Rozdział 4

1.7K 109 23
                                    

KATIE'S POV

Przez całe zajście na komendzie w Sydney, Tail musiał wracać szybciej niż planował. Tamten facet prawdopodobnie zrobił niezły bajzel i tak jak powiedział Daniels - ponownie go zamknęli. Najwidoczniej nie spodobało się mu to, że James wpakował go do więzienia na kilka lat.

Tail pożegnał się z Jamesem, a ja pojechałam z nim na lotnisko.

-Na mnie wkrótce już czas - odparł Tail, spoglądając na zegarek.

Jego samolot odlatywał za dokładnie pół godziny. Mieliśmy jeszcze kilka minut na rozmowę.

-Tak właściwie, to przyleciałeś tu - zaczęłam, ale brunet szybko mi przerwał.

-Dla ciebie. Musiałem cię zobaczyć.

-Oh, Tail - mruknęłam.

-Przepraszam cię - szepnął.

Zbliżyłam się do niego na tyle blisko, że dzieliły nas centymetry.

Poprawiłam jego kołnierz, potem kurtkę, której materiał zacisnęłam w pięściach.

-Nieźle namieszałeś, Smith.

To był ten czas, gdy on musiał już iść. Pracująca na lotnisku kobieta, poprosiła o ustawienie się w kolejce, zaczęło się sprawdzanie biletów i wchodzenie na pokład.

-Muszę już iść - szepnął - czy mogę liczyć na ten ostatni pocałunek?

Wciąż zaciskając jego kurtkę, przybliżyłam go do siebie. Złączyłam na niedługą chwilę nasze usta, po czym się odsunęłam.

-Wracaj bezpiecznie - powiedziałam, przytuliłam się do niego i nic więcej nie dodając, odwróciłam się i odeszłam.

~*~

JAMES POV

Byłem już spóźniony do pracy. Kolejka w kawiarni była niewyobrażalnie duża. Ale jeśli chodzi o kawę - zawsze poczekam. Trzymając w jednej dłoni mój poranny napój, a w drugiej dokumenty, zacząłem biec. Przeciskałem się przez ludzi na ulicy, by zdążyć na czas. Opuściłem torbę z papierami, usiłowałem się ją podnieść, co uniemożliwiali mi przechodzący ludzie. Gdy wreszcie udało mi się tego dokonać, wyprostowałem się, przez co wręcz zderzyłem się z jednym z przechodniów, a moja kawa poleciała prosto na ubranie. Ale nie moje.

-Najmocniej przepraszam! - zacząłem w kieszeniu szukać chusteczek.

-Uważaj jak chodzisz człowieku - warknęła, spoglądając na swoją białą koszulę.

Gdy wreszcie odnalazłem chusteczki, wręczyłem je w jej dłoń. Spojrzeliśmy się na siebie i wtedy oboje zaniemówiliśmy.

-Czy myśmy się kiedyś nie spotkali? - spytałem, unosząc jedną brew.

-Mam nadzieję, że nie masz przy sobie broni - zaśmiała się.

Była to ta sama kobieta, którą spotkałem w barze. "Spotkałem". Podczas strzelaniny. Cóż za zbieg okoliczności. Miała delikatnie falowane, kasztanowe włosy, które powiewały na wietrze i ciemnobrązowe oczy.

-Cholera, miałam iść na ważne spotkanie - ponownie spojrzała na swoją białą koszulę, na której widniała ogromna plama.

-Naprawdę przepraszam.

-Dobra, leć już, widać, że się śpieszysz.

Jednak ja wciąż stałem i w nią wpatrywałem.

-Mówię poważnie, poradzę sobie, jestem już dużą dziewczynką. No leć, James - zaśmiała się. - Tylko nie rozlewaj na ludzi kawę. I do nich nie strzelaj.

Porwanie: Odwet (cz. III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz