Atak

576 93 39
                                    

Tyler

Przyszedłem do szkoły nieco zmartwiony. Siedząc na korytarzu nerwowo oczekiwałem na Josha.

Kilka minut przed dzwonkiem dostałem SMS'a... Od Josha.
Tyjo, chodź za szkołę, muszę z tobą porozmawiać.

Bez zastanowienia wstałem i wybiegłem na plac przed szkołą. Niedługo zaczyna się lekcja, ale... Josh jest ważniejszy.

Ruszyłem biegiem za budynek szkoły, kiedy minąłem zakręt poczułem mocne uderzenie w tył głowy.

Potem była tylko ciemność. 

Josh

-Zostaw go!- Krzyknąłem patrząc jak drobna sylwetka Tylera pada twarzą na ziemię.

Próbowałem wyrwać się z uścisku Johna i Marka, jednak byli za silni. 

Debby położyła kij bejsbolowy na ramieniu i posłała mi uśmiech.

-Ostrzegałam. - Położyła stopę na głowie bruneta wgniatając jego policzek w ziemię.

-To kolejne ostrzeżenie. Więcej ich nie będzie.- Powiedziała po czym znów uniosła kij do góry i mocno uderzyła nim o ramię Josepha.

Słysząc kolejne dźwięki uderzeń spuściłem głowę, wiedząc, że nic nie zdziałam. Z trudem hamowałem łzy napływające mi do oczu.

-Przestań!-Krzyknąłem przerywając serię uderzeń.

-Proszę..-Szepnąłem zerkając na bezwładne ciało Tyjo.

-Błagaj...-Szepnęła poważniejąc.

Z trudem odstawiłem swoją dumę na bok i przypomniałem sobie dla kogo to robię.

Dla tego pięknego uśmiechu. kochałem go. Szczególnie wtedy, kiedy kiedy uśmiechał się dzięki mnie.

Kruchego ciała.

Pięknej duszy. 

-Błagam zostaw Tylera...-Szepnąłem patrząc prosto w jej czarne oczy.

-Będziesz na każde moje zawołanie dziwko...-Warknęła po czym tak samo jak Tylera uderzyła mnie w głowę.

Upadłem na ziemię z głuchym hukiem.

-To już nie będzie potrzebne...-Szepnęła zgrabnie układając telefon obok mnie.

Żyj i pozwól umrzeć.  I JoshlerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz