27.

555 58 10
                                    

CAS' POV


      Pozostałem przytomny przez całą noc. Od momentu stracenia przez Johna przytomności, nie poruszyłem się nawet o centymetr. Nadal kurczowo obejmowałem Deana, który - jak podejrzewałem - również nie był w stanie zasnąć. Owszem, chłopak miał zamknięte oczy, jednak jego ciało nadal pozostawało spięte.

      Wciąż od nowa wracałem myślami, do wydarzeń sprzed paru godzin. Pomyślałem o Johnie, który pojawił się w pokoju i wcześniejszym koszmarze, przez który najprawdopodobniej sprowadziłem tu mężczyznę. Ten... sen był na swój sposób przerażająco realistyczny. Głównie dlatego, że większość z niego miała wcześniej miejsce.

Nie mogłem pozbyć się wrażenia, że to wszystko wokół mnie było jedynie żartem i za chwilę okaże się, że nadal byłem przetrzymywany przez Azazela. Chyba nie byłbym zbytnio zaskoczony, gdyby okazało się to dla odmiany prawdą.

      Starałem się nie myśleć o tym, co John powiedział, zanim Dean go obezwładnił. Próbowałem zapomnieć, jak bardzo przerażony byłem, kiedy spoczął na mnie wzrok mężczyzny. Nie wiedziałem, jakim cudem stał się tym, kim jest teraz. Uniosłem wzrok na wciąż nieprzytomnego mężczyznę.

Po chwili, która wydawała się trwać całe lata, postanowiłem wstać z łóżka.

Dean nadal nie spał, ale wyraźnie zmierzał w tym kierunku. Z jednej strony nie chciałem mu przeszkadzać, ale z drugiej... musiałem coś zrobić. Czułem, że w przeciwnym razie moja głowa eksploduje.

      Najdelikatniej, jak tylko potrafiłem, uniosłem głowę chłopaka, która do tej pory spoczywała na moim ramieniu. Mimo dużej ostrożności, Dean i tak lekko rozchylił powieki, mamrocząc coś przez sen.

- Shhh... - uspokoiłem go, na chwilę zaprzestając czynności. Po tym, jak chłopak ponownie zamknął oczy, ponowiłem próbę. Tym razem, udało mi się nie przerywać płytkiego snu bruneta. Ułożyłem go delikatnie na materacu, po czym przykryłem go kocem. Przelotnie złożyłem na jego ustach pocałunek, cicho podnosząc się z łóżka.

       Jak dosyć szybko się przekonałem, półprzytomny i pół-pijany John był dużo milszy, od swojej dziennej wersji. Budzenie go wydawało się być ryzykowne, jednak, nie mogłem znieść jego widoku w takim stanie.

W połowie drogi do drzwi, chwyciłem jeszcze swoje kule, z którymi łatwiej mi się chodziło. Niestety z dodatkowym ciężarem, jaki stanowił John, droga na dół nadal była wyczerpująca. Na szczęście mężczyzna - zadziwiająco - nie wdał się ze mną w żadną kłótnię.

Po tym, jak położyłem go na jednej z kanap, postanowiłem zająć się jego raną na czole. Mimo świadomości, że na to nie zasługiwał, przemyłem jego czoło wodą i założyłem na rozcięcie opatrunek.

Kiedy skończyłem, nie wiedziałem co robić dalej. Najchętniej przeszedłbym się na spacer, gdyby nie uszkodzona stopa i obawa o zostawienie tutaj Deana samego. Postanowiłem, więc nigdzie nie iść. Zamiast tego, udałem się do kuchni, żeby przygotować dla nas śniadanie.

      Z racji tego, że w lodówce nie było dużo do wyboru, postawiłem na najłatwiejszy zestaw żywieniowy - jajecznica z bekonem.

Starałem się rozproszyć męczące mnie myśli, całkowicie skupiając się na przygotowaniu posiłku. Mimo wszystko, gdzieś we mnie zaczęły pojawiać się obawy; jak Dean poradzi sobie po minionej nocy? Przestań. - nakazałem sam sobie, przekładając gotowe jedzenie na talerz. Ignorując jęki dochodzące z miejsca, gdzie leżał John, skierowałem się z powrotem do pokoju.

BROTHERS | DESTIEL  [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz