15.

489 73 2
                                    

CAS' POV

      Pamiętam, że wszystko stało się bardzo szybko. W jednej sekundzie jechałem z mamą do sklepu, w następnej... powiedzmy, że już nie jechaliśmy.

      Poczułem, jak wracają do mnie wspomnienia z tamtego momentu. Przez chwilę widziałem sam siebie, kiedy siedziałem jeszcze w środku samochodu. Narzekałem wtedy, że moja ulubiona lodziarnia splajtowała, a na jej miejscu pojawi się siłownia. Co prawda nie było mnie tam od wieków, jednakże, czułem się związany z tym miejscem. Dawniej było dla mnie niczym drugi dom.

To właśnie wtedy, odwróciłem się w stronę przedniej szyby. Mój wzrok padł na jadącą w naszym kierunku ciężarówkę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że jechała tym samym pasem, co my. Poruszała się zbyt szybko, by moja mama zdążyła jakoś przed nią uciec.

Z olbrzymim impetem wbiliśmy się czołowo w jej przód. Czas wydawał się, wtedy zwolnić. Odłamki szkła latały po całym samochodzie, wbijając się we wszystko, na co napotkały. Kilka z nich utkwiło w mojej dłoni. Część przebiła poduszkę powietrzną w miejscu jej zetknięcia z deską rozdzielczą.

Ostatnią rzeczą jaką zauważyłem był widok mojej mamy, która nieprzytomna, wylatywała przez przednią szybę naszego samochodu. Potem straciłem przytomność, opadając na rozciągającą się przede mną poduszkę.

      Teraz byłem przytomny. Nie mogłem się ruszać, nie byłem w stanie powiedzieć niczego na głos.

Nic nawet nie czułem.

Mój umysł był jedyną rzeczą jaka w pełni działała.

      Po upływie czasu, który wydawał się być wiekami, zacząłem rejestrować pojawiające się wokół mnie dźwięki. Jakimś cudem przebijały się przez narastające brzęczenie w moich uszach. Skupiłem się na nich, próbując wyciszyć nieprzyjemne piszczenie. Słyszałem jak ludzie krzyczeli. Gdzieś w oddali rozbrzmiewały policyjne syreny.

Co się właściwie stało? Spytałem sam siebie, zapominając o czym wcześniej myślałem. Wtedy wszystko na powrót we mnie uderzyło. Wizja wypadku, rozsypującej się szyby, mojej mamy...

A co jeśli nic z tego nie wydarzyło się naprawdę? Może to wszystko, to jedynie projekcja mojego mózgu?

Nie, to było zbyt realistyczne na zwykłą wyobraźnię.

      Dźwięki z zewnątrz wygasły ustępując miejsca narastającemu piszczeniu w mojej głowie. Miałem wrażenie, że zaraz rozsadzi mi czaszkę. Czy ja umierałem? Czułem się jakbym powoli odpływał z tego świata. Mimo wszystko było to dosyć miłe uczucie.

A co jeśli ten dźwięk utrzymywał mnie przy życiu? Co jeśli próbował mnie obudzić? Czy to było na pewno to, czego chciałem?

W końcu powrót do rzeczywistości oznaczał wiele złego. Wiązał się z powrotem do Jeremy'ego i jego paczki; do napastowania, wyśmiewania...

      Kiedy miałem odpuścić, w mojej głowie pojawiło się coś znacznie milszego. Skupiłem się na tym wspomnieniu, starając się je w pełni odtworzyć. W końcu ujrzałem przed oczami chłopaka. Poczułem, jak w moich myślach uformowały się dwa słowa.

Dean Winchester.

Pchnięty jakimś dziwnym impulsem, zacząłem sobie przypominać więcej. Ujrzałem wizję piątkowej nocy, kiedy zrozumiałem kim był brunet – chłopakiem, który mnie kochał.

Którego ja też kochałem.

Wiedziałem, że nie mogę się poddać. Nie teraz. Musiałem się, za to, obudzić. Tylko jak? Nic nie czułem. Nie posiadałem kontroli nad własnym ciałem. Spróbowałem coś powiedzieć lub zrobić, jednak, przy każdej próbie zawodziłem.

Przestałem, kiedy dzwonienie w uszach ustało. Dosyć blisko siebie usłyszałem pojedynczy, mówiący głos. Nie rozpraszał się wśród pozostałych – krzyczących. Skupiłem się na nim, starając się zidentyfikować jego właściciela. Na pewno był to mężczyzna. Próbowałem sobie wyobrazić, jak wygląda. Zakładałem, że był przystojny. Także umięśniony. Zdecydowałem, że musiał mieć naprawdę piękny uśmiech.

Nazwę go Steve. - moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach.

Przestań . - nakazałem sam sobie, przywołując z powrotem obraz Deana.

W międzyczasie mężczyzna krzyknął coś, do pozostałych ludzi, po czym odszedł.

Poczułem jak coś we mnie się odblokowuje. Po moim kręgosłupie przebiegł nieprzyjemny dreszcz, a mi zaczęło być zimno.

Chwilę potem eksplodował we mnie ból. Promieniał z każdej, nawet najmniejszej, cząstki mojego ciała. Dotarł także do mojej głowy, praktycznie rozsadzając mnie na miejscu. Gdybym tylko mógł, krzyczałbym teraz jak diabli.

Błagałem o to, żeby nic teraz nie czuć. Powoli traciłem świadomość tego co się działo. Ból, natomiast zamiast słabnąć, zaczął się nasilać.

Czy właśnie tak wygląda umieranie? przeszło mi przez myśl.

Pieczenie w moim organizmie ustało.

Moje mięśnie napięły się oczekując kolejnej fali bólu, która ku mojemu zdziwieniu, i uldze, nie nadeszła. Zamiast tego otoczyła mnie pustka, która pochłonęła całą udrękę i cierpienie.

Razem z nimi zabrała również mnie.

Ten urywek jest bardziej uzupełnieniem poprzedniego rozdziału niż kolejną częścią. Istnieje jakiś cień szansy, że następny rozdział wstawię w ten weekend.

Pożyjemy zobaczymy.

BROTHERS | DESTIEL  [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz