10.

584 81 8
                                    

DEAN'S POV

     Do domu zdecydowałem się wrócić późnym wieczorem. Miałem nadzieję, że wtedy nikt nie będzie zadawał mi pytań, odnośnie miejsca mojego dotychczasowego pobytu.

     Kiedy przekroczyłem próg drzwi, usłyszałem dosyć głośną kłótnię. Dźwięki dobiegały z jadalni, gdzie pokrótce się udałem. Wszyscy siedzieli przy stole. Mój tata na końcu, najdalej ode mnie. Po jego bokach siedzieli Gwen oraz Cas. Najbliżej mnie – naprzeciwko mężczyzny – siedział mój brat. Bez przekonania dłubał w jedzeniu widelcem. Wyglądał na zdenerwowanego.

Gwen i mój tata intensywnie kłócili się na jakiś temat. Nie do końca byłem pewien na jaki. Cas, natomiast, siedział w ciszy opierając łokcie na blacie, a głowę w dłoniach. Chwyciłem stojące obok niego krzesło i przysunąłem je bliżej Sammy'ego. Usiadłem, odwracając się w jego stronę.

- Co się stało? – spytałem, najciszej jak tylko potrafiłem.

- Cas został wyrzucony ze szkoły. – odpowiedział prawie niesłyszalnie Sam, patrząc na mnie.

Poczułem jak wypełniają mnie tysiące pytań. Zdusiłem je w sobie, wybierając to najważniejsze:

- Za co?

- Wdał się w bójkę... - przerwał, odkładając widelec na talerz. – właściwie to... to on kogoś pobił.

On kogoś pobił? Nie mogłem uwierzyć, że Cas byłby zdolny do czegoś takiego.

- W-Wiesz może kogo? – spytałem. Patrzyłem jak Sammy potrząsa głową.

- Niestety nie. Nie mam pojęcia, kogo pobił, ani tym bardziej - za co.

     Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, Cas podniósł głowę i wstał ze swojego krzesła. Na całej twarzy rozpościerał mu się rumieniec. Sam nie wiedziałem co bardziej przyczyniło się do jego powstania; gniew, wstyd... może zbyt długie trzymanie głowy w rękach?

- Przestańcie! – wykrzyknął w stronę naszych rodziców. Wszyscy zamilkli, zwracając swój wzrok na chłopaka. – Wiem, że wszystko zepsułem, mam tego doskonałą świadomość. Wiem też, że jesteście na mnie wściekli, więc błagam przestańcie krzyczeć na siebie nawzajem. Jeśli ktokolwiek zasługuje na takie traktowanie, to tą osobą jestem ja. To ja przez ostatni tydzień ciągle nawalałem. – Cas na chwilę zawiesił na mnie wzrok, po czym wrócił nim do Gwen i mojego ojca.

- Naprawdę żałuje tego co się stało. Chciałbym to wszystko odkręcić, jednak, nie mogę. Za to wy, walczący między sobą, nie załagodzicie sytuacji, do cholery! – chłopak podniósł na powrót głos.

Wszyscy wpatrywaliśmy się w niego z niedowierzeniem, kiedy Cas zaczął odchodzić od stołu.

- Wyładowywanie na sobie nawzajem gniewu, nic wam nie da. – powiedział, zatrzymując się tuż przed schodami.

Prychnąłem, na ostatnie słowa Casa, bo były przerażająco ironiczne. W końcu powiedział to ktoś, kto parę godzin temu kogoś pobił.

Poczułem, jak Sam dźgnął mnie łokciem pod żebra. Skierowałem wzrok na Casa, który posłał mi zawiedzione spojrzenie. Musiał usłyszeć moją reakcję.

***

     Niestety krótka przemowa Casa nie odniosła zamierzonego skutku. Parę godzin później, z niższego piętra nadal dochodziły odgłosy sprzeczki między naszymi rodzicami. W końcu ktoś trzasnął drzwiami i cały dom pogrążył się w ciszy.

Przewróciłem się na plecy, wpatrując się w łóżko Casa. Jeszcze wczoraj byliśmy parą. Przynajmniej kawałek dnia. Potem z nim zerwałem. Zanim, wtedy wyszedłem z domu nie zastanawiałem się, czemu chłopak zawahał się przed powiedzeniem, że mnie kocha. Teraz miałem świadomość tego, że po prostu tego nie czuł. Nadal kochał Josha.

     Jakimś sposobem przebywanie z Casem w tym momencie; słyszenie jego oddechu, każdego ruchu sprawiało, że ciężko mi się oddychało. Zupełnie jakbym biegał bez dostępu do powietrza. Nigdy się tak nie czułem. Nikt nigdy nie złamał mi serca.

Przestań.

Zamknąłem oczy i zmusiłem się do zaśnięcia.

Zupełnie jakby sen mógł wymazać ból, który stopniowo mnie wypełniał.

***

TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

     Cas wszedł do naszego pokoju. Rzucił mi szybkie spojrzenie, po czym odwrócił wzrok. Brunet skierował się do szafki, po czym zaczął w niej czegoś szukać. Ja siedziałem na łóżku, wiążąc sznurówki. Po chwili skończyłem i postawiłem obie nogi na podłodze.

- Nie musisz teraz się tak dziwnie zachowywać, wiesz? – w końcu powiedziałem. Czekałem na odpowiedź, jednak Cas uparcie milczał. Postanowiłem kontynuować. – Przynajmniej wtedy, kiedy wychodzimy rodzinnie, albo jesteśmy z resztą w jednym pokoju. Możemy być przyjaciółmi chociaż dla nich? Jeśli nie chcesz tego robić, kiedy będziemy sami - zrozumiem. To znaczy... i tak nic już nie będzie takie samo, więc... - przerwałem, niepewny czy Cas w ogóle mnie słucha.

Czułem się dziwnie. Nie rozmawialiśmy, od momentu naszego zerwania. Przynajmniej tak na poważnie, jak teraz. Słyszałem jak Cas zamknął szufladę, do której coś uprzednio włożył.

- W-właściwie mogę spróbować. – powiedział, odwracając się w moją stronę. Spojrzeliśmy sobie w oczy o jedną sekundę na długo. Mój wzrok przysłoniło wspomnienie Casa, całującego się z Joshem.

Chłopak chyba wiedział o czym pomyślałem, bo szybko odwrócił wzrok i wyszedł z pokoju.





Gdybym wcześniej zobaczyła, że ten rozdział będzie taki krótki to zabrałabym się za kolejny, żeby jutro go wrzucić. Ehhh...

Ale następny już sprawdziłam - będzie dużo dłuższy.

BROTHERS | DESTIEL  [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz