Kamil i Jesse wyjechali trzy w sumie już prawie cztery tygodnie temu.
Oboje za pracą.
Zostaliśmy że tak powiem w przyjacielskich stosunkach.Mi udało się wrócić na studia. Bo tak owszem na własne życzenie skończyłam je rok wcześniej niż inni i wszystkim mówiłam że już je skończyłam.
Zuz wydała swój pierwszy krótkometrażowy film a my zostałyśmy zaproszone na przed premierę, premierę i masę innych uroczystości z nim związanych. Co swoją drogą było ogromnym zaszczytem.
*
Zamknęłam drzwi samochodu i pokierowałam się do domu. Od progu usłyszałam śmiech który nie wskazywał na nic dobrego. Albo raczej na wizytę kogoś dobrego.
Obiecałam przyjaciółkom że będę wracała wcześniej do domu i przestanę przesiadywać całe noce w studiu od razu po wykładach.
Dlatego właśnie już o 16 byłam w domu. Zostawiłam teczkę i torbę ze swoimi pracami zaliczeniowymi w korytarzu i weszłam głębiej.
W salonie siedział Calum i Zuz którzy właśnie coś zawzięcie omawiali śmiejąc się przy tym.
- Hej. - przywitałam się.
- Hej już jesteś. Na kuchence masz obiad. - powiedziała przyjaciółka nawet nie podnosząc na mnie wzroku.
- Gdzie reszta? - zapytałam podgrzewając sobie obiad.
- Juls jeszcze nie wróciła a Irwin wyszedł bez słowa jakieś 20 minut temu.
- Kompletnie bez słowa? - zapytałam siadając przy stole.
- No tak. Pewnie poszedł się prześć czy coś. - Calum tylko uśmiechnął się do mnie jednym z tych swoich uśmiechów mówiących "dalej go zwodzisz?"
Uśmiechnęłam się do niego w podobny sposób.
To nie jest tak że po ich wizycie w studiu prawie tydzień temu rzuciłyśmy się im w ramiona i wszystko jest tak samo jak w San Francisco. W ręcz przeciwnie.
Ashton tak samo jak Michael dostali jasno do zrozumienia że mają się posatrać bo ani ja ani Juls nie mamy zamiaru wrócić tak łatwo. Trochę inaczej było z Calumem i Zuz ponieważ Ci wszystko sobie wyjaśnili tak jak należało i Zuz nie należała do typu dziewczyn które by się awanturowały tak jak robiłam to ja czy Juls.
Usłyszałam grzmot nad miastem. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam jak niebo zostaje przeszyte przez ogromną błyskawicę. Po chwili zaczęło lać.
- Niech on już wraca. - powiedziałam zapominając o Calumie i Zuz.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć że się o niego martwisz. - zapytał Calum jakby nigdy nic.
- A ty się o niego nie martwisz? - zapytałam trochę za ostro. Jeżeli Irwin odszedł daleko co na 100% zrobił wróci przemoknięty do suchej nitki.
- A gdzie jest Michael?
- Powiedział że odbierze Juls z uczelni. Więc pewnie to zrobił.
- Okey. Dajcie mi znać jak oni wrócą a ja pojadę poszukać Irwin, przecież on się przeziębi. - nie czekałam na odpowiedzieć tylko ubrałam się i wyszłam.
Zbiegając po klatce sprawdziłam czy mam przynajmniej kluczyki do samochodu. Wysłałam szybką wiadomość do Irwina gdzie jest. Nie miałam w sumie nawet po co oczekiwać odpowiedzi bo chłopak nigdy mi nie odpisywał.
On powoli przestawał się starać o mnie a ja miałam mu zamiar odpuścić.
Kiedy wsiadałam do auta byłam już nieźle przemoknięta a temperatura sporo spadła. W dzień jest tu zazwyczaj 20 stopni ale teraz było może jakieś 3.
Znając życie Irwin wyszedł ubrany tak jak zawsze czyli gotowy na upał.
Przejechałam przez centrum i obok swojej uczelni. Jechałam naprawdę wolno tylko po to żeby móc w razie czego dostrzec Ashtona szlajającego się gdzieś chodnikiem.
Los Angeles które zawsze było wypełnione ludźmi nagle przestało być takie pełne a ulice opustoszały.
Deszcz lał tak mocno że moje wycieraczki nie nadąrzały a ja ledwo co widziałam to co znajduje się za szybą.
Musiałam stanąć na czerwonym co trochę mnie zirytowało bo i tak nikt nie jechał a ja bałam się że gdzieś stoi Policja. Przecież trzeba dbać o swoje prawko.
Nic nie zakłucało spokojnego dźwięku deszczu uderzającego o samochód. Bardzo mi to odpowiadało. Świerzy zapach i lekka bryza była bardzo przyjemna szczególnie gdy przez ostatni tydzień upał dawał o sobie znać trochę za bardzo i był w pewnych momentach nieznośny.
Słyszałam tylko swój miarowy oddech i uderzanie deszczu o dach. Spojrzałam na szybę i dostrzegłam smugi zielonego światła rozpływające się razem z deszczem. Ruszyłam tak samo wolno jak wcześniej.
Nie lubiłam jeździć na pierwszym biegu no ale cóż. Neony różnych barów odbijały się w smugach deszczu. Po chwili zauważyłam postać idącą chodnikiem. Zaparkowałam na odpowiednim miejscu i wybiegłam z samochodu. Chłopak szedł wolnym krokiem wręcz sunąc nogami po betonie.
- Ashton. - powiedziałam ledwo co bo trochę zabrakło mi tchu przez wiatr który uderzył we mnie. Puściłam się truchtem żeby dogonić chłopaka co nie było łatwe przez deszcz.
- Ashton! - spróbowałam jeszcze raz. Prawie go dogoniłam. Zwolniłam kiedy on się zatrzymał. Dzieliło nas teraz tylko parę kroków. Czułam jak włosy lepią mi się do twarzy a makijaż jaki miałam...no już go pewnie nie ma.
- Ash. - wyszeptałam. Chłopak stał ze spuszczoną głową a z jego loków kapały krople deszczu. Jego postawa była tak żałosna że patrząc na niego można było się popłakać. Jego koszulka kompletnie przylegała do ciała pokazując mięśnie brzucha na które chłopak długo pracował.
Światło lokalu obok nas oświetlało jego twarz czerwonymi barwami.Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie wzrokiem który zniszczył we mnie wszystko. Był przepełniony cierpieniem ale i miłością.
Powoli podszedł i zatrzymał się krok przede mną.
Znowu opuścił głowę. Był taki mały gdy stał w takiej pozycji.Nagle podniósł głowę i wpadł w moje objęcia. Czułam jak bardzo jest mokry i ziębniety a jego ciało spięte od zimna.
Trzymał mnie mocno jakbym miała mu zaraz uciec, wsiąść do auta i już nigdy nie wrócić. Nie miałam zamiaru tego robić. Chciałam zostać w jego objęciach czuć jego oddech na karku i dłonie na plecach.-Ash.-szepnęłam naciskając delikatnie na jego plecy. Chłopak najpierw ułożył dłonie na talii dopiero potem podniósł głowę. Położyłam swoją zimną dłoni na jego policzku. Chłopak był siny z zimna.
-Powinienem odejść, nie uważasz?-zapytał. Spojrzałam w jego oczy i przez chwilę przyswajałam jaką bzdurę powiedział. Puścił mnie i zaczął odchodzić.
- Co ty mówisz Ash?- ocknęłam się.
- Wszystko zepsułem.- powiedział tylko.
- Niczego nie zepsułeś. Wracajmy do domu. - poprosiłam ale chłopak nie słuchał. Ruszył znowu przed siebie.
- Ain't nobody hurt you like I hurt you But ain't nobody love you like I do* - usłyszałam jego delikatny głos w oddali.
===================
*Ed Sheeran - Happier
Zachęcam do posłuchania tej piosenki (jak i reszty płyty) ponieważ ta piosenka będzie nam teraz odrobinę dłużej towarzyszyła podczas czytania tego opowiadania. Więc polecam zapoznać się z treścią piosenki.
NASTĘPNY ROZDZAŁ JUŻ NIEDŁUGO!
![](https://img.wattpad.com/cover/81688877-288-k368693.jpg)
CZYTASZ
San Francisco/Ashton Irwin,5sos
FanfictionChcę wrócić z powrotem gdzie zaczęliśmy. Do letniej nocy. Wiesz, że to było właściwe. Wakacje które miały być zwykłym odpoczynkiem stały się przygodą na całe życie po poznaniu pewnego zespołu. Nie musimy nic mówić. Nie wypowiadać ani słowa. Na swoj...