To jest ten dzień. W tym dniu spełnią się wszystkie moje marzenia. Od tego dnia będę szczęśliwy i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Nawet sam Voldemort nie zniszczy mojego szczęścia. Szczęścia, które stworzę razem z Lily i Harrym, jej synem... teraz już naszym synem. Tuż po przebudzeniu ogarnęły mnie cudowne emocje połączone mimo wszystko ze strachem, obawą, lękiem.
Jako przykładny śmierciożerca wstałem i przygotowałem się na spotkanie z Czarnym Panem, który chciał wydać kilka rozkazów na najbliższe dni. Potrzebował również pomocnika... Jako jego prawa ręka miałem ogromne szanse, by iść wraz z nim wieczorem wykonać zadanie, bardzo ważne zadanie dotyczące dziecka z przepowiedni.
Gdy dochodziłem do miejsca zobaczyłem jak śmierciożercy wychodzą z domu Lucjusza. Czyżbym się spóźnił? Niemożliwe... - Lucjuszu - krzyknąłem - dokąd wszyscy idą? Przecież za 5 minut jest spotkanie z Czarnym Panem? Czy chcecie narazić się na jego gniew?
- Nie dostałeś informacji? Spotkanie było przełożone na dwie godziny wcześniej. - odparł lekko zirytowany i szybko odszedł
Pełen niepokoju wszedłem do salonu, w którym zazwyczaj odbywały się spotkania i zobaczyłem, że na swoim miejscu siedzi Voldemort. Wyglądał jakby na kogoś bardzo długo czekał, ale na jego twarzy nie rysowała się wściekłość, a to wprawiło mnie w jeszcze większe zdziwienie.
- Panie, ja nie wiedziałem, że spotkanie jest przełożone... - powiedziałem zimnym, pozbawionym uczuć głosem
- Ja zrobiłem to specjalnie. Miałeś się nie dowiedzieć o zmianie, ale jak widać moi pozostali słudzy są beznadziejni, gdyż nie potrafią wykonać najprostszego zdania. Dlatego to Ty, Severusie jesteś moją prawą ręką. Dlatego chcę, byś Ty poszedł ze mną dziś wieczorem... zabić mojego małego, nowonarodzonego wroga.
Pierwszy raz poczułem radość na słowa Voldemorta. - Dziękuję Ci Panie, to ogromny zaszczyt służyć razem z Tobą, to niespotykane wyróżnienie pójść z Tobą na tak ważne zadanie. - powiedziałem z miną pozbawioną jakiegokolwiek wyrazu
Czarny Pan powoli okrążał stół patrząc gdzieś w dal przed siebie. - Severusie Snape, chcesz poznać mój plan?
- Oczywiście mój Panie - odpowiedziałem natychmiast
- A więc słuchaj mnie teraz uważnie. Spotkamy się pod domem tej szlamy... - na to słowo poczułem jakby ktoś wsadził mi nóż prosto w serce, lecz nie dałem po sobie poznać, że trafił w mój najczulszy punkt - dziś o 19 i pokażemy całemu światu czarodziejów, że przepowiednia tej wariatki była kłamstwem, bo nie ma potężniejszego czarownika niż ja, niż sam Lord Voldemort.
Czułem jak nienawiść do postaci stojącej przede mną wzrasta, ale czułem również nieopisaną radość z tego, że jego plan nie dojdzie do skutku, a on dalej będzie egzystował w ogromnym błędzie... w jeszcze większym niż dotychczas. - Będę na miejscu, a jaka jest moja rola, Panie? - zapytałem
- Severusie, Severusie... każdy uważa Cię za takiego mądrego czarodzieja, a wręcz mistrza... nie potrafisz się domyśleć? Ich będzie trójka, a nas jest dwójka. Oczywiście, że to ja zabiję dzieciaka, ale Ty będziesz mógł wybrać sobie pomiędzy szlamą, a jej wybrankiem...
- Oczywiście, to ogromne wyróżnienie, ale nie chcę Ci odbierać satysfakcji Panie... - powiedziałem pewnie, lecz w głowie nic nie było już pewne
- Ty zabijesz jednego z nich Severusie, postanowiłem - zakończył rozmowę i skierował się do wyjścia
W głowie miałem ogromną pustkę, nie wiedziałem co zrobić... nie mogłem rzucić Avady w moją ukochaną. Wiem, że nikomu nic się nie stanie, ale już wystarczająco ciężko układa się nasze życie. Mam nadzieję, że uda mi się mimo wszystko pozostać niezauważalnym dla Lily w jej domu podczas tragedii, która ma nastąpić.
Dochodziła 19, moje serce waliło jak oszalałe podczas, gdy stałem pod ich domem, gdy czekałem na Voldemorta. Dookoła było ciemno, latarnie nie działały, było okropnie smutno jak po ataku dementorów. Z oddali zbliżała się czarna postać. Sunęła ku mnie powoli, jednostajnie. Była coraz bliżej. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie ma już odwrotu z tej sytuacji. Dotarło do mnie, że nie mam pewności, czy Lily wlała eliksir do soku i czy wszyscy go wypili. Było tyle wątpliwości, a on był już blisko. Dzieliło nas zaledwie kilkadziesiąt metrów, gdy spojrzałem w ich kuchenne okna. Zobaczyłem jak się do niego przytula i całuje w usta. Zapomniałem wtedy, że zbliża się Czarny Pan, zapomniałem o wszystkich wątpliwościach. Za to wiedziałem w kogo rzucę dziś Kedavrą. Miałem nadzieję, że to on jako jedyny nie wypił soku wraz z eliksirem.
- Witaj Severusie - z czarnych myśli oderwał mnie głos Toma - Witaj Panie.
- Chodźmy - na te słowa oboje ruszyliśmy ku drzwiom wejściowym - Severusie, wejdź pierwszy i pozbądź się pierwszego domownika - w odpowiedzi skinąłem tylko głową po czym zapukałem do drzwi
- O! Któż to nas odwiedził! Smarkerus! Nie do wiary! - powiedział swoim prostackim tonem James Potter
- Twój widok jeszcze nigdy mnie tak nie cieszył, Potter - oznajmiłem z lekkim uśmiechem - Avada Kedavra! - James Potter leżał na ziemi, jego twarz dalej pokryta była szyderczym uśmieszkiem, ale w głębi serca czułem żal wiedząc, iż on tak naprawdę żyje...
- Świetna robota Severusie, zostań tutaj - rzekł mój Czarny Pan idąc na górę, gdzie słychać już był płacz Lily.
- Nieee!!! Proszę....!! Nie zabijaj Harrego!! Tylko nie Harrego! - krzyczała przerażona Lily
- Odsuń się to oszczędzę Twoje nędzne życie! - wrzasnął Tom - Daj mi chłopca, odejdź!
- Nie!!! Nie zabijaj mojego syna! Nie zabi... - Lily słowa się urwały przez rzucone zaklęcie Lorda Voldemorta - Avada Kedavra! - zaklęcie trafiło kobietę mojego życia, a ja nie mogłem nic zrobić, nie mogłem sprawdzić, czy żyje dopóki On był w domu.
- Severusie - zawołał
Natychmiast zerwałem się ku schodom prowadzącym na górę - Panie?
- Chcę byś podziwiał ten moment, w którym nabieram jeszcze większych sił, gdy staje się niezwyciężonym Panem całego świata! - wrzasnął, ale do mnie nie docierały jego krzyki, gdyż obok leżała Lily. Serce pękało mi gdy patrzyłem na jej twarz, którą przeszywa ogromna rozpacz. Chciałem sprawdzić, czy żyje, ale bałem się, że Czarny Pan odkryje moją tajemnicę, którą tak bardzo skrywałem.
Tom powoli podchodził do łóżeczka, w którym stał roczny Harry. Dziecko nie płakało, a wręcz było zainteresowane czarną postacią zbliżającą się do niego. Z każdym krokiem był coraz bardziej zaciekawiony. Gdy Voldemort dotykał już szczebelek łóżka swoimi białymi, długimi palcami, Harry chciał go dotknąć, lecz ten szybko się odsunął i krzyknął - Avada Kedavra! - błysk zielonego światła rozszedł się po całym pokoju, lecz ku mojemu zdziwieniu przez cały pokój roznosił się płacz dziecka, przeraźliwy płacz małego Harrego Pottera... a Czarnego Pana nie było... pozostało po nim tylko wspomnienie.
Stałem w bezruchu całą wieczność, a przynajmniej tam mi się wtedy wydawało. Nagle usłyszałem szelest i ciche jęki. To była Lily. Bez namysłu podbiegłem do niej, by wziąć ją w swoje ramiona, by czuła się już bezpieczna.
- Udało się, wszystko się udało - powiedziałem do ukochanej
- Gdzie jest Harry? Co z Harrym? On nie wypił soku... Co z moim synem? - krzyczała w panice Lily
- Jak to nie wypił?! Harry żyje... nic mu nie jest. Nawet nie stracił przytomności... - oświadczyłem, ale nic z tego nie rozumiałem
CZYTASZ
Kartki z kalendarza Severus'a Snape'a
FanfictionGdyby życie Severusa wyglądało inaczej? Gdyby wszystko się inaczej potoczyło? Sev w roli ojca? Czarna postać nie jest zawsze tą najgorszą. Z początku nielubiany, na końcu pokochany przez wszystkich... a może odwrotnie?