Usiadłem w ostatniej ławce - norma. Miałem nadzieję, żę przynajmniej dziś dadzą mi spokój. Jak zwykle myliłem się.
-No, no Tyler! Nie próbowałeś się zabić? - Debby usiadła na końcu mojej ławki. Wiłem wzrok w jasny blat przed sobą i milczałem.
Czując jej obecność do głowy cisnęło mi się jedno: Masz cierpieć. Ty masz cierpieć jak jeszcze nigdy Masz wyć z bólu.
Wyobrażam sobie sceny w których Rayan ginie śmiercią tragiczną w dodatku w mękach i bólu, ale nie chciałem tego, bo... Jestem za słaby na takie... Nawet myśli.
Uniosłem głowę i spojrzałem w jej czekoladowe tęczówki. Za nią zobaczyłem intensywnie czerwone włosy Josha.
Nie mam pojęcia dlaczego tak na mnie zadziałał, ale poczułem pewność siebie.
Otworzyłem usta i nabrałem powietrza w płuca - Już zapomniałem jak to jest.
-Czemu mi to robisz? - Spytałem ukradkiem zerkając na Duna kilka ławek dalej.
Spojrzał na nas, a ja odebrałem to jako wsparcie.
-Oooooo...- Wzruszyła wymownie ramionami.
-Zapomniałam, że potrafisz mówić.- Poczułem jak wzbiera się we mnie adrenalina.
Patrz teraz Josh! Krzyczałem w myślach.
-daj mi spokój. - Zażądałem stanowczo. Dziewczyna wstała starając się udowodnić swoją wyższość.
-A jeśli nie? - Zobaczyłem najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem, a w jego oczach był... Podziw.
Przeniosłem wzrok na Debby i uśmiechnąłem się do niej.
-Josh nie pokocha takiej suki jak ty...- Szepnąłem a jej twarz zapłonęła. Po chwili mój lewy policzek ogarnął ból.
Uderzyła mnie.
-Jesteś śmieciem Joseph i nic tego nie zmieni. - Zrozumiałem że w tym momencie popełniłem kardynalny błąd.
CZYTASZ
Żyj i pozwól umrzeć. I Joshler
FanfictionTemat sprawił że oniemiałem. -Samobójstwo jest głupotą!- Rude włosy podskoczyły ukazując przy tym idealny profil Debby. -Głupotą jest doprowadzenie człowieka do takiego stanu, że uważa samobójstwo za jedyne rozwiązanie. - Odwróciłem się w lewo i zo...