4 sierpnia 1990

133 11 1
                                    


- Harry, przygotuj się, bo niedługo wychodzimy. – krzyknąłem do Harrego, który był w swoim pokoju – Gdzie? – zapytał – Muszę załatwić kilka spraw i chcę byś ten czas spędził u Hagrida. – powiedziałem wchodząc do pokoju chłopaka – Już się pakuję! – poderwał się z miejsca i zaczął się pakować
- Jestem gotowy! – Harry wpadł do mojego gabinetu jak zwykle z krzykiem – HARRY! Ile razy można Cię prosić? – zgromiłem chłopaka wzrokiem, gdyż prawie upuściłem mój eliksir – Oj dobra. Kiedy wychodzimy? – ten dzieciak mnie wykończy, to jest pewne. – Harry. Już. – powiedziałem przez zęby. – Nie złość się tato. – starał się załagodzić sprawę – Oj dobra. – powiedziałem do Harrego lekko się przy tym uśmiechając
Przy bramie jak zwykle czekał na nas Hagrid z kłem. – Zostawiam was samych. Wrócę po Harrego późno wieczorem. – rzuciłem do Harrego i jego przyjaciela, po czym odwróciłem się i zmierzałem w stronę drzwi wejściowych do Hogwartu – Tato! - te słowo zawsze będzie dla mnie magiczne, zatrzymałem się – Nie złość się na mnie za te krzyki w Twoim gabinecie, przepraszam. Kocham Cię. – wyznał Harry, a na koniec mnie przytulił – Na Ciebie ciężko jest mi się złościć. Ja Ciebie też kocham, synku. – poczułem jakby te słowa były czymś w rodzaju pożegnania. Czy on coś czuje? Czy czegoś się domyśla? Mam tylko nadzieję, że nie był u mnie w gabinecie pod moją nieobecność!
Gdy byłem w swoim szkolnym gabinecie wyciągnąłem z szafki pelerynę niewidkę, która kiedyś należała do Jamesa Pottera, lecz po jego zmianie nie była mu potrzebna, więc pozwoliłem sobie na zatrzymanie jej. Zresztą i tak zamierzałem podarować ją Harremu, gdy zacznie chodzić do Hogwartu. Wypiłem eliksir i byłem gotowy, by iść do Bellatrix, która się mnie zupełnie nie spodziewa. Nałożyłem na siebie pelerynę, by nikt nie mógł dostrzec, że opuszczam mury szkoły. Chciałem utrzymać wszystko w tajemnicy przed Harrym i przede wszystkim przed Albusem Dumbledore’m.
Poszedłem pod dom Lucjusza i stanąłem tak, by nikt nie mógł dostrzec mojej obecności nawet jakbym nie miał na sobie peleryny. – Powinna tu być zaraz – pomyślałem, gdy nagle zobaczyłem jak z oddali zbliża się w moją stronę Bellatrix. Poczekałem aż odległość, która nas dzieli zmniejszy się, a wtedy – SECTUMSEMPRA – rzuciłem swoje autorskie zaklęcie, a cała we krwi lewa dłoń Bellatrix opada na ziemie - Severusie! Jesteś takim tchórzem, że starasz się nieudolnie mnie zabić? – powiedziała wyraźnie zdziwiona, a ja rzuciłem na nią zaklęcie Imperius i zaprowadziłem w bardzo ustronne miejsce. – Tutaj nikt nas nie znajdzie! – w jednej chwili zdjąłem z siebie pelerynę i cofnąłem z Bellatrix Imperiusa. – CRUCIO! – nie mogłem się powstrzymać, tak bardzo potrzebowałem się na niej zemścić. Z ust kobiety wydobywały się jęki połączone ze śmiechem. – Tylko na tyle Cię stać Severusie? – zapytała, gdy przestałem się nad nią znęcać – Och Bello, zdziwisz się jak dowiesz się na ile mnie stać. – powiedziałem w jej stronę, a na jej twarzy malowało się widoczne zainteresowanie – Jesteś zwykłym tchórzem! Zaatakowałeś mnie w pelerynie niewidce! Zachowałeś się jak zwykły tchórz! – wiedziałem, że stara się wyprowadzić mnie z równowagi – CRUCIO! – wykrzyknąłem, a ciało Bellatrix poderwało się do góry wyginając w niezdrowy sposób wydając z siebie obrzydliwe dźwięki – Wystarczy. – wrzasnąłem rzucając kobietę na ziemię – Jesteś zwykłym tchórzem. – powiedziała wyraźnie obolałym głosem, a ja odwróciłem się szybko. Wiedziałem, że nie mam więcej czasu - EXPECTO PATRONUM – a z końca mojej różdżki wyskoczyła piękna, srebrno-błękitna łania i wbiegła w otaczający nas las. Teraz wiedziałem, że wszystko się uda. Bellatrix z niedowierzaniem patrzyła w moja stronę, było widać również, że jest przerażona, ale nie chciała, bym to dostrzegł. – Twój Pan nie żyje, Twój Pan Cię zostawił! Lord Voldemort umarł! – wykrzykując te słowa w stronę kobiety widziałem jak podnosi ona swoją różdżkę i mierzy nią w moją stronę – AVADA KEDAVRA – wrzasnęła a ja padłem bez wyrazu na ziemię. Wiedziałem, że wszystko się udało, bo byłem świadomy wszystkiego. Zamknąłem oczy, by nie zaczęła nic podejrzewać, gdy usłyszałem – MORSMORDRE! -  szybko przywołałem do siebie pelerynę, którą na siebie nałożyłem i dostrzegłem swojego patronusa. Bellatrix była tak podekscytowana swoim wyczynem, że nie zauważyła kiedy zniknąłem, lecz po chwili widziałem jak zesztywniała. W pobliżu zaczęły  pokazywać się dementorzy, a ja zdążyłem krzyknąć do niej – widzisz na ile mnie stać? -  po tych słowach teleportowałem się do Hogsmeade.
Bez namysłu wszedłem do Gospody pod Świńskim łbem z peleryną w ręku i zamówiłem tam kilka ognistych whisky. Znów chwilę mogłem być sam. Nie musiałem się do nikogo odzywać. Straciłem poczucie czasu. Szybko ruszyłem w stronę Hogwartu, zakładając na siebie niewidkę. – Harry nie może mnie zobaczyć w takim stanie, jestem kompletnie pijany. – powiedziałem pod nosem, gdy wchodziłem do swoich komnat w Hogwarcie – Severusie! Coś Ty ze sobą zrobił? – nawet będąc pijanym zawsze poznam Twój głos. Czego chcesz, Albusie? – zwróciłem się do niespodziewanego gościa, który stał w drzwiach do Sali, w której trzymam swoje eliksiry. – Miałeś wrócić po Harrego? Zdajesz sobie sprawę z tego ile ten chłopiec na Ciebie czekał? – zapytał wyraźnie zdenerwowany dyrektor, a ja wiedziałem, że musiałem się bardzo sługo spóźnić – To moja sprawa. Przejdź Albusie, chcę sięgnąć eliksir zwalczający alkohol i zabieram Harrego do domu. – powiedziałem wchodząc po swoje płynne wybawienie – Bellatrix jest w Azkabanie. Gratuluję Severusie, ale musiałeś się tak upijać. – oznajmił Dumbledore – Jak widać musiałem. – po czym wypiłem eliksir i poczułem się znów świeżo.

Kartki z kalendarza Severus'a Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz