5 sierpnia 1990

120 11 4
                                    


Obudził mnie krzyk Harrego. Zabrałem swoją różdżkę i popędziłem do jego pokoju, kompletnie nie wiedząc o co chodzi. Byłem pewny, że po raz kolejny bawi się i zapomina o tym jak bardzo uwielbiam ciszę. – Co Ty wyprawiasz, Harry? – zapytałem wchodząc do pokoju, lecz po chwili stanąłem przerażony widokiem, który zastałem – Harry! – krzyknąłem i natychmiast podbiegłem do syna podczas, gdy ten leżał cały we krwi na podłodze – Harry! Odezwij się! – głos miałem błagalny, lecz chłopak nie odezwał się nawet jednym słowem – Co tu się stało?! Jak?! – krzyczałem niosąc zakrwawionego Harrego do swojego gabinetu. W mojej głowie mnożyły się pytania jak do tego doszło, czy ktoś chciał zabić Harrego? Czy pomyliłem się co do Bellatrix?
Położyłem Harrego na łóżku i przywołałem kilka potrzebnych eliksirów, i po kolei podawałem je dziecku. Gdy skończyłem mogłem spokojnie obejrzeć jego rany, gdyż wiedziałem, że po takiej dawce leków nie obudzi się oraz nie będzie czuł żadnego bólu.
- CO?! JAK TO MOŻLIWE?! – huknąłem, bo jego rany przypominały w dużej mierze, te spowodowane zaklęciem Sectumsempra. – To niemożliwe… - syknąłem, po czym wziąłem różdżkę i wypowiedziałem bez namysłu formułę zaklęcia niwelującego rany - Vulnera Sanentur.
Harry potrzebował odpoczynku, a ja zachodziłem w głowę co mogło spowodować takie obrażenia. Nie znał on formuły takich zaklęć, on praktycznie nie znał jakichkolwiek zaklęć. Czy ktoś byłby na tyle bezmyślny, by wkraść się do naszego domu i poranić Harrego? – Och nie sądzę. – pomyślałem siadając na fotelu w gabinecie, gdzie naprzeciwko leżał Harry. – Wszystko będzie dobrze, mój drogi. – powiedziałem do niego mając nadzieję, że mnie usłyszy.
Minęło kilka godzin, a ja zacząłem się martwić, że Harry się nie budzi.
- Tato… - jęknął, a ja natychmiast poderwałem się i w mgnieniu oka byłem przy nim – Wszystko dobrze, Harry. – powiedziałem głosem pocieszającym – przepraszam – wyjęczał Harry – Nie masz mnie za co przepraszać, to nie Twoja wina – odparłem bez zastanowienia, lecz po chwili dotarło do mnie chyba co za chwilę się wydarzy – chcesz coś mi powiedzieć, Harry? – syknąłem – tato… nie złość się na mnie… - mówił cichym głosem, ale jednocześnie dość wystraszonym – porozmawiamy później, teraz odpoczywaj – uciąłem jego jęki, po czym wyszedłem z gabinetu i zmierzałem do pokoju Harrego.
- Co to ma wszystko znaczyć? – dostrzegłem w pokoju szkła od butelek z eliksirami, lecz nie mogłem stwierdzić ich dokładnego opisu. Jednak zobaczyłem w rogu spory kociołek, który dymił i strzelały z niego małe iskry. – Niewiarygodne jaki ten dzieciak jest bezmyślny – warknąłem wychodząc z pokoju Harrego. Poszedłem prosto do mojego gabinetu. Wiedziałem, że po podaniu wszystkich eliksirów Harry będzie gotowy do rozmowy.
- Chyba musimy porozmawiać, mój drogi – warknąłem siadając wygodnie w fotelu – byłeś w moim pokoju? – zapytał Harry – skoro leżysz tutaj to jest to bardzo prawdopodobne, że w nim byłem. Co to wszystko ma znaczyć? Twój pokój wygląda jak po wojnie! – żachnąłem się – ja nie chciałem nic złego zrobić. Chciałem żebyś był ze mnie zadowolony – powiedział Harry, spuszczając głowę – Jestem wściekły, Harry. Powiedz mi wszystko, bo bardzo wyczerpałeś moją cierpliwość dziś. Słucham. – powiedziałem głosem pełnym złości.
Harry wyprostował się na łóżku i spojrzał na mnie z miną, która starała się mnie udobruchać. – Obudziłem się wcześnie i chciałem się pobawić trochę. Chciałem zrobić swój eliksir i żeby był jedyny w swoim rodzaju. Poszedłem do Twojego gabinetu i zabrałem ten duży kociołek i kilka eliksirów. – Jakich? – syknąłem przez zęby przerywając Harremu – Nie wiem, nie patrzyłem na nazwy, bo i tak się na nich nie znam. Wziąłem ich 8, a w pokoju wlałem je do tego kociołka i to wszystko zaczęło tak fajnie strzelać. Byłem taki zadowolony, ale w pewnej chwili zaczęło się to wymykać spod kontroli i kociołek latał po całym pokoju, i ciągle strzelał. Później zaczął strzelać we mnie i więcej nie pamiętam, bo obudziłem się tutaj. – Harry skończył opowiadać, a ja nie odezwałem się ani jednym słowem. – Tato… - ponaglił mnie – Jestem na Ciebie wściekły! Nie masz prawa zabierać moich eliksirów! Nie masz prawa zbliżać się do regału z eliksirami! Dopóki nie zmienię zdania ani się waż tam podejść, bo nie ręczę za siebie! – oświadczyłem wstając z fotela i zmierzając w stronę łóżka – Coś Ty sobie myślał? Zabrałeś moje eliksiry i chciałeś żebym był zadowolony? Zabrałeś eliksiry, których przeznaczenia nie znałeś! Mogłeś nawet umrzeć! Rozumiesz? – krzyknąłem na syna stojąc przy łóżku – Przepraszam, więcej tego nie zrobię. – obiecał Harry – Oczywiście, że nie zrobisz tego więcej, bo spotka Cię za to bardzo surowa kara, mój drogi. – oznajmiłem – Co? Jaka kara? – zapytał zdziwiony – Och mój drogi. Jesteś jeszcze obolały i jest już późno. Jutro się dowiesz. Teraz wypijesz eliksir słodkiego snu, skoro tak je wszystkie lubisz. A rano widzę Cię o 9 przy stole na śniadaniu. – poinformowałem Harrego, a ten patrzył na mnie smutnym wzrokiem – wypij eliksir – ponagliłem go, a ten szybko sięgnął po buteleczkę i opróżnił ją, a po chwili twardo już spał – Dobranoc Harry, nie rób mi tego więcej. Nie każ mi znów bać się o Ciebie. Kocham Cię, synku. 

Kartki z kalendarza Severus'a Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz