Rozdział 28.

725 47 1
                                    

*Trinity's Pov*

"Wiem, że nie mogę cały czas cię odtrącać" bełkotałam bez tchu, wciąż spanikowana " i postaram się przestać, ale nie przeproszę za to, bo wiesz, że po porostu taka już jestem.  Obiecałam, że pomogę ci w tym związku,  ale musisz zdać sobie  sprawę, że ja też czasem potrzebuję pomocy.  Związek to ciężka praca, praca nas obojga, więc proszę nie złość się na mnie"

Podczas mojego wykładu Louis wciąż był w lekkim szoku, ale widać było, że mnie słucha. Gdy skończyłam, czekałam aby teraz to on coś powiedział i stawałam się coraz bardziej zniecierpliwiona, gdy na kilka sekund zapadła cisza. Nie wiedziałam czy to dobry, czy zły znak,  a moje nerwy byłu już nadto zszargane by radzić sobie z niepewnością.

"Nie byłem zły na ciebie. Byłem zły na siebie za to, że wyszedłem." powiedział, a na jego twarzy pojawił się mały, krzywy uśmiech.  "I tak bym cię wpuścił.  Chciałem ci to powiedzieć, ale wtedy wyjechałaś mi z tą przemową a'la Martin Luter King, więc nie miałem szansy."

Strasznie się zarumieniłam, zdając sobie sprawę, że zrobiłam z siebie idiotkę.  Zrobiłam z tej sytuacji sprawę życia lub śmierci, gdy dla Louis'a był to mały wybój na naszej kamienistej drodze związku.  Prawdopodobnie to to sprawiało, że nasz związek był właśnie taki.. Robiłam z kopców kreta góry, a Louis robił z gór kopce kreta.  Żadne z nas  nie widziało sytuacji taką jaka na prawdę była.  Jak na razie nie przysporzyło to jakiś większych problemów w naszym związku, ale miała okropne przeczucie, że kiedyś w końcu to się odwróci.

Niepewnie weszłam do domu, a Louis zamknął za mną drzwi. Moje stopy, podświadomi, zawiodły mnie na  górę schodów, a następnie do pokoju na lewo, nim zdałam sobie sprawę z mojego błędu.  Rozejrzałam się po pokoju, w którym jeszcze niedawno pomieszkiwałam. Wciąż wyglądał tak samo, z tą różnicą, że teraz szafy nie wypełniały moje ubrania.  Nie mogłam oprzeć sie myśli, jakby to wyglądało, gdybym się wprowadziła. Lecz szybko pozbyłam się jej z mojej głowy, tak duży krok, w tak niestabilnym związku nie był dobrym pomysłem. Musieliśmy najpierw rozwiązać nasze problemy.  

Zamyślona, omal nie zauważyłam gdy Louis, oplótł mnie ramieniem w talii i umieścił swój podbródek na moim prawym ramieniu.  Jego oddech muskał moją szyję i zdałam sobie sprawę jak bardzo lubię mieć go przy sobie. Czułam się bezpiecznie.

"Mogłabyś pomyśleć o powrocie?" zapytał ostrożnie, obserwując moją reakcję. Westchnęłam.  Nie mogłam dyskutować o tym ponownie. Nie po tym okropnym dniu jaki właśnie przeżyłam.  Szczerz mówiąc, nie miałam ochoty rozmawiać na ten temat jeszcze przez długi czas.

Odwróciłam się by stać do niego twarzą, przygotowując się na to by powiedzieć mu po raz kolejny, że po prostu nie mogę, ale chłopak znowu zabrał głos.

"Jasne" pamiętał "Nie jesteś gotowa. Zapomniałem. Po prostu za tobą tęsknie.. To wielki dom."

Czułam jak moje serce rozwala się na kawałeczki, wiedząc co miał na myśli mówiąc to. Był samotny i rozumiałam czemu. To nie mogło być łatwe, wracać do pustej przestrzeni, wiedząc że nie tylko teraz  jest sam, ale jest sam cały czas.

"Wiem." odparłam delikatnie, przytulając go i kładąc policzek na jego klatce piersiowej, gdy przeczesywał dłonią moje włosy. "Ale wiesz, że nie mogę. Mogę zostawać czasem na noc, ale nie zamieszkać"

Louis cofnął się o krok, odgarniając ostatni kosmyk z mojej twarzy.

"Zostań dzisiaj?" niemal prosił, patrząc mi w oczy. Uśmiechnęłam się i pokimałam głową, przyciągając go do siebie bym mogła go znów przytulić.  Uwielbiałam czuć jego ramiona wokół siebie, tak jakbym ja była jego, a on mój.

Letters (Dark Louis Tomlinson ||translated PL )Where stories live. Discover now