Gdy tylko wpadłam do domu zawołałam wszystkich do salonu. Nikt nie wiedział o co chodzi a ja nie potrafiłam się uspokoić na tyle żeby im wszystko wytłumaczyć. A każda rzecz, która znajdywała się na wyciągnięciu mojej ręki kończyła rozbita bądź rozwalona na ścianie.
Często dostawałam szału i każdy z nich wiedział, że musi przeczekać aż sam minie. Ale teraz było inaczej, chodź nie wiadomo jak bardzo chciałam się uspokoić nie potrafiłam bo gdy myślałam, że już mi się uda to do mojej głowy wkradał się obraz tego chuja dotykającego mojej Camili i znowu wybuchałam. Każdy mój mięsień był napięty i wiedziałam, że jak tylko go dorwę to urwę mu łeb. Zabije go i nikt mnie nie powstrzyma.
-Uspokój się i powiedz o co chodzi do cholery. - Warknął Zayn, który już stracił cierpliwość.
Nic nie mówiąc podałam mu telefon z włączoną wiadomością. Gdy czytał wyciągnęłam papierosa i go odpaliłam żeby chociaż na krótką chwilę się uspokoić ale tym razem to na nie wiele się zdało. Jak dym znalazł się w moich płucach zapalniczka poleciała na ścianę na szczęście nie było tam już gazu bo byłoby nie ciekawie.
Chłopak podniósł oczy z nad telefonu by uważnie mi się przyjrzeć. Wypuściłam dym z płuc a on podał telefon do Normani, która po przeczytaniu wiadomości od razu do mnie podeszła.
-Wiesz kto ci napisał tą wiadomość?
-Oczywiście, że wiem. Ten sukinsyn Brad. Jeśli jej coś zrobi to go zapierdole gołymi rękami. - Wycedziłam lodowatym tonem. Byłam tak wkurwiona, że w każdej chwili mogło mnie rozsadzić od środka.
-Co zamierzasz zrobić? - Spytał Zayn łagodnym tonem, który wskazywał, że obojętnie co to będzie to mogę na niego liczyć.
-Zamierzam odbić Camz a potem zabić tego chuja. - Mój głos był przesiąknięty jadem.
Malik spojrzał na Harry'ego dając mu znak kiwnięciem głowy. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się o co chodzi. Nie miałam czasu na jakieś pierdoły. Chciałam iść po dziewczynę, która prawdopodobnie była przerażona a to wszystko moja wina.
Kurwa dlaczego ją tam zostawiłam?
Mogłam ją podnieść i siłą wsadzić do tego samochodu. Nawet nie wiem dlaczego wyzwałam ją od suk jak nawet przez jedną jebaną chwilę tak o niej nie pomyślałam. Jestem cholernie popieprzona.
-Po naszej ostatniej akcji z Brad'em poszukaliśmy jego wszystkich kryjówek w mieście. - Zaczął Harry, kiwnęłam głową dając mu znak żeby mówił dalej.-Ma ich wiele ale jeśli porwał Camile to mógł zawieść ją tylko do jednej.
-Gdzie?
-Wydaje mi się, że magazyny przy jeziorze. Tam może ją trzymać.
Kiwnęłam głową. Wyminęłam ich i wbiegłam po schodach do góry. Weszłam do pokoju trzaskając drzwiami. Jeśli Brad chciał zobaczyć na co mnie stać to dzisiaj mu pokaże. Po porwaniu Camili nie ma już prawa chodzić po tym świecie a już na pewno nie po moim mieście gdzie mieszka dziewczyna.
Przebrałam się w inne ciuchy bo te już nie nadawały się do niczego po moim napadzie szału. Wyciągnęłam pistolet z komody i schowałam go za pasek spodni. Biegiem zeszłam na dół gdzie wszyscy stali przed tuzinem pistoletów.
-Chyba nie pomyślałaś, że zostawimy cię z tym samą. - Oznajmiła Mani z uśmiechem chowając jedną broń za pasek.
-To moja wina. Sama to załatwię. - Odparłam idąc w stronę drzwi.
Zayn złapał mnie za rękę i odwrócił w swoją stronę. Normalnie bym go odepchnęła ale teraz nie miałam zamiaru tracić siły na kogokolwiek kto nie był Brad'em.
-Laur nie pojedziesz sama. - Oznajmił stanowczo zabierając rękę.
-Dam sobie radę.
-Potrzebujesz kogoś.... - Zaczął ale Normani mu przerwała.
-Kto będzie myślał gdy ty wpadniesz w szał.
Popatrzyłam na nią a potem z powrotem na Malik'a. Nie miałam wyboru widziałam to w jego oczach. Albo Mani jedzie ze mną albo ja nie jadę. Wiedziałam też, że potrzebuję kogoś by mnie powstrzymał gdy nie będę umiała nad sobą zapanować i będzie trzeźwo myśleć bo ja już ledwo to robię. W mojej głowie znajduje się teraz tylko twarz Camili. Wzięłam głęboki oddech i kiwnęłam głową. Zdziwienie na twarzy Zayn, że tak szybko poszło było zabawne i pewnie bym zaczęła się śmiać gdyby nie sytuacja.
Wyszłam z domu i od razu zapaliłam papierosa żeby być spokojną najdłużej jak tylko potrafię. Gdy skończyłam palić Mani wreszcie wyszła z domu. A spokój na jej twarzy sprawiał, że mój uciekał mi między palcami.
-Ja prowadzę. - Zakomunikowała otwierając drzwi ze strony kierowcy.
-Jasne. - Rzuciłam obojętnie i wsiadłam na miejsce pasażera.
Czułam zapach Camili. Zamknęłam oczy próbując myśleć o wszystkich tylko nie o tym co ten chuj może jej teraz robić. Zacisnęłam dłonie w pięści a gdy w głowie usłyszałam jej śmiech zaczęłam się rozluźniać. Tylko ona potrafiła mnie uspokoić w takie sytuacji. A raczej wspomnienie jej śmiechu. Śmiała się tak dzięki mnie i zrobię wszystko żeby po tym jak ją już odbiję znowu się tak śmiała w moich ramionach.
CZYTASZ
Love is Weakness ✔
Fanfiction"Od momentu gdy pojawiła się w moim życiu była moją słabością. Słabością, którą moi wrogowie mogą wykorzystać przeciwko mnie ale z której nie potrafię zrezygnować." Uwaga: Opowieść zawiera wulgaryzmy