Gdy się obudziłam, zobaczyłam, że Camila dalej śpi. Uśmiechnęłam się przez chwilę patrząc na nią. Wysunęłam się z łóżka powoli żeby jej nie obudzić a potem po cichu wyszłam z pokoju.
Na dole siedzieli tylko Zayn i Normani. Wyglądali jakby całą noc nie spali.
-Co wam się stało ludzie? - Spytałam wyciągając z lodówki karton z sokiem.
-Robota. - Odparł chłopak zaciągając się papierosem.
-I ja nic o niej nie wiedziałam?
-Nie chcieliśmy cię zabierać od Camili. - Wytłumaczyła Mani z uśmiechem.
-Cholernie dobry pretekst. - Przyznałam biorąc łyka soku.
Usiadłam na krześle. Zabrałam paczkę fajek należącą do Zayn'a, która leżała na blacie i wyciągnęłam jednego papierosa. Wsadziłam go do buzi i odpaliłam rzucając z powrotem paczkę na blat. Zaciągnęłam się dymem i przyjrzałam się im.
-Czegoś mi nie mówicie. - Stwierdziłam wypuszczając dym z płuc.
Popatrzyli na siebie wymieniając się znaczącymi spojrzeniami a potem z powrotem popatrzyli na mnie. Na ustach Normani pojawił się nerwowy uśmiech. Coś wiedzieli i teraz zastanawiali się jak mi to powiedzieć żebym nie wybuchła. Ale ich zwlekanie zaczęło mnie już denerwować.
-To nic takiego. - Odezwała się w końcu Mani patrząc na batonika, którego jadła.
-To jeśli nic takiego to czemu nie powiesz mi tego prosto w oczy. - Powiedziałam podniesionym głosem.
-Uspokój się. - Rozkazał Zayn wstając z kanapy.
-Nie mów mi co mam robić. - Wysyczałam przez zęby.-Bo wiesz, że to się źle skończy. -Dodałam po chwili.
-Twoja siostra dzwoniła. - Wyszeptała Normani.
-Kto dzwonił? - Dopytywałam nie pewna czy dobrze usłyszałam.
-Twoja.... - Zaczęła ale przerwała.
-Kurwa. - Warknęłam i rzuciłam kartonem, który miałam w ręku na podłogę. Karton się rozwalił a cały sok się rozlał.
Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Byłam wkurwiona na to, że nie chcieli mi powiedzieć. Na to, że dzwoniła a nawet nie wiem po co. Przez krótką chwilę szłam przed siebie ściskając ręce w pięści. Podeszłam do auta z którego wyciągnęłam papierosa. Odpaliłam go żeby się uspokoić ale moja rodzina to drażliwy temat i w ogóle mi się nie udało.
Musiałam w coś uderzyć. Przydeptałam papierosa butem żeby go zgasić i walnęłam w śmietnik, który stał koło mnie. Przy trzecim uderzeniu poczułam pulsujący ból ale się nim nie przejęłam. Miałam zamiar uderzać tak długo aż cały gniew ze mnie wyparuje.
Słyszałam, że Zayn i Normani wybiegli z domu i stali gdzieś za mną ale się tym nie przejmowałam. Wiedzieli żeby nie podchodzić bo sami mogą oberwać więc utrzymywali bezpieczną odległość.
-Lauren. - Usłyszałam ten słodki głos a po chwili poczułam ręce oplatające mnie wokół tali.
-Camila odsuń się. - Warknęłam i poczułam jak przeszedł ją dreszcz ale się nie odsunęła tylko jeszcze mocniej wtuliła się w moje plecy.
-Przestań robić sobie krzywdę. - Szepnęła.
Spojrzałam na swoją rękę po, której leciała krew. Wyprostowałam ją i poczułam jeszcze większy ból niż przed chwilą. Wzięłam głęboki oddech i się wyprostowałam. Delikatnie złapałam Camile za ręce, odsunęłam je od siebie żeby móc się do niej odwrócić. Popatrzyłam w jej oczy i lekko się uśmiechnęłam.
-Przepraszam, że cię wystraszyłam. - Szepnęłam tak żeby tylko ona mnie usłyszała.
-Co się stało? - Spytała a jej wzrok powędrował na moją rękę.-Trzeba to odkazić.
Wzięła mnie za rękę i zaczęła prowadzić z powrotem do domu. Przeszliśmy koło Normani i Zayn'a na których nie spojrzałam. Gdy weszłyśmy do mojego pokoju od razu ruszyłyśmy do łazienki. Z szafki wyjęłam apteczkę i podałam ją Camili.
-I znowu zajmujesz się moimi ranami. - Zaśmiałam się.
Popatrzyła na mnie ale nic nie powiedziała. Namoczyła ręcznik zimną wodą i zaczęła obmywać moją rękę.
-Co się stało? - Powtórzyła pytanie, które zadała na dworze.
-Nic.
-Jakby się nic nie stało to twoja ręka by tak nie wyglądała. - Odparła i podniosła na mnie wzrok.
-Odpuść. - Westchnęłam wyrywając rękę z jej uścisku.
-Lauren...
-Nie wpieprzaj się w sprawy, które ciebie nie dotyczą. - Warknęłam wychodząc z łazienki.
Usiadłam na łóżku a po chwili Camila do mnie dołączyła siadając obok. Zerknęłam na nią. Zauważyłam, że chce coś powiedzieć ale się powstrzymuje. Wiedziałam, że nie powinnam się tak zachowywać ale to nie była jej sprawa i nie miałam też ochoty za bardzo o tym rozmawiać.
Złość znowu się pojawiła. Zacisnęłam ręce żeby nie zrobić zaraz jakieś głupoty, której będę żałować.
-Chcesz żebym została? - Spytała niepewnie.
Podniosłam głowę i na nią spojrzałam. Musiałam teraz pobyć sama żeby pomyśleć. Jak już uda mi się całkowicie uspokoić bo jak na razie to jestem na krawędzi.
-Nie. - Westchnęłam odwracając wzrok na ścianę przed sobą.
-Chcesz żebym poszła?
-Tak.
Spojrzałam na nią gdy wychodziła przez drzwi. Na jej twarzy widniał smutek. Zamknęłam oczy. Zrobiłam wdech i wydech. Nie mogłam pozwolić jej odejść. Nie po tym co się stało. Nie po tym co przeszła. I nie po tym co ze mną robi. Wydobywa ze mnie uczucia, których nigdy nie miałam i sprawia, że chce być dla niej lepsza. Więc nie mogę pozwolić na to żeby teraz wyszła.
Szybkim krokiem wyszłam z pokoju i zbiegłam po schodach na dół. Camila wychodziła już na dwór przez drzwi. Podbiegłam do niej. Złapałam za rękę i swoim ciałem przygniotłam ją do ściany tak żeby nie zrobić jej krzywdy. Popatrzyłam jej w oczy łącząc nasze usta w szybkim pocałunku.
-Nie odchodź. Zostań. - Szepnęłam prawie błagalnym tonem.
-Zawsze. - Odparła sprawiając, że na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
CZYTASZ
Love is Weakness ✔
Fanfiction"Od momentu gdy pojawiła się w moim życiu była moją słabością. Słabością, którą moi wrogowie mogą wykorzystać przeciwko mnie ale z której nie potrafię zrezygnować." Uwaga: Opowieść zawiera wulgaryzmy