Rozdział 5

1.6K 106 5
                                    

KATIE'S POV

James wydawał się jakiś dziwny. Stwierdziłam, że był wyczerpany, nie chciałam go jeszcze bardziej męczyć. Wyszłam z mieszkania na moje spotkanie.

Na początku chodziłam tylko i wyłącznie na terapię grupową, jednakże o niektórych sytuacjach nie potrafiłam rozmawiać wśród innych, dlatego podjęłam się również indywidualnej z tą samą terapeutką, jaką jest Moira Clay. Lecz to nie spowodowało, że zrezygnowałam z grupowej, związałam się z tamtejszymi ludźmi, lubię z nimi przebywać. Siadamy na krzesłach w kółku i rozmawiamy o tym, co się nam ostatnio przydarzyło, jak się czujemy, możemy nawet coś opowiedzieć, cokolwiek. Na indywidualnej wygląda to bardzo podobnie. Prowadzę rozmowę z terapeutką, zaczynałam od moich początkowych, traumatycznych przeżyć, aż do samego przylotu tutaj. Jest kilka szczegółów, o których nikt nie wie i nikt się nie dowie, część mnie nie chce ich z siebie wypuścić. Nie wspominam o tym, co się działo ze mną i tamtymi pozostałymi dziewczynami, z którymi byłam zamknięta w starym magazynie. Zamknęłam to w swojej głowie i już do tego nie wracam, nie myślę o tym, bo nie chcę. Wiele ludzi tutaj zna moją historię z Sydney, a przynajmniej większość niej.

Gdy już się wszyscy zebraliśmy, zaczęliśmy. Na naszej terapii jest sześć osób łącznie ze mną, było więcej na początku, kiedy tu przyszłam, ale duża część zaczęła rezygnować, stwierdzili, że zakończyli ten etap w swoim życiu. Dla nich dobrze. Poza naszą terapeutką Moirą, są obecni na spotkaniach Roy, Chelle, Bethany, Alex, Aiden, z czego ta ostatnia trójka to moi przyjaciele. Obok mnie siedziała Beth - wysoka blondynka o niebieskich oczach, chodzi na spotkania z powodu depresji, z którą się zmaga, ale jest z nią zdecydowanie lepiej. Gdy tu przyszła, była wyniszczoną osobą, załamaną psychicznie. Terapia zdziałała cuda. Po mojej lewej siedział Aiden - szczupły szatyn z pięknym uśmiechem, który pokazał dopiero niedawno. Nie widział sensu życia, wręcz nienawidził życia. Stało się tak, gdy stracił wszystko, co miał. Nie będę się wydawać w szczegóły. Jednakże, leki i terapia również mu pomogły - jak i w moim przypadku. Dalej siedział Alex, zmagający się z bezsennością i zaburzeniami lękowymi. Podobnie z Chelle - niską, o nieskazitelnej urodzie ruda kobieta. Roy - najmłodszy z nas, średniego wzrostu blondyn natomiast nie radzi sobie ze stratą rodziców. Zginęli, on został sam.

My wszyscy z czymś się zmagamy, w sobie. Każdy czasami potrzebuje wsparcia. Masz problemy? Udaj się do specjalisty, to żaden wstyd, jak to wielu ludzi niestety postrzega w ten sposób. Mimo to, że ja i kilku moich przyjaciół zmaga, bądź zmagało się z poważanymi problemami, nie czyni z nas ludzi umysłowo chorych. Czy to, że przyjaźnię się z depresantką, czy schizofrenikiem oznacza, że jesteśmy czubkami? Nie. I nigdy nie dajcie sobie tego wmówić. Do psychologa, bądź psychiatry nie chodzą tylko osoby, które mają nierówno pod sufitem. Zapamiętać!

Tym razem swój monolog na terapii zaczęłam ja.

-Postanowiłam zamieszkać sama. Co prawda, jeszcze nic nie znalazłam, ale jestem pewna, że to zrobię. I jeszcze jedno. Tail przyleciał. Nie wiedziałam w jakim celu, ale chyba wszyscy się domyślają. I co gorsza, wydaje mi się, że uczucie do niego wróciło.

JAMES POV

-Michael? - omal szklanka whisky wypadła mi z ręki. - Przecież ty nie żyjesz!

-Właściwie to Matt Clover - odparł.

-Co ty pieprzysz człowieku?!

Wyminął mnie i wszedł do mieszkania, a ja zamknąłem drzwi.

-Jakim cudem? Jak?! - unosiłem głos coraz bardziej.

-James cholera, uspokój się, wszystko wyjaśnię.

-Zmieniam się w słuch, Matt - podkreśliłem jego imię.

-Ukrywam się. Szukałem ciebie, dowiedziałem się, że jesteś w Bostonie i przyleciałem tu z Los Angeles.

-No świetnie, mieszkasz w Los Angeles. Nieźle budujesz napięcie.

-Chciałem ci podziękować, za wszystko.

Parsknąłem śmiechem.

-Czekaj, bo chyba nie łapię. Szukałeś mnie, żeby mi podziękować, podczas gdy byłem pewien, że jesteś martwy? 

-Chcesz wiedzieć jak było? Upozorowałem to. Wbiłem nóż w miejscu, gdzie wiedziałem, że mnie to nie zabije. Zatrzymało się moje serce, to tyle. Widać było, jakbym naprawdę był trupem. Teraz pewnie się zastanawiasz jakim cudem, bo miałem sekcję zwłok. Pewnie by się udała, gdybym nie obudził się na czas. Więc gdy przyszedł patolog, zagroziłem mu. Ten nikomu nic nie powiedział. Potem uciekłem. Nikt nie zauważył.

Gdy skończył, uderzyłem go pięścią w twarz tak mocno, że upadł na ziemię. Dotknął dłonią okolicy nosa, gdzie krwawił.

-Nie wierzę - fuknąłem.

-Clinton by mnie zabił, zrozum!

-Clinton nie żyje. Możesz już wyjść.

-James, proszę. Wiem, że na nikogo innego nie będę mógł liczyć.

-Co masz na myśli?

-Ukrywam się. Gdzieś tam wciąż jest grupa Clintona, a ja nie mogę normalnie żyć gdy oni są na wolności. Dlatego zmieniłem dane. Mam fałszywy dowód, paszport. Zmieniłem odrobinę wygląd.

-Gdybym nadal był gliną, pewnie bym cię w tym momencie aresztował, ale teraz mam to gdzieś. I co dalej? Wyleciałeś do Los Angeles - wypiłem całą zawartość whisky ze szklanki.

-Niezupełnie. Poleciałem tam, bo dowiedziałem się, że znajdę tam całą mafię. Obserwowałem ich przez kilka miesięcy.

-Tak jak śledzilłeś mnie - mruknąłem. Spojrzał na mnie i kontynuował, nie zaprzeczając. Więc wszystko jasne.

-Wiem kto już nie żyje, a kto nam został.

-Nam?

-Chciałbym cię poprosić o przysługę - mruknął blondyn.

-O nie nie nie, co to, to nie.

-James, kurwa. Proszę cię, jesteś ostatnią osobą, jaka mi pozostała.

-Nie jestem, Michael. Radź sobie sam. Ja się w to nie mieszam. Skończyłem z tym, mam normalne życie, nie będę więcej wracał do przeszłości. Nie nachodź mnie więcej, Michael, tym bardziej po tym wszystkim, co zrobiłeś. A teraz już idź - szedłem w stronę wyjścia i już otwierałem drzwi, ale ten przetrzymał je i trzasnął nimi.

-Wiem, że masz problem z kasą. Zapłacę ci, tyle ile będziesz chciał w zamian za pomoc. Sto tysięcy? Dam ci tyle. Opłacę ci lot do Los Angeles. Sam sobie z tym nie poradzę.

Wpatrywał się chwilę we mnie, a ja w niego. Przez moment staliśmy w ciszy.

-Nie będę pochopnie decydował - otworzyłem drzwi - zastanowię się - dodałem, on wyszedł, a ja je zatrzasnąłem.

~*~ 
Wiem, że rozdział powinien być we wtorek, ale z okazji Wielkanocy wrzucam dzisiaj, Wesołych Świąt! :)

hhidden11

Porwanie: Odwet (cz. III) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz