5.najważniejszy świadek

21 9 5
                                    

Wróciłem do wynajmowanej kawalerki. Cały mokry, przesiąknięty deszczowymi kroplami, żalem, strachem, niedowierzaniem. W mieszkaniu panował chlew. Wszędzie lezały pękniete kolorowe balony, serpentyny, dwa pudełka pizzy i butelki wódki. Na jednej z kanap spał Zack ze swoją karmelową dziewczyną, a na drugiej dwie inne dziewczyny. Każda miała na sobie tylko bielizne. W tle grała jedna z płyt pochodząca z dziesięcioletniej kolekcji Zacka.

-Pobudka! - zacząłem klaskać w dłonie.

- O co chodzi? - przebudziła się jedna z pólnagich dziewczyn

-Czego drzesz morde, frajerze.. - obudził się Zack

-Zbieraj panienki i sprzątaj ten chlew.

-Co w Ciebie wstąpiło?

Zignorowałem go i poszedłem do swojego pokoju. Tam na szczęscie panował ład. Wybrałem numer do kilku osob z sylwestra.

Nikt nie odebrał. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi.

Nie miałem sił by wstawać. Liczyłem na to, ze otworzy moj porządkowy współlokator.

- Danny!? - zawołał jakby upewniejąc się czy tak mam faktycznie na imie.

Z ciężarem wstałem i podszedłem do drzwi wejsciowych.

-Wyzszy aspirant Leonard Jacobson, jest Pan podejrzany o kradzież złotej figury i o włamanie się na uczelnie...

-Proszę, aresztujcie mnie. - przerwałem z obojętnoscią.

Spojrzeli na mnie osłupieni.
Zacząłem się desperacko smiać.
- Jestem idiotą. -powiedziałem do siebie.

Zack prychnął, a dziewczyny stały zaciekawione.
- O ironio, uczy się prawa, a nie wie, ze nie wolno krasc?
-Zamknij się. Jeszcze zobaczymy jak to się skończy. Na to wyglada, ze wychodzę. Posprzataj tu. - powiedziałem, a ironiczny usmiechł automatycznie zgasł z mojej twarzy.

--------------------------------
-Czy przyznaje się Pan do kradzieży?

-Nie.

-A do włamania?

-Tak. Byłem całkowicie nietrzezwy, głodny przygód i wykonywałem wyzwanie jakie mi zadano w grze potocznie zwanej ,,butelką". - siedziałem wyluzowany i pewny siebie co chwile rażąc funkcjonariuszy swoim łobuzerskim usmiechem. Zdałem sobie sprawę, ze nie mają na mnie zadnych dowodow, a reszta swiadkow na pewno zauwazyla faktycznego zlodzieja i prędzej czy pozniej policja dowie się prawdy.

-Interesujące, gdyż wszyscy swiadkowie twierdzą, że to byłeś Ty.

-Wszyscy?
-Dokładnie.

Czułem jakby coś zamroziło mnie od srodka i jakis ciężki gruby młot rozbił po chwili ten lód miazdząc wszystkie narządy.

-Niemożliwe! Ktoś ich przekupił! Dowiodę tego!- wydarłem się z bezradnosci uderzając pięsciami o blat.

Nagle ktos zapukał do drzwi.
-Komendancie przybyła Pani Layla. - rzekł inny mundurowy z nieco cieplejszym wyrazem twarzy niż ten mnie tutaj przesłuchujący. - Ta Pani chce złozyc zeznania dotyczące tej sprawy.

-Layla. - powiedziałem do siebie czując się nieco lżej.

Nagle w mojej glowie pojawiła się retrospekcja wydarzeń. Layla tamtego wieczoru uciekła, nie było jej. Jak mogła byc swiadkiem tego wszystkiego? A moze ona jako jedyna we mnie wierzy i po prostu chce mi pomoc? - myslałem.

- Proszę ją tutaj poprosic.

Usłyszałem dzwięk obcasów do sali wpadła Layla z przejętym wyrazem twarzy. Miała na sobie długi skórzany płaszcz, a jej mysie włosy były spięte w niestaranną kitkę.

- Pan opusci pomieszczenie. - powiedzial komendant.

Layla podeszła i poglaskała mnie po ramieniu.
Nasze spojrzenia się spotkały jej wzrok mówił ,,Nie jestes sam". Co dodało mi ogromnej otuchy.
Wyszedłem z sali.

Na korytarzu stał Harold.
- Jak się trzymasz? - zapytał.
- Bywało lepiej. -skrzywiłem się.
-Layla..ona Cie z tego wyciągnie. Wszystko wie.
- Jak to?

-Musimy isc. - rzekł jeden z mundurowych

- Będzie dobrze. - powiedział Harold.

Cholera, co Layla widzi w tym gosciu. Trzyma w napięciu, ma okularki jak Harry Potter i ten jego staro angielski sposob ubierania się.

- Obyś miał rację.

-

Pink ChocolateOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz