Rozdział 7

154 17 41
                                    




Trzy dni później

– Gdzie wychodzisz, Sasha? – Mama mnie zaskoczyła, łapiąc, kiedy akurat opuszczałam mieszkanie.

– Do Ally, będziemy się uczyć. – skłamałam, mając nadzieję, że mi uwierzy.

Pokiwała głową i powiedziała, żebym była w domu przed kolacją, na co się zgodziłam. Wyszłam z domu i skierowałam się do przychodni, mając nadzieję, że spotkam po drodze Justina, który mnie podwiezie na miejsce. Znany mi już z tej feralnej nocy szum drzew powrócił, kiedy szłam po liściach, które trzeszczały pod stopami.

W ciszy modliłam się, mając nadzieję, że nie jestem w ciąży. Byłam zbyt młoda; miałam wciąż całe życie przed sobą. Jestem typem dziewczyny, która zawsze patrzy na nastolatki w ciąży z odrazą, a teraz sama będę taką? Nie mogłam nią być, nie byłam taka jak one...

Zauważyłam Range Rovera, który podjechał do mnie, i kiedy osoba w nim opuściła szybę, mogłam ujrzeć chłopaka ze znajomym zawadiackim uśmiechem. Poklepał siedzenie pasażera, mówiąc, abym wsiadła. Posłusznie otworzyłam drzwi od samochodu i usiadłam na miękkim siedzeniu obok niego.

– Cześć, dzięki, że przyjechałeś. – wymamrotałam, bawiąc się pasmem moich blond włosów.

– Nie martw się; to wszystko jest moją winą.

To sprawiło, że poczułam się w tej chwili okropnie, to nie była niczyja wina. Nie chciałam, aby obwiniał się za sobotnią noc, nawet jeśli cokolwiek się wydarzyło, bądź nie.

– Justin, nie obwiniaj się. Byliśmy pijani, nikt nie jest temu winny.

Dał mi wdzięczny uśmiech, zanim jego wzrok powrócił na drogę przed nami. Dzisiaj było pochmurnie, pogoda tworzyła powłokę nieszczęścia nad miastem. Spojrzałam na radio, przyglądając się, jak Justin szuka odpowiedniej stacji radiowej. Ustawił stację, na której leciało 'OMG' Ushera, które ostatnio było dosyć popularne.

Got me like oh my god! – zaśpiewał, powodując u mnie chichot.

– Aż tak źle? – zapytał, udając, że jest mu przykro.

Miałam mu się za to odpłacić, lecz powstrzymałam się. Tak szczerze, to nie był taki zły. Był dobry... Naprawdę dobry...

– Śpiewaj dalej. – nalegałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.

Baby let me love you down, there's so many ways to love you, baby I can break you down. – Kontynuował, trafiając idealnie w każdą nutę.

– Justin... Jesteś bardzo dobry.

– Tak sądzisz? – Zapytał z uśmiechem.

Przytaknęłam.

– Masz talent.

Parę piosenek później, zatrzymaliśmy się pod przychodnią. Zaczynałam czuć mdłości, nigdy nie byłam tak zdenerwowana. Jeśli tydzień temu, ktoś by mi powiedział, że będę szła sprawdzić, czy nie jestem w ciąży z Justinem Bieberem, wyśmiałabym tę osobę. Teraz byłam tu z ostatnią osobą, którą chciałabym w tej chwili tu być. Nie był taki zły, ale wciąż nie chciałabym zakochać się w kimś takim jak on, łamaczem serc. Co, jeśli jestem w ciąży? Miałabym od niego wsparcie, jeśli okazałoby się, że będę miała dziecko? Czy musiałabym zajmować się sama dzieckiem w wieku siedemnastu lat?

Usiadłam na krześle i cierpliwie czekałam na swoją wizytę, bawiąc się palcami. Nie mogłam przestać się martwić, o to, co się może stać.

Błagam, nie chcę być w ciąży; chciałabym być wciąż dziewicą...

– Poczytasz jakąś gazetę? Wyglądasz na naprawdę zestresowaną... może to na chwilę odsunie twoje myśli od tego wszystkiego... – zaproponował Justin, podając mi magazyn modowy.

Trust Issues // tłumaczeniePLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz