2.

1K 108 19
                                    

CAS' POV

To jest złe.

Niewłaściwe.

Niewybaczalne.

Usłyszałem nieznajomy głos. Nie, ja go znam. To nie żaden obcy głos, tylko mój własny. Nie miałem pojęcia skąd dochodzi, ani gdzie jestem.

Okręciłem się wokół własnej osi, próbując coś dostrzec. Dookoła mnie znajdowała się tylko ciemność. Czarna pustka.

Gdzie ja jestem? Spytałem samego siebie, próbując pójść do przodu. Po chwili uderzyłem o coś głową. Wytężając wzrok zauważyłem, że coś wisiało nade mną w próżni. Chwyciłem za to, próbując zobaczyć czym to to właściwie jest. Na pewno coś delikatnego, tylko co dokładnie?

Myśl Cas, myśl. Nakazałem sam sobie. W moim mózgu jednak wszystko zaczynało przypominać pustkę, w której aktualnie przebywałem. Obrazy były zamazane, uniemożliwiając mi rozpoznanie przedmiotu.

Złe. To co robisz jest złe. Usłyszałem znowu – tym razem słowa wypowiadane były przez obce mi głosy. Z wyjątkiem jednego. Niestety jego również nie rozpoznawałem. Ale nie to było teraz najważniejsze. Musiałem skupić się na tym o czym te głosy mówiły. Miałem pewność, że nie chodziło im o to co robię w tej chwili. Miałem wrażenie, że odnoszą się do mojego związku z Deanem.

- Kim jesteście? Czego chcecie? – spytałem głośniej niż zamierzałem.

Nie dostałem odpowiedzi.

Skup się na przedmiocie w twoich rękach. Upomniałem sam siebie, skupiając się jedynie na trzymanej rzeczy. Miało dziwny kształt. Nagle uświadomiłem sobie co to jest. Nie wiedziałem jakim cudem nie rozpoznałem tego wcześniej.

Żarówka.

Jeśli była tu ona, to powinien być także włącznik, prawda? Wyciągnąłem ręce w poszukiwaniu czegoś co mogłoby pełnić jego rolę. Jest. Pociągnąłem za dodatkowy sznurek, sprawiając, że przestrzeń dookoła mnie momentalnie się oświetliła.

Opuszczając ramiona spojrzałem przed siebie. Zamarłem. Stałem teraz w środku okręgu. Stanowili go w większości moi znajomi. Kilku osób nie rozpoznawałem.

Nie powinno tak być Cas.

To jest złe. Ty jesteś zły.

Skończ to póki masz czas.

To złe!

Usłyszałem ich głosy zmieszane ze sobą, tworzące jeden wspólny. Powtarzali te zdania raz za razem. Poczułem się bezradny. Okręciłem się szukając jakieś drogi wyjścia, kiedy poczułem jak spadam.

Zerwałem się z łóżka i rozejrzałem wokół. Byłem w naszym pokoju. Moje serce prawie wyskakiwało mi z piersi, kiedy usiadłem z powrotem na mojej części łóżka. Obejrzałem się na jego prawą część. Dean spokojnie spał zakopany w kołdrze. To był tylko sen. Wmawiałem sobie, wycierając spocone ręce o spodnie.

Tylko sen. Pomyślałem, wstając z łóżka. Po cichu skierowałem się do łazienki. Przemyłem w niej ręce i twarz, żeby szybciej się uspokoić.

Dean powiedział mi o wszystkim co stało się wczoraj, w i po szkole. Słyszałem jak niektórzy o nas plotkowali, jednak nie miałem pojęcia, że za wszystkim stał Azazel. Pewnie stąd wziął się ten sen.

Najciszej jak potrafiłem zszedłem schodami na dół. Skierowałem się do kuchni. Kiedy wyjmowałem z niej picie, usłyszałem za sobą kroki. Szybko odwróciłem się, żeby zobaczyć kto do mnie szedł. Uspokój się. Upomniałem siebie, widząc zbliżającą się do mnie mamę. Miała na sobie biały szlafrok, który zawsze zakładała na swoją puchatą pidżamę.

BROTHERS | DESTIEL  [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz