Rozdział 4

1.6K 65 5
                                    

*Trinity's PoV'

Cholerna pomyślałam. Czy on ma zamiar przez cały czas używać moich słów? To jest jakaś jego zagrywka? "Ta, siemka. Przyłapałeś mnie!" zamruczałam do mikrofonu, "A szło mi bardzo dobrze.." Palcami zmiotłam grzywkę z twarzy, wzdychając.

Usłyszałam głęboki, tłumiony chichot "Nie, słońce, nie za bardzo", powiedział, z nutą rozbawienia w głosie. "Widziałem jak odjeżdżasz spod domu zaraz za mną. Nie jesteś zbyt dobrym stalkerem". Rozbawienie szybko zniknęło z jego głosu i zastąpił je chłodny ton, który słyszałam dzisiaj rano. "Tak czy siak, zostań tam na dole i nigdzie się nie ruszaj. Będę za minutę".

Zrobiłam tak, jak mi kazał, bawiąc się w zdenerwowaniu końcówkami rękawów mojej kurtki. Niedługo usłyszałam odgłos stawianych na żwirze kroków, który leżał na ziemi, i oto był. Pomimo tego, że widziałam go dzisiaj rano, oddech znowu uwiązł mi w gardle, gdy go tylko zobaczyła. Prawdopodobnie dlatego, że był zupełnie inny od chłopaków, których do tej pory znałam. 

Podniósł swoja wytatuowaną rękę i przycisną guzik na pilocie, który trzymał w dłoni, a brama zaczęła się powieli otwierać. "Wchodź", było to jedyne co powiedział, nim odwrócił się i szedł w stronę budynku, który, jak przypuszczałam, był jego domem. Zostałam tam gdzie byłam, nie będąc pewną co on zamierza. Nie chce żeby sobie poszła?

Gdy zorientował się, że za nim nie idę obrócił się ponownie. "Jezu, idziesz czy nie?!" zapytał unosząc brwi. Skinęłam szybko głową i  zaczęłam podążać zaraz za chłopakiem.

Spacer do domu zajął ok 3 minut i przebiegł w kompletnej ciszy. Podjazd, który prowadziło posiadłości był długi i kręty. Gdy dotarliśmy do ostatniego załamania, moim oczom ukazał się ogromny, kamienny dom.  Musiałam powstrzymać się od tego by moja szczęka nie upadłą na ziemie i by z mojego gardła nie wydarł się odgłos zachwytu. Był bajeczny! Białe framugi okien komponowały się z kolorowymi kwiatami w doniczkach i kontrastowały z szarym kamieniem, z którego zbudowany był dom, nadając mu przytulnego, rodzinnego wyglądu. To na pewno nie był dom, jakiego się spodziewałam.

Jakby czytając mi w myślach, odpowiedział na niezadane pytanie. "To dom moich rodziców, nie mój. Ale równie dobrze mógłby być i mój. Spędzają 11 miesięcy w roku w swoim domu w Hiszpanii, a nawet gdy tutaj są, to i tak równie dobrze mogłoby ich nie być" prychnął. "Wiem co czujesz," wymamrotałam szczerze. 

Nagle, obrócił głowę i jego stalowy wzrok napotkał moje zaskoczone, piwne oczy. "Nie, nie masz pojęcia. Nawet nie waż się tak mówić" warknął przez zaciśnięte zęby. Zaskoczona i lekko zaskoczona, stanęłam jak wryta, gdy on kontynuował swoją podróż do wielkich, frontowych drzwi. Gdy zauważył moją nieobecność, głośno westchnął.

"Na prawdę myślisz, że mam zamiar Cię skrzywdzić?' zapytał, uważnie studiując moją twarz. Nic mu sie odpowiedziałam, w tym momencie będąc zainteresowaną małą grudką żwiru pod moją stopą. Gdy wciąż milczałam, potrzasną rękoma i podszedł do mnie. "Popatrz na mnie", rozkazał. Tak też zrobiłam. Gdy podniosłam głowę, zauważyłam że jego rysy są delikatniejsze i ukazywał nawet delikatne zranienie.

"Może i jestem dupkiem", powiedział szybko. "Ale nigdy nie mógłbym skrzywdzić dziewczyny. Nigdy. Zaufaj mi, okej?" Patrzyłam na niego przez chwilę, próbując rozszyfrować, czy mogę uwierzyć jego słowom. Doszłam do wniosku, że mówił poważnie. Kiwnęłam delikatnie głową a ulga przeszła po jego twarzy, nim kontynuował drogę do drzwi. 

Szybko przekręcił klucz w zamku i zaprowadził mnie do ogromnego, otwartego hall'u, gdzie w rogu stała białą kozetka i niski, mahoniowy stolik obok. "Yeah" zamruczał. "Mają drogi gust. Więc chyba to dobrze, że kąpią się w kasie". Powiedział prowadząc mnie do kuchni, która była równie wielka i urządzona w dobrym guście. 

Usiadłam na jednym na jednym ze skórzanych barowych krzeseł u szczytu marmurowej wysepki a chłopak usadowił się tuż obok mnie. "Dobra, mam przeczucie, że nie odpuścisz i nie zostawisz mnie w spokoju, mam rację?" zapytał. Kiwnęłam tylko głową. Chłopak położył ręce na blacie i okręcił się na krześle, zamyślony. "Okej" westchnął, "Więc muszę Cię ostrzec, że nie jestem typem osoby, z którą chciałabyś się zadawać. "Nie jestem złośliwy bo jestem dupkiem, lecz z powodów, o których nigdy nie chciałabyś się dowiedzieć. Ostrzegam Cię teraz wiec jeżeli chcesz to możesz wyjść nim się w to zagłębisz i nie będziesz mogła już nic zrobić. Większość ludzi tak robi, więc przywykłem do tego, wszystko mi jedno"

Mówiąc ostatnie zdanie, odwrócił się do mnie plecami i zaczął bawić się swoimi rękoma, co dało mi do zrozumienia, że tam na prawdę wcale nie jest mu wszystko jedno. Potrząsnęłam głową. Przebyłam tę całą drogę, nie wyjdę teraz. "Nigdzie nie idę" odezwałam się, "Teraz powiedz mi coś o sobie, ponieważ nic o Tobie nie wiem".

Odwrócił się w moją stronę zmieszony i zaskoczony.

"Mam na imię Louis" powiedział powoli "Louis Tomlinson".

"Trinity Collins"

"Pochodzę z Doncaster", powiedział. 

"Mancheste", kontynuowałam. "Przeprowadziłam się tutaj gdy miałam 10 lat"

"Więc, Trinity Collins, z Mancesteru, chciałabyś coś zjeść, skoro juz tutaj jesteś?" zapytał, a uśmiech zamajaczył na jego twarzy.

"Więc, Louisie Tomlisonie, z Doncaster, przybuszczam, że mogłabym coś przekąsić" odparłam z wielkim uśmiechem na twarzy. 

I tak po prostu, już wiedziałam, że jestem gotowa by się w to zagłębić. Na każdym poziomie. 

-------------------------------------

przepraszam, że tak długo to trwało. 

nie miałam ani czas ani weny. 

mam nadzieję, że siępodoba.

lov ya x

Letters (Dark Louis Tomlinson ||translated PL )Where stories live. Discover now