Rozdział 14

1.2K 93 6
                                    

JAMES POV

Katie cholernie dziwnie się zachowywała, coś było z nią nie tak. Tylko nie wiedziałem co.

-Nie możesz ze mną lecieć do Sydney.

-A to niby dlaczego? Co? - wydukała z niezadowoleniem w głosie.

-Mam już zarezerwowany i kupiony bilet. Niestety nie da rady, przykro mi.

Ona po prostu wyszła. Bez słowa. Była załamana. Nie miałem pojęcia co jej powiedzieć, nawet nie mogłem. Powinien zrobić to Tail. Za to ona nie powinna przychodzić do mnie z takim czymś, jak sprawy pomiędzy mną a Heather. Ja się nie wtrącam w sprawy jej i Taila, bo to po prostu nie mój biznes. Nawet o tym nie wspominam, bo wiem, że to mogłoby ją zdenerwować lub cokolwiek. Tak czy inaczej, mam inne sprawy na głowie. Ważniejsze niż to. Dzisiaj wylatuję z Michaelem do Los Angeles.

~*~

Zapinałem małą walizkę. Tak naprawdę byłem już gotowy. Wylot miałem za cztery godziny, zgodnie z ustaleniami - z Michaelem spotkam się na lotnisku.

Usłyszałem pukanie do drzwi. Nie chciałem się z nikim widzieć, a tym bardziej rozmawiać, ale poszedłem otworzyć.

-Heather?

-Mogę z tobą porozmawiać?

Nic nie mówiąc, po prostu otworzyłem szerzej drzwi. Przytaknęła i weszła do środka.

-Coś z pracą? Myślałem, że nie ma problemu z moim drobnym urlopem i - urwałem.

-To nie to.

Odwróciła się do mnie twarzą i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.

-Wiem, że coś kombinujesz - odparła.

-Słucham? Skąd to przypuszczenie?

-Jestem w policji, James, nie zapominaj o tym, że mam większą spostrzegawczość - podniosła kącik ust, ale od razu przybrała poważny wyraz twarzy. - Robisz to, bo chcesz dokończyć sprawy, czy dlatego, bo chcesz uciec od uczucia?

Wpatrywałem się w nią bez słowa. Jednak przerwałem moje milczenie.

-Nie ma to nic wspólnego z żadnym moim uczuciem.

-A czy takowe w ogóle istnieje? - Powiedziała cicho.

-Wiesz, śpieszę się trochę i jestem nieco zajęty, porozmawiamy później?

-Czy tamten wieczór cokolwiek dla ciebie znaczył? - Podeszła bliżej. - To, że rozmawialiśmy o wszystkim, śmialiśmy się razem. Myślałam, że między nami jest jakieś porozumienie.

-Heather, bo jest, ale ja...ale ja po prostu nie mam do tego głowy w tej chwili, okej?

-Dlaczego lecisz do Los Angeles? - Spytała, a mnie wręcz zamurowało. Nie odpowiadałem. - James, nie jestem głupia, widzę twój bilet na stole - wskazała na kawałek papieru. Westchnąłem.

-Już się przestraszyłem, że mnie stalkujesz czy cokolwiek - uśmiechnąłem się. - Nie mów proszę Katie, ona nie może się dowiedzieć. Po prostu jest sprawa z Sydney, którą muszę załatwić w Los Angeles. Tym razem jestem z tobą szczery.

-Czy to legalne? - Podniosła kącik ust.

-A gdyby nie było, skułabyś mnie teraz w kajdanki i zaprowadziła do aresztu? - Zaśmiałem się i Heather to odwzajemniła.

-Dobrze, nie chcesz powiedzieć o co chodzi, ale czy mogłabym ci jakoś pomóc?

-O nie, nie będę do tego nikogo mieszał.

Przytaknęła.

Pożegnałem się z nią i zacząłem powoli zbierać na lotnisko. W Los Angeles pójdziemy prosto do mieszkania Michaela i rozpoczniemy naszą misję. Niestety nie wymyśliłem żadnej ciekawej nazwy, dlatego będę mówił po prostu misja.

~*~

KATIE'S POV

-Heather, wiem, że nie powinnam ci mówić tego, co zaraz usłyszysz. Ale uważam, że zasługujesz na prawdę.

-Słucham ciebie - uśmiechnęła się i wzięła łyk herbaty.

Ostatnio zaczęłam rozmawiać z Heather. Zaprzyjaźniamy się. Właśnie przebywałyśmy w moim mieszkaniu. Przyszła zaraz po tym, jak odwiedziła Jamesa. Powiedziała mi, że poszła się z nim pożegnać przed wylotem. Jednak z nim nic się nie zmieniło.

-James kilka lat temu odnalazł swoją miłość życia. Kochali się, naprawdę było miło na nich patrzeć, ich relacja była piękna. Mieli też wspólną pasję. Motory, o tak, uwielbiali to, zawsze jeździli we dwójkę na motorze Jamesa - Heather podparła podbródek i wytężyła słuch. - Była to jego pierwsza poważna miłość. Zakochał się. James planował wspólny wyjazd z Jennifer. Tak właśnie miała na imię. Wsiedli na motor i wyjechali. Nie wrócili. Wypadek. James przeżył, Jennifer...nie. Umarła na miejscu, tylko wtedy on jeszcze tego nie wiedział, bo był nieprzytomny. Obudził się w szpitalu, ja siedziałam obok. Tylko ja. Ponieważ gdy nasi rodzice jechali na miejsce wypadku Jamesa, sami mieli wypadek. To nieprawdopodobne i brzmi absurdalnie, wiem. Ale właśnie wtedy James dowiedział się, że nie żyją. Jennifer. Rodzice. Ja już wiedziałam, byłam tak załamana, że nie dopuszczałam do siebie tego, że już nie zobaczę mamy i taty. Byłam pewna, że zaraz przyjadą. Właśnie od śmieci Jennifer wszystko się zaczęło. I od tamtej pory James nie był w związku. Dla niego liczyła się tylko Jennifer.

~*~

hhidden11

Porwanie: Odwet (cz. III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz