25.

532 64 9
                                    

CAS' POV

      Patrzyłem, jak twarz Deana powoli ulega zmianie, pod wpływem narastającego w nim gniewu.

- Azazel ci to zrobił? – spytał. Skinąłem głową, wracając pamięcią do sytuacji prawie sprzed roku;

- Złapał mnie, kiedy szedłem do sklepu. Zaledwie parę tygodni po tym, jak w końcu dotarłem do dziadków. – wyjaśniłem.

- Zabiję skurw... - zaczął Dean, jednak przerwał, kierując wzrok na moją nogę. – Co ci się stało? – zapytał, skanując wzrokiem szwy i bandaże, ciągnące się wokół mojej stopy oraz kostki.

- Zraniłem się, kiedy próbowałem uciec.

- Powinniśmy odstawić cię do szpitala. – powiedział Dean, po czym, chwiejnie ruszył przed siebie. Przynajmniej do momentu, w którym omal nie upadł. Na szczęście w porę go chwyciłem, uniemożliwiając mu bliższe spotkanie z ziemią. Złapałem go za ramiona, przyciągając w pełni jego uwagę;

- Dean, jesteś pijany. Nie możemy na razie nigdzie iść. W każdym razie ty nie możesz, a ja nie mam zamiaru cię tutaj zostawiać. Póki co, czuję się dobrze. – zapewniłem.

- Nie, Cas, musisz tam iść. – spierał się. Potrząsnąłem głową, zaprzeczając jego słowom;

- Nie możesz mnie zmusić, do pójścia tam. – stwierdziłem zgodnie z prawdą. – A nawet jeśli; żaden z nas nie może prowadzić – ty jesteś pijany, a ja mam uszkodzoną nogę. – dokończyłem. Dean skrzywił się, wiedząc, że mam rację i jedyne co mógł zrobić, to odpuścić.

      Nie mając lepszego wyjścia, skierowaliśmy się z powrotem nad wodę, nieopodal mostu. Usiedliśmy tuż nad, płynącym dosyć szybko, strumykiem. Oparłem głowę o ramię Deana.

- Azazel jest obłąkany. - wymamrotałem , przymykając oczy. – trzymał mnie praktycznie przez rok tylko po to, by mieć jakąś rozrywkę. – powiedziałem, starając się odpędzić od siebie wspomnienia z minionego czasu.

- Cas, ja... przepraszam. Powinienem był się domyślić, że coś się stało. Powinienem... - urwał, milknąc. Odwróciłem się, chcąc dostrzec jego twarz. W ciszy patrzyłem, jak po jego policzku powoli spływa pojedyncza łza. Wtedy znowu mnie to uderzyło; zasinienie, które obejmowało znaczną część lewej strony twarzy chłopaka.

- Co ci się stało? – spytałem, przejeżdżając opuszkami palców, po jego policzku. Chłopak jedynie potrząsnął głową, unikając patrzenia na mnie. – Dean. – nacisnąłem, przy okazji w pełni siadając. – Co się stało? – powtórzyłem pytanie. Obserwowałem, jak chłopak zaczął przygryzać wargę, tak, że wkrótce na jego brodzie pojawiła się stróżka krwi. Wyciągnąłem dłoń, żeby ją zetrzeć.

- Śmierć Gwen zniszczyła mojego ojca. Właściwie, to przestał być już dla mnie ojcem. On już dawno zniknął, zastąpiony przez potwora, z którym obecnie musimy żyć. – zaczął. Poczułem, jak robi mi się niedobrze. Tylko nie to. – On... dosyć często na mnie krzyczy, właściwie za nic. Czasem, coraz częściej, także mnie bije. Nawet, jeśli nie zrobię absolutnie niczego złego... Na szczęście udało mi się uchronić, przed takim samym losem Sama. – kontynuował. – Nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy twój własny rodzic staje się twoim największym wrogiem. Gdy zaczyna cię mieszać z błotem, tylko dlatego, że żyjesz. To boli, Cas. Bardziej niż bym chciał. Nienawidzę go za to. – wyjaśnił.

- Dean... tak mi przykro. – powiedziałem, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem. Powiedzenie, że byłem zszokowany było dużym niedomówieniem; byłem przerażony.

Dean przeciągnął dłonią po włosach, jednocześnie wypuszczając z siebie wstrzymywany oddech. Następnie skierował na mnie swój wzrok;

- Tak bardzo mi cię brakowało. – powiedział, przyciągając mnie do siebie.

BROTHERS | DESTIEL  [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz