Czy jest coś gorszego od naiwności?

2.6K 151 9
                                    

Powiem tak... Pisałam ten roździał od momętu kiedy Kludia zamyka drzwi do słów ,,czekaniem na koniec" (zrozumiecie jak przeczytajcie ;) ) przy piosence Calls me home nightcore. Nie wiem czy wam się spodoba ta część bez tej piosenki, bo głównie dzięki niej ona powstała. Jeśli macie ochotę, przycztajcie tę część przy tej piosence... Miłego czytania :)
Ps sorki za powtórzenia 😆

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Minął tydzień od kiedy uciekła ze Stark Tower. Tydzień, siedem dni. Siedem nocy, w których podczas snu budziła się gwałtownie  czasem mając na policzkach łzy. Czując swoją bezradność zasypiała znów próbując usunąć obraz wujka ,,wyrzucającego ją" z jej dotychczasowego domu. Miejsca, w którym miała czuć się bezpiecznie i być jego częścią.  Bez zmiennie od tych siedmiu dni wychodziła ze sporej budki na starym placu zabaw ubrana w firmową białą koszulę i swoje czarne spodnie. Pracowała jako kelnerka i częściowo kucharka. Praca może nie bardzo trudna, ale często monotonna i męcząca. Starała się jak mogła by dobrze pracować i być zawsze uśmiechnięta, dzięki czemu prakycznie za każdym razem dostawała napiwki. Ledwo utrzymywała uśmiech gdy musiała podejść do szczęśliwej rodziny i przyjąć od nich zamówienie parząc na ich szczęście... Zamykając drzwi uroniła łzę. Czuła jak na nowo coś w jej klatce piersiowej pęka, i odłamki tego czegoś spadają, spadają powoli w dół... Pochyliła się by schować klucz i nie mogła już, nie mogła... Upadła na kolana zaczynając płakać. Zakryła twarz dłońmi i pozwoliła sobie na jeden krzyk. Jeden odgłos bólu, który mówił wszystko, cały ból, który wysysał z niej życie i siły . Jeden dźwięk oznaczał wszystko co przeszła. Jej ciałem wstrząsnęła kolejna fala płaczu, ale nawet nie próbowała się powstrzymywać. Nie płakała, ponieważ była słaba. Łzy spadały w dół, bo była silna za długo. Kolejna łza spadła na ziemię. Dziewczyna pogrążona była w rospaczy. Teraz dopiero poczuła co to znaczy być naprawdę odrzuconym, bo miała rodzinę, którą straciła, ale potem poczuła się potrzebna. Potrzebna światu? Nie... Potrzebna jedej osobie, potrzebna komuś tylko dlatego by po prostu była obok. By samą swoją obecnością dawała komuś ulgę... Po raz pierwszy od dawna poczuła się bezpieczna i potrzebna... Nie chciała kryć swojego bólu, już nie. Tygodnie nauki zakładania maski, udawania szczęścia i radości... Dawania siły innym chodź sama jej nie miała, tak to życie w Polsce... Potem śmierć rodziców... Nie miała po co żyć... Skoczyła z mostu, bo dla nikogo już nie musiała się starać być silną, pokazywać, że dla niej wszystko to nic. Dawać swoją pewnością pewność innym... Wypłynęła i leżała... Starała się mimo braku sił... Z drobną nadzieją, odrobiną tak żadkiego uczucia... Dotarła tu i co? Kolejny krzyk wydobył sie z jej gardła lecz tym razem w innej postaci. Tym razem to był ostatni dźwięk, który usłyszą inni... Uwierzyła, naprawdę uwierzyła, że dla kogoś coś znaczy. Że nie jest na świecie sama, bo jest dzieckiem... Dzieckiem, które poterzebuje miłości... Nadzieji... Dała sobie wmowić, że nie musi już szukać... Wstała i opatulając się rękoma ruszyła chwiejnym krokiem w stronę starego placu zabaw... Nie miała już siły na to wszystko. Po co jej pokazywał, że może się czuć częścią jego domu, jego samego... Po co !? Weszła przez bramę do jej domu, nowego domu... Przewróciła się upadając na trawę lecz nie podniosła się, bo po co? Po co... Po co próbował jej wmówić, że wszystko moze być dobrze ! Po co kazał jej uwierzyć, że ktoś może ją kochać!? Nie nawidziła go za to, że dał jej nadzieje, a potem ją odebrał... Zabrał, wyrwał zaczynające na nowo bić serce... Chciała jednego, chciała umrzeć. Nie ma dla kogo żyć,a żyć dla sobie to nie życie. Chciała umrzeć by nie czuć bólu, bólu, który roździerał ją od środka. Trawił od dawna nie dając szansy na wynurzenie się, na jeden wdech... Bólu, który przyszedł wraz z wydartą nadzieją, wraz z porzuceniem, z odrzuceniem przez osobę, którą kocha. Która nie kocha jej... A obiecywała ! Dała jej nadzieję, tę cholerną nadzieję ! Chęć życia ! Ta sama osoba odebrała jej wszystko... Wszysto co potrafiło dać jej płomyczek nadzieji... Wszystko... To wszystko... Nie ma... Kolejne łzy wsiąkały w ziemię, która była. Po prostu była. Jak by natura łączyła się z nią w rozpaczy, zaczął padać deszcz, który spływał jakby potokami łez po każdej żeczy w opuszczonym placu zabaw... Dziewczyna odwróciła się na plecy, wystawiając czerwone oczy na pastwę kropel leczących  wysoką temperaturę jej skóry. Nie wiedziała czy to możliwe, ale deszcz zabrał małą cząstkę jej bólu. Bólu trawiącego resztę serca, które wyrwał Tony... Rozluźniła zaćiśnięte przez cały czas powieki i przestała zaciskać pięści wbijając sobie przy tym paznokcie... Ból fizyczny nie jest porównywalny do tego, który czujemy duszą nie ciałem. Leżała tak w deszczu, na trawie nie mając siły wejść pod dach, nie mając ochoty już na nic poza czekaniem na koniec. Nie zwracała uwagi na nic innego prócz kropel deszczu spływających po jej czerwonych policzkach mieszających się w dużej ilości z jej łzami, czystego nie przerwanego szumu... Nagle poczuła jednak jakieś drgania na ziemi. Czyjeś kroki..? Nie, trudno. Dosyć już siły, dosyć...

-Och, cóż to... Jest, jest !-usłyszała czyjś głos... Znany jej? Nie wiedziała, nie myślała o tym. Ktoś wziął ją na ręcę i otulił jakimś materiałem, po czym poczuła nagły podmuch powietrza. Uchyliła nieco powieki i zobaczyła... Śmigłowiec..? Nie miała jak przyjrzeć się mu dłużej, bo straciła przytomność.

...Dzień później...

Pip.Pip.Pip.-Dziwne pikanie obudziło Klaudię. Przetarła ręką oczy, lecz czując ból  przy tym ruchu cofnęła dłoń. Spojrzała na swoją rękę... Welflon..? Rozejrzała się szybko do okoła. Była  w szpitalu? Usiadła na łóżku próbując zneutralizować ból głowy, spowodowany napływającymi wspomnieniami. W końcu po wstępnej analizie jej mózg podpowiedział jej wniosek. : Poddała się, nie mając już siły, nadzieji i dla kogo żyć. Bo znów wszystko straciła.  W takim razie dlaczego jest w szpitalu? Pojawił jej się w pamięci głos i helikopter... Potrząsnęła głową i sięgnęła ręką do szafki szukając jakiejś wody. Kiedy jej dłoń natrafiła na jakąś folię spojrzała co to jest. Otworzyła oczy z niedowierzania. Cała szafka i spora część podłogi koło łóżka była w różnych słodyczach, prezentach, balonach i Bog jeden wie w czym jeszcze.

-Coś mnie ominęło..?-mruknęła marszcząc brwi.

-Tak jaaaakby-ktoś przeciągnął się za nią. Wystraszona odskoczyła i gdyby nie fakt, że łóżko było spore i złapała sie za jego ramę skończyła by na podłodze. Odwróciła głowę w stronę źródła głosu. Na krześle siedział... Po jej policzku spłynęła łza, a za nią pojawił się nikła uśmiech. Nie znali jej dobrze, a siedzili tu wyglądając na naprawdę zmęczonych. Clint uśmichał się do niej, tak jak siedzący obok niego Thor, doktor Banner, Steve i Natasha. Chwilowy uśmiech zszedł jednak z jej twarzy kiedy uświadomiła sobie brak jednej osoby. Wszyscy wstali i podeszli do niej. Zanim powiedziała choćby słowo przytulili ją. Nie oddała jednak gestu nadal siedząc sztywno. Jak jedno każdy odsunął się z westchnieniem.

-Co się stało?-zapytała   zwykłym, obojętnym tonem.

-Miałaś wyziębiony organizm, rany na dloniach, byłaś cała przemoczona oraz odwodniona.-powiedział Bruce patrząc na ciebie ze współczuciem.

-Bywało gorzej.-odparłaś zimno. Nie było go... Tym lepiej. -Mogliście mnie tam zostawić. Miałam i mam dość. Nie mam nikogo więc nie mam jakiejś szczególnej ochoty by żyć. Dziękuję za pomoc,kiedy dostanę wypis?-zapytałaś jak bys rozmawiała o pogodzie. Łucznik złapał cię za ramona i mocno tobą potrząsnął.

-Obudziłaś sie już? Fajnie, bo przez sen gadałaś jakieś głupoty. Masz nas przecież.

-Miałam rodzinę w Polsce, która zniknęła. Miałam rodzinę tutaj, zniknęła. Nie nabiorę sie po raz kolejny. -powiedziała twardo lecz odwróciła głowę i dodała szeptem- Nie dam już rady, po prostu już nie.

-Jeśli co cię pocieszy, kiedy wczoraj dowiedzieliśmy się, że wyrzucił cię z wieży, Stark miał na swoje szczęście swój kostjumik, bo nie wiem czy szpital był by mu już potrzebny.-powiedział Clint udając zamyślonego, na co Klaudia parsknęła.-I to jest już jakiś początek.-powiedział wyszczeżając sie do niej.

-Nie znoszę cię.-mruknęła krzyżując ręce na piersi powstrzmując lekki uśmiech.

-Ja ciebie też-mrugnął do swojej b-f-f na co ta wywróciła oczami paarskając śmiechem. Thor przyniósł na jej łóżko kilka toreb słodyczy i sam zaczał jej odpakowywać.

-Emm, to chyba moje-powiedziała dziewczyna powstrzymując kolejny śmiech widząc mężczyznę opychającego się żelkami.

-Trzeba się dzielić !-powiedział wydymając wargę na co wszyscy sie roześmiali. Chwilową atmoswerę przerwał głuchy dźwięk. Przerwało pukanie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobra, kiedy pisałam o tej kłótni, takie łał, ale ten roździał... Sorki wszystkim wam, za takie coś. Całkowity brak weny!😭😭😭
Pisałam to chyba że cztery razy 😤😥😡

Bratanica Stark'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz