20

245 28 3
                                    

-Harry poczekaj! – usłyszałem wołanie za swoimi plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem idącego w moim kierunku Louisa. – Wszystko w porządku? Dostałeś jakąś ocenę?

-Um, dobrze. Pani od geografii mnie pytała, ale akurat zadzwonił dzwonek, więc mnie to uratowało. Pomijając fakt, że na wf nikt nie chciał być ze mną w drużynie, jest dobrze.

-Eh, nie przejmuj się tym, dobrze? Naprawdę nie chcę, żebyś miał doła. Uśmiechnij się, Harry. Masz przepiękny uśmiech – szepnął.

Korytarzem w naszą stronę szedł Tommy z kolegami. Jakimś cudem mnie nie zaczepili, tylko przeszli obok nas, jakby mnie nie zauważyli.

-Widzisz, nie mają odwagi powiedzieć coś w twoją stronę już. Rozmowa z dyrektorem ich wystraszyła. Dziwię się, że wcześniej tego nie zgłosiłeś – mruknął. Może dlatego, że się bałem? Nadal zresztą boję się

-Um, dzisiaj z mamą mam jechać do Manchesteru. Chcesz z nami pojechać? – spytałem.

-Mogę? Nie będę wam przeszkadzał?

-Nie, ona tam chce jechać do galerii i będę się tak nudził, czekając na nią. W tym czasie będziemy mogli pochodzić i wiesz...

-Jasne, z miłą chęcią – uśmiechnął się.

***

-Dobrze, chłopcy. Spotkamy się w tym miejscu za dwie godziny, okej? Jak coś to dzwońcie – powiedziała moja mama i po chwili zniknęła już w pobliskim sklepie z sukienkami.

-Chodź tam. Głodny jestem – zawołał Louis, idąc w stronę KFC.

-Bierzesz coś? – spytał.

-Um, chyba wezmę sobie gofra z stamtąd – wskazałem na mini sklepik, w którym sprzedają gofry i naleśniki.

-No okej. To przyjdź zaraz do mnie – powiedział i poszedł do kolejki.

Popatrzyłem na menu i wziąłem gofra z bitą śmietaną i polewą czekoladową. Zapłaciłem kobiecie i odwróciłem się, żeby dostrzec Louisa, ale nie było go. Wszędzie zajęte stoliki i przy żadnym go nie ma. Kolejki dawno już nie ma. Usiadłem załamany na ławce i zacząłem jeść. Przypomniałem sobie, że przecież mogę do niego napisać.

Hazza: Gdzie jesteś Louis? To nie jest śmieszne.

Hazza: Odpisz mi do cholery.

-O, tutaj jesteś – usiadł obok mnie Louis z kubkiem kurczaków i colą. – Byłem w kiblu, sory.

-Boże – westchnąłem. – Myślałem, że się obraziłeś i poszedłeś niewiadomo gdzie. A ty po prostu poszedłeś do toalety. Ugh.

-Martwiłeś się o mnie? Awww – zachichotał, a ja go szturchnąłem ramieniem.

-Przestań – mruknąłem. – Po prostu byłem rozkojarzony. No i patrz, mam zimnego gofra teraz.

-Jejku, Harry. Nie zachowuj się jak dziecko – przewrócił oczami.

-Ja? To ty uciekłeś bez słowa i jeszcze mówisz "awww" – prychnąłem.

-Poszedłem się tylko odlać, Boże. Mamie zawsze mówisz, że idziesz siku, żeby nie szukała cię po całym domu? – spytał z rozbawionym wyrazem twarzy.

-Bardzo śmieszne, kurwa – mruknąłem i zorientowałem się, że użyłem wulgaryzmu. – Wiesz co? Pieprz się.

Wstałem i odszedłem od niego, przyspieszając kroku, żeby być jak najdalej od niego. Nagle poczułem, że złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie.

-Z tobą zawsze – uśmiechnął się.

Oops? Hi. • Larry Stylinson ✓ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz