31 sierpnia 1990

91 8 3
                                    


- Harry, chodź już. Niedługo się spóźnimy jak będziesz się tak guzdrał. – krzyknąłem do syna – Chwila. – usłyszałem głos dochodzący z pokoju Harrego – Pośpiesz się lub to ja do Ciebie pójdę. – ostrzegłem chłopaka – Moment. – powtórzył, a moja cierpliwość powoli się kończyła – Harry. – warknąłem idąc w stronę pokoju chłopaka. Widok, który zastałem w pokoju wcale mnie nie zaskoczył. – Już wiem, który z uczniów w przyszłym roku zawali naukę, bo nie będzie mógł zwlec się z łóżka. – wysyczałem stojąc w drzwiach pokoju syna – Nie przesadzaj. Zaraz będę gotowy. – powiedział zakładając za siebie czarne spodnie – Pośpiesz się, nie mam czasu, by tyle na Ciebie czekać. – ponagliłem Harrego – Jak Ci nie pasuje to jedź do Hogwartu beze mnie! – krzyknął obrażonym tonem – Słucham? – odparłem przez zęby – To co słyszałeś. Jedź beze mnie. Mogę zostać sam tutaj. – powtórzył, a jego słowa zabolały mnie bardzo, ale nie dałem po sobie tego poznać – Za 5 minut widzę Cię w salonie. – wyszedłem z pokoju, a Harry kopnął w drzwi.
Rozwścieczony usiadłem w fotelu, czekałem aż prowodyr mojego złego samopoczucia wreszcie przygotuje się do wyjścia. Po chwili usłyszałem powolne kroki. – Jestem. – syknął Harry wchodząc do salonu – Usiądź. – wskazałem na fotel stojący niedaleko tego, na którym siedziałem – Już się nie spieszysz? – powiedział złośliwym tonem – Chyba się zapominasz, mój drogi. – zacząłem – Zastanów się nad tym co powiedziałeś. Jesteś tego pewny? Nie chcesz ze mną jechać? – zapytałem wprost z miną pełną gniewu, a Harry milczał. – Sądziłem, że bardzo lubisz Hogwart i chcesz ze mną jechać jak w zeszłym roku. – powiedziałem już tonem bardziej przyjacielskim, a Harry dalej siedział jak zaklęty i nie odezwał się słowem. Wiedziałem, że coś musiało się stać, ale nie miałem pojęcia co. Przez ostatnie dni nie kłóciliśmy się w ogóle, a wręcz przeciwnie. Wstałem z fotela i podszedłem w stronę Harrego, a ten ani drgnął. Ukucnąłem naprzeciw jego twarzy i złapałem go za ręce. – Synku, coś się stało? – zapytałem starając się spojrzeć w jego oczy, lecz wzrok miał wbity w swoje kolana. – Martwię się o Ciebie. Nigdy wcześniej tak nie mówiłeś. O co chodzi? – ponowiłem pytanie – Nie mogę Cię zostawić tutaj samego, a co ważniejsze nie chcę. – oznajmiłem synowi, łapiąc delikatnie jego twarz w ręce i podnosząc ją do góry aż nasze oczy się ze sobą spotkały – Harry… odpowiesz? – zapytałem wyjątkowo spokojnym głosem – Chcę z Tobą jechać, ale… - powiedział prawie szeptem – ale nie chcę żeby znów było tak jak w tamtym roku… - powiedział, a ja nie wiedziałem o co chodzi. – O czym Ty mówisz? – zapytałem wyraźnie zdziwiony – Nie chcę żebyś mnie oddał do Dursleyów… Chcę być z Tobą, ale w szkole mówili, że jestem synem Voldemorta i jak się o tym dowiesz to nie będziesz mnie już chciał. – powiedział Harry, a ja wściekły podniosłem się i podszedłem do okna – Kto tak powiedział? CO ZA BZDURY! – zagrzmiałem – Nie wiem, kto to był. Nie znam ich. – powiedział smutnym głosem – Już ja się z nimi rozprawię! Dowiem się kto opowiada takie brednie! – zagroziłem – Nie zostawisz mnie? - jęknął Harry – Jesteś moim synem i nie zostawię Cię nigdy. – powiedziałem kucając znów naprzeciw Harrego – Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? – zapytałem – Bałem się, że nie będziesz chciał takiego syna… - jęknął spuszczając wzrok na kolana – Spójrz na mnie, Harry. Jesteś najlepszym synem. Jesteś moim synem i jestem z tego dumny. Ogromnie dumny. Kocham Cię i pamiętaj o tym zawsze. – z oczu Harrego poleciały łzy – Przepraszam, że byłem taki wredny wcześniej. Nie wiedziałem co mam zrobić. – po tych słowach zaszlochał, a mi zrobiło się go najzwyczajniej w świecie żal – Nie przepraszaj, w końcu masz w domu najlepszy przykład wredności. Ja Cię przepraszam, że niczego nie zauważyłem rok temu, ale obiecuję, że zrobię z nimi porządek. Jeszcze dziś poinformuję o tej sytuacji dyrektora. – obiecałem – Nie wstyd Ci za takiego syna? – zapytał Harry, patrząc mi prosto w oczy – Wstyd? Ani trochę. Przeciwnie. Jestem z Ciebie ogromnie dumny. Jesteś wyjątkowy, Harry. Zawsze będziesz moim kochanym synem i nigdy nie miej wątpliwości. To, że zareagowałeś w ten sposób, to naturalne dla Twojego wieku, jesteś jeszcze dzieckiem. – powiedziałem, przytulając syna – Kocham Cię, tato. – powiedział, a ja pocałowałem do w głowę.
Kilka chwil później teleportowaliśmy się do Hogwartu. Lochy, w których mieszkaliśmy były dość mroczne, lecz Harremu bardzo się one podobały. Czuł się tutaj jak w domu. – Może zaprosisz Hagrida tutaj? – zapytałem – Może tu przyjść? – dopytał zdziwiony – Pewnie. Przecież to Twój przyjaciel. – oświadczyłem – Super! – powiedział radośniejszym głosem, lecz dalej można było słyszeć w nim krztę smutku – Poczekaj tutaj, a ja go do Ciebie zawołam. Muszę iść do Dumbledorea. – wstałem i zmierzałem ku drzwiom – Uśmiechnij się, Harry. Nie lubię, gdy jesteś smutny. Wszystko będzie dobrze. Nikt więcej Cię nie skrzywdzi. – obiecałem synowi, a ten szczerze się uśmiechnął – Dziękuję – powiedział, a ja puściłem mu oko i wyszedłem z lochów.
Wiedziałem, że Hagrid będzie w Wielkiej Sali pomagał w przygotowaniach do jutrzejszego rozpoczęcia roku szkolnego i do całej  uroczystości z tym związanej, lecz mimo to chciałem, by poszedł do Harrego. Wchodząc do Wielkiej Sali dostrzegłem gajowego przy stole nauczycielskim. – Hagridzie, mogę Cię prosić? – przerwałem mu – Profesorze Snape, jasne. – odeszliśmy kawałek, by móc porozmawiać w samotności – O co chodzi? – zapytał półolbrzym – Czy mógłbyś iść do Harrego? Jest w naszych lochach i czeka na Ciebie. – na moje słowa Hagrid wyraźnie się zdziwił. Wyjaśniłem mu sytuację z dzisiejszego poranka, a ten się wyraźnie zdenerwował. – Co za bezczelność. – zaperzył się – Też tak sądzę. Dlatego chcę poinformować o całym zajściu Dumbledorea, a nie chcę, by Harry był sam. Zresztą, wiesz jak on Cię lubi. Porozmawiaj z nim. – poprosiłem przyjaciela syna – Jak najbardziej, dyrektor musi się dowiedzieć. Trzeba zrobić z gnojkami porządek. Idę do małego. Dzięki, profesorze. – powiedział i odszedł w stronę lochów, a ja poszedłem do gabinetu Albusa.
- KTO MA CZELONOŚĆ WYGADYWAĆ TAKIE BZDURY?! – zagrzmiał dyrektor, gdy usłyszał historię z dzisiejszego poranka – Nie wiem, Albusie, ale dowiem się przysięgam i wtedy pożałują. – oświadczyłem – Nie postępuj pochopnie, Severusie. Jeśli to uczniowie to ja się nimi zajmę. – powiedział dalej rozgniewany Dumbledore – Chodzi o mojego syna, Albusie! Nikt nie będzie wygadywał, że jest on synem Voldemorta! – warknąłem, a mój rozmówca wiedział, że nie przyjmę jego jakiegokolwiek sprzeciwu – Rozumiem, Severusie. Tylko nie przesadź z ukaraniem ich. – w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi i do gabinetu dyrektora weszła profesor McGonagall, a za nią osoba, której nie spodziewałem się spotkać za murami Hogwartu. – Witaj, Minervo. – powiedział spokojnym tonem dyrektor – Witaj, Albusie. Przyprowadziłam profesor Greylow. – oświadczyła kobieta – Severusie, witaj. – Witaj. – odparłem automatycznie do opiekunki domu lwa. – Witam, panią Grelow. Severusie, poznajcie się. To nasza nowa zdobycz. – powiedział Albus – Będzie uczyła Obrony Przed Czarną Magią. – Nie wierzyłem w to co słyszę. Ona miała uczyć mojego upragnionego przedmiotu? Przekląłem w myślach. Dumbledore zawsze wiedział jak mnie upokorzyć, nie wiedział nawet kiedy to robił. – Miło Cię widzieć, Severusie. Unikałeś mnie? – zapytała Fawila – Nie miałem czasu, by przychodzić do knajpy. – syknąłem w jej stronę – Wy się znacie? Cudownie! – oświadczył radosny dyrektor, a profesor McGonagall przyglądała mi się z zaciekawieniem – Pójdę już, dokończymy rozmowę jutro. To bardzo ważne, Albusie. – rzuciłem i wyszedłem z jego gabinetu nie czekając na odpowiedź. 
Powoli szedłem do swoich lochów, gdzie czekał na mnie Harry wraz ze swoim przyjacielem. W moich myślach znów pojawiła się piękna Fawila, lecz nie chciałem teraz zajmować się nią, gdy Harry miał problem. Wiedziałem, że to on mnie teraz potrzebuje, a kobieta… kobieta, która rozczulała mnie swoim wyglądem i barwą głosu musiała zaczekać.

Kartki z kalendarza Severus'a Snape'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz