całej rodziny, to one mnie najlepiej rozumieją-wzruszył ramionami. To było urocze.-A twoja rodzina?-mój uśmiech zniknął. Westchnęłam.
-U mnie nie jest tak kolorowo. Mój ojciec całe dnie spędza w pracy, nic innego się dla niego nie liczy. Za to moja matka ciągle tylko przestrzega diet i chodzi na sesje zdjęciowe... A i dogryza mi, mówi że nie jestem tak ładna...
-Jesteś piękna-przerwał mi i się zarumienił-Przepraszam. Kontynuuj.-uśmiechnęłam się tylko.
-W sumie to by było na tyle-wzruszyłam ramionami-Moje życie rodzinne to totalne dno, ale mam Millerów, więc jest dobrze.-pokiwałam głową. Resztę drogi zaplanowanej na dzisiaj spędziliśmy rozmawiając o szkole, hobby, znajomych, filmach... Jednym słowem o wszystkim oprócz skoków. Domen wyraźnie unikał tego tematu, a ja nie zamierzałam naciskać. Miał odpocząć od skoków, a nie się nimi stresować.***********************
-Tu się rozbijemy na noc-stwierdziłam. Było to dość ładne miejsce. Drzewa rosły to rzadko, a niedaleko przepływała dość spora rzeka. Zsunęłam się z Miraża, a Domen zszedł z Anastazji.
-Aurelia?
-Tak?-spytałam zdejmując siodło.
-Nie mogę się ruszyć-spojrzałam na niego i wybuchnęłam śmiechem. Chłopak stał w rozkroku zdezorientowany.
-Zakwasy mój drogi, zakwasy-puściłam mu oczko i zaczęłam rozkładać śpiwór.
-Nie śmiej się, to poważna sprawa. Ja tu cierpię-przewróciłam oczami.
-Porozciągaj się, rozchodź to.- wróciłam do szykowania miejsca do spania. Sześć godzin w siodle to było naprawdę dużo.
-Łatwo ci mówić.-Ale przynajmniej zaczął się ruszać. Rozsiodłałam Anastazję i podałam Domenowi jego śpiwór. Założyłam koniom kantary i przywiązałam je do drzew.
-Proponuję żebyśmy poszli nad rzekę się wykąpać
-Coś sugerujesz?-spytał z sugestywnym uśmiechem. Przewróciłam tylko oczami, złapałam go za rękę i pociągnęłam. Musiał przez to postawić duży krok, a przy jego zakwasach było to dość bolesne.
-Aua-jęknął z wyrzutem. Uniosłam ręce i posłałam mu całuska.-Choć już ty Casanovo-westchnęłam, pokręciłam głową i odwróciłam się... by ukryć uśmiech, którego nie mogłam powstrzymać.
*******************
Stanęliśmy nad potokiem, na ramionach zarzucone mieliśmy śpiwory.
-No to kto pierwszy?-spytałam spoglądając na Domena.
-W sumie mogę ja-powiedział chłopak i zsunął śpiwór z ramion. Zrobił krok w stronę rzeki i się poślizgnął i przewrócił. Śpiwór wypadł mu z dłoni i wpadł do rzeki. Nurt poniósł go i po chwili zniknął nam z oczu. Moja dłoń spektakularnie wylądowała na mojej twarzy.Spojrzałam na chłopaka z politowaniem, a on podniósł się.
-Brawo Domen, właśnie utopiłeś swój śpiwór-klasnęłam w dłonie.
-Yyyy.. To bardzo źle?-spytał zmieszany chłopak.
-Sam ocenisz po nocy spędzonej na gołej ziemi.-wzruszyłam ramionami i posłałam mu wredny uśmiech._____________________________________________________________________________
Hej, hej helo! Dawno już nic nie dodawałam za co przepraszam, ale z weną ostatnio kiepsko :( Z czasem słabo :'( Ale przynajmniej pogoda piękna :D
Pozdrawiam wszystkich i zapraszam na moje nowe opowiadanie pt "Pokochaj"Tu macie opis :D
"Albo rób to co kochasz, albo pokochaj to co robisz"
Gregor po ciężkim upadku postanawia rzucić skoki narciarskie. Ma już dość ciągłego strachu o własne życie. Tylko że to nie jest takie proste. Czy ucieczka jest jedynym rozwiązaniem?
Laren to młoda, dobrze prosperująca skoczkini narciarska. Kocha latać i nie wyobraża sobie życia bez skoków. Zawsze leci wysoko i dumnie, ale pewnego dnia... Upada. Lekarze, nie dają jej zbyt wielkich szans na przeżycie, ale jej się udaje. Krok po kroku wraca do zdrowia. Chciałaby zacząć skakać, ale czy da radę pokonać wszystkie przeciwności losu?
CZYTASZ
W poszukiwaniu szczęścia//Domen Prevc
Fanfiction"Pierwszym co zobaczyłam były jego tęczówki. Nasze twarze były tak blisko siebie. Zastygłam w bezruchu, wpatrując się w oczyDomena. Mój oddech był przyspieszony, jego też. Uśmiechnęłam się, nie kontrolując tego. Nie wiem ile tak staliśmy, po prostu...