Rozdział 25

1.4K 85 11
                                    

JAMES POV

To był koniec. Koniec z mafią, koniec z wszystkim. Katie już z nami nie ma. Tak naprawdę to wciąż do nas nie dotarło - tak jakby się nie stało.

Próbowaliśmy aresztować grupę przestępczą Clintona, by raz na zawsze zakończyć sprawę i po to, by Michael mógł normalnie żyć. Tymczasem on niedługo będzie miał rozprawę, a my będziemy mieli...pogrzeb. Nie, to dla mnie nie jest realne, że będę chował moją własną siostrę. Katie miała całe życie przed sobą. 

Siedzieliśmy w szpitalu. Stąd mieli przewieźć zwłoki Stevena i Briana do patologa. Tail siedział pod ścianą, nogi miał podkulone, ręce oparł na kolanach. Podszedłem do niego i zająłem miejsce obok na podłodze. Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy.

-Nie wierzę, że jej nie ma - mruknąłem. - Po prostu to nie dociera do mnie, że już jej nie zobaczę.

-Chciałem się jej oświadczyć, planowałem to po raz drugi prawdę mówiąc - zaczął mówić bardzo cicho. - Chciałem byśmy kupili dom, założyli rodzinę. Nie potrzebowałem innej kobiety w życiu niż Katie - pociągnął nosem i przetarł zmęczoną twarz. - A teraz? Teraz zostałem z niczym.

-Nie jesteś z niczym, masz mnie.

-Ty przynajmniej zdążyłeś się oświadczyć, ja nie.

-Nie potrafię opisać co czuję po utracie siostry. Ale powiem ci coś innego. Z pewnością pamiętasz Jennifer. Wiesz dlaczego wstąpiłem do policji? Dzięki niej. Jednak do dziś na sumieniu mam jej śmierć i rodziców. I teraz jeszcze Katie.

-Nie możesz brać na siebie odpowiedzialności za każdą śmierć, James - powiedział i wstał. - Chcę zostać sam, nie idź za mną - rzucił i wyszedł ze szpitala.

Heather próbowała pocieszać Taila zanim tu przyjechaliśmy. Jest naprawdę załamany. Jak i ja. Trzymam się tylko i wyłącznie dzięki niej. Gdyby nie było tu Heather, nie poradziłbym sobie z tym. Żyłbym tylko tym momentem. A Katie by tego nie chciała.

Pojechałem do aresztu, gdzie był Michael. W związku z tym, że byłem przypisany do śledztwa, które wznowiłem, musiałem przejrzeć jego zeznania. Mijały się z prawdą. Powinien powiedzieć, że ja z nim współpracowałem, nie zasługuję na żaden awans na komendzie, za to zasługuję na bycie ukaranym.

Poszedłem na widzenie. On już na mnie czekał.

-Śmierć Katie to moja wina. Gdybym nie wciągnął cię w to wszystko, nic by się nie wydarzyło.

-Michael, to już nie ważne. To koniec - mruknąłem.

-Jedyne o co proszę, to chcę abyś odnalazł moją matkę w Stanley w Północnej Dakocie i powiedział jej wszystko. Nazywa się Anna.

Przytaknąłem. Nie prosił o wiele, byłem w stanie poinformować ją o wszystkim.

-Jeśli chodzi o pieniądze, wiem, że przed tym wszystkim zapłaciłem tylko połowę, drugą część...

-Nie chcę żadnych pieniędzy - przerwałem mu. - To koniec, Mike, skończyliśmy - wstałem z miejsca, wziąłem dokumenty i poszedłem do wyjścia.

Finnick dał mi wolne. Heather przeprowadziła się do mnie. Zapewniałem ją, że to może poczekać, ale ona nie chciała zostawić mnie samego w tym momencie. Taila ostatni raz widziałem w szpitalu. Nie kontaktował się ze mną. Co gorsze, znaleźliśmy go w barze. Palił tam papierosy i pił alkohol. Po prostu załamał się. Powiedział, że nie jest w stanie wrócić do mieszkania Katie. Przygarnęliśmy go i zabraliśmy do nas. W najbliższym czasie miała odbyć się ceremonia dla Katie. Dokładniej za kilka dni. Stwierdziliśmy, że jej ciało spocznie w Bostonie. Tail się zgodził.

Na cmentarzu zebrało się trochę ludzi - przyjaciele Katie, pierwszy przyszedł Jackson, wyglądał na cholernie załamanego. Przyszli wszyscy z jej pracy, z mojej komendy. Przyleciało kilka osób z Sydney. Nie spodziewałem się tego. Ku mojemu zdziwieniu, Tail wyszedł na środek. Nie sądziłem, że będzie chciał przemawiać, przynajmniej tak mówił. Ubrany był w garnitur, jego włosy były w nieładnie, twarz wyglądała na bardzo zmęczoną. Zaczął. Powiedział, że była jego pierwszą prawdziwą miłością i zapewne już ostatnią. Sprawiała, że przy niej był szczęśliwy. Mówił, że była niesamowitą kobietą, dobrym człowiekiem. Widziałem w jego oczach łzy.

Po pogrzebie płakałem. Siedziałem z Heather, która starała się podtrzymać mnie na duchu. Nie mogłem się załamać, próbowałem być silny. Nie widziałem się z Tailem, poszedł gdzieś.

Przywitałem się z Danielsem i resztą, która zgromadziła się na ceremonii. Gdy poszliśmy do mojego mieszkania, Daniels powiedział mi o planach Taila. Pojechał się spakować, wraca do Sydney. Zaskoczył mnie ten fakt, zamieszkał tutaj już jakiś czas temu, byłem pewien, że z nami zostanie.

~*~

Musiałem być na procesie Michaela. Nawet nie miałem ochoty czy potrzeby, aby tam pójść.

Zdjęli mu kajdanki, ubrany był dosyć elegancko. Prawdę mówiąc, to musiał, przecież to jego proces. Po półgodzinnej rozprawie, mieliśmy usłyszeć wyrok.

-W związku za współudział w grupie przestępczej, przy handlu narkotykowym oraz licznym zabójstwom, sąd uważa Michaela Clifforda za winnego i skazuje na dożywotnią karę pozbawienia wolności.

~*~
Od razu wstawiam epilog kochani

hhidden11

Porwanie: Odwet (cz. III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz